REKLAMA

Muszę pokazać Until Dawn: Rush of Blood znajomym - recenzja Spider’s Web

Grając w przygotowany na premierę PlayStation VR tytuł na szynach, nie da się spokojnie wysiedzieć. Until Dawn: Rush of Blood straszy w chamski, dosadny, skuteczny sposób.

Recenzja Until Dawn: Rush of Blood - muszę to pokazać znajomym
REKLAMA
REKLAMA

Zacznijmy od rzeczy podstawowej - Until Dawn: Rush of Blood nie jest bezpośrednią kontynuacją zadziwiająco dobrego, przygodowego horroru z 2015 roku. Nowa gra to bardziej jak majaki szaleńca, w motywami, modelami i otoczeniem zaczerpniętym z produkcji na PS4.

Until Dawn: Rush of Blood przypomina starą szkołę automatów, prowadząc gracza po szynach.

Cała idea gry opiera się na jeździe kolejką po opuszczonym parku rozrywki. Ten bardzo szybko zamienia się w piekło na ziemi, a gracz do końca nie ma pojęcia, co jest realne, a co tylko mu się wydaje. Wiadomo jest tylko jedno - lepiej strzelać do każdego potencjalnego zagrożenia, niż zostać rozerwanym na strzępy.

until-dawn-rush-of-blood-9 class="wp-image-521496"

Until Dawn: Rush of Blood jest jak stare shootery („celowniczki”) z automatów, prowadzące gracza za rękę. Tyle tylko, że zamiast wpatrywać się w mały ekran, możemy swobodnie rozglądać się dookoła w 360 stopniach. Do tego posiadamy niesamowitą kontrolę nad trzymanymi w dłoniach broniami, dzięki pałeczkom Move.

Wykorzystanie kontrolerów ruchowych Move to najlepsze, co mogło przydarzyć się graczowi. „Różdżki” symulują pistolety, rewolwery, karabinki oraz strzelby, które aktualnie dzierżymy. Co rewelacyjne, w każdej dłoni mamy osobną giwerę, dzięki czemu czujemy pełną dowolność w prowadzeniu ostrzału.

Grając w Until Dawn: Rush of Blood czułem się jak niepowstrzymany rewolwerowiec!

Nie minęło kilka pierwszych minut, a ja już zacząłem eksperymentować. Strzały z biodra. Strzały jak na Dzikim Zachodzie. Gangsterskie trzymanie broni bokiem. Wspaniale czułem się z tą dowolnością, a uśmiech szczerzył mi się od ucha do ucha.

W Until Dawn: Rush of Blood można grać również za pomocą pada DualShock 4. Uwierzcie mi jednak - wtedy nie odczujecie nawet połowy tej przyjemności. Nawet części tej swobody w celowaniu, tego cowboyskiego stylu, tego gansterskeego luzu. Jeżeli chcecie zagrać w Rush of Blood, to albo z pałeczkami Move, albo w ogole.

until-dawn-rush-of-blood-2 class="wp-image-521489"

I nagle ktoś gasi światło.

Until Dawn w wirtualnej rzeczywistości bardzo szybko zamienia się w horror ocierający się o gore. Wieprzowe półtusze wiszące na hakach, opuszczone szpitale, kopalnie pełne zwłok - gra zrzuca z siebie otoczkę opuszczonego parku rozrywki i pokazuje prawdziwą, demoniczną tożsamość.

Wtedy nasze bronie służą jednocześnie za latarki, a my przeczesujemy coraz bardziej przerażające miejsca. Robimy się niespokojni, bo świetny dźwięk przestrzenny jedynie potęguje efekt niepewności. Z pewnego siebie rewolwerowca ewoluujemy w zaszczutą zwierzynę, która po prostu chce przeżyć i skończyć tę piekielną jazdę kolejką.

until-dawn-rush-of-blood-15 class="wp-image-521502"

Until Dawn: Rush of Blood straszy w ten najbardziej chamski, niewybredny, oczywisty sposób.

Przed graczem nagle wyrastają przerażające postaci. Maszkary w jednej chwili pojawiają się w polu widzenia. Nagle rozładowują się baterie, a po przywróceniu światła coś wpatruje się nam prosto w oczy… Każdy fan filmowego horroru doskonale zna te tanie zabiegi. Producenci Rush of Blood czerpią z nich pełnymi garściami.

Przy tej grze nie sposób usiedzieć w miejscu. Nawet taki weteran horroru jak ja musi jakoś zareagować, gdy nagle na jego ramieniu pojawia się czyjaś paskudna ręka. To naturalny ludzki instynkt. Wpisany w DNA odruch obronny. Gwarantuję wam, że przynajmniej kilka razy podskoczycie w miejscu.

Tym bardziej nie mogę się doczekać, aby Until Dawn: Rush of Blood pokazać znajomym.

Zwłaszcza tym, którzy bardzo przeżywają filmy grozy. Horror dla PS VR to jedna z tych gier, które chętnie uruchomimy komuś innemu, po czym będziemy obserwować jego reakcje. Z oskryptowaną akcją i wydarzeniami, widz obserwujący wydarzenia na ekranie telewizora doskonale wie, co lada moment się wydarzy. W przeciwieństwie do jego biednej ofiary w goglach VR.

W tym miejscu warto dodać, że chociaż Rush of Blood to produkcja na szynach, nie jest do końca linearna. W kilku momentach gracz staje przed możliwością wyboru jednej z dwóch dróg prowadzących do celu. Oznacza to, że nowe Until Dawn warto przejść przynajmniej dwukrotnie.

Żywotność tej produkcji wydłużają również znajdźki i sekrety, skrzętnie schowane po lokacjach. Tylko dokładnie rozglądanie się po okolicy pozwala na zebranie ich wszystkich. Fakt, że kolejka non stop posuwa się do przodu, wcale nie pomaga. Warto do tego dodać system rankingowy, a także cztery poziomy trudności.

Until Dawn: Rush of Blood to jedna z ciekawszych produkcji startowych na PlayStation VR.

Gra do bólu ogranicza swobodę gracza, zamykając go w wózku, z którego nie ma wyjścia. Po przejściu każdej lokacji nic nie jest już nas w stanie zaskoczyć. Tym bardziej wystraszyć. To modelowe doświadczenie na jeden raz. Później można do niego wrócić, aby zebrać wszystkie bonusy i sekrety, ale nie każdy lubi tego typu zabawy.

Mimo skrajnie linearnej formy, Rush of Blood pokazuje wielki potencjał drzemiący w horrorach VR. Można spierać się o gry akcji, wyścigi czy symulatory sportowe, ale połączenie horroru z wirtualną rzeczywistością to naprawdę jest przyszłość. To naprawdę jest strzał w dziesiątkę.

Największe zalety

  • Atrakcyjna cena (79 zł)
  • Świetne wykorzystanie kontrolerów Move
  • Znajdźki, bonusy i sekrety
  • Gra pokazuje większość zalet i sztuczek VR
  • Wykorzystanie dźwięku przestrzennego
  • Polska wersja językowa

Największe wady

  • Typowa gra na jeden raz
  • Seria najtańszych sposobów na przestraszenie
  • Marzy mi się co-op w jednym wózku ( PS VR + TV lub online)
  • Niewykorzystany potencjał analizy psychologicznej

Za Rush of Blood przemawia również atrakcyjna cena gry. Produkcja na szynach kosztuje skromne 79 zł. Więc zamiast kupować jedną drogą grę, można nabyć kilka mniejszych, w tym właśnie nowe Until Dawn. Pamiętajcie tylko, że to bardziej technologiczne demo, niżeli rozbudowana, wielowarstwowa produkcja grozy.

REKLAMA

Taką będzie dopiero Resident Evil 7, szykowane na styczeń 2017 roku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA