Dlaczego Azjaci są najlepsi w e-sporcie? Mamy na to odpowiedź. Wiele odpowiedzi
Na pewno znacie powiedzenie, że nieważne, jak dobry byłbyś w daną dyscyplinę, zawsze znajdzie się Azjata, który zrobi to lepiej. Profesjonalna scena League of Legends cierpi na ten problem od dobrych kilku lat.
Co Korea robi inaczej?
Na początku chcę uświadomić, jak duże są różnice pomiędzy graczami na poszczególnych kontynentach. Gra podzielona jest na serwery. Europę rozcięto na West oraz East. Amerykanie mają własne serwery, tak samo Azja. Kiedy profesjonalni zawodnicy poszukują meczu, zazwyczaj trafiają na znajomych ze swojej części świata. Dlatego, gdy już dochodzi do spotkań zawodników z różnych kontynentów, zawsze jest to nie lada sensacja.
Mam w pamięci sytuację, kiedy azjatyckie drużyny przyjeżdżały na „Worldsy” - swojego rodzaju Mistrzostwa Świata w League of Legends. Oglądałem wtedy streamy kilku profesjonalistów, którzy nie potrafili wyrazić słowami swojej ekscytacji na przyjeżdżających do Europy zawodników. Zwłaszcza tych z Korei oraz Chin. Wchodzili w kolejkę i trzymali kciuki, żeby trafić kogoś ze Wschodu, kto akurat gra sam dla rozgrzewki.
Zaledwie przed chwilą widziałem wywiad z Freezem - utalentowanym e-sportowcem na pozycji AD Carry amerykańskiego Renegades. Jednym z pytań zadanych przez prowadzącą była strategia blokowania minionów z pierwszych minut pojedynku. Freeze razem ze swoim supportem utrudniali własnym stworom dojście do linii, żeby zmienić ich kolejność i tym samym pozbawić wrogiej drużyny złota i doświadczenia. Dzięki temu osiągnęli drugi poziom postaci szybciej, co w matchupie czempionów Kalista vs Draven ma spore znaczenie. Zapytany o tę strategię, Freeze odpowiedział, że w Korei takie zagrywki zdarzają się bardzo często, a gracze decydują się na nie, żeby nie tracić już na początku przewagi na linii.
Korea jest po prostu najlepsza. Ich drużyny robią mniej błędów, są znacznie lepsi mechanicznie, a roaming, czyli poruszanie się między liniami na arenie, jest trafiony w punkt. W pojedynkach między Azjatami, a zespołami z innych części świata, Koreańczycy sprawiają wrażenie, jakby siedzieli w głowach swoich przeciwników. Niemal zawsze znajdą odpowiedź na większość taktycznych posunięć.
Azjatycka scena, oprócz umiejętności czy technik wspomnianych powyżej, potrafiła też kreować tak zwaną „metę” – zbiór najchętniej wybieranych i testowanych postaci. Teraz nieco się to zmieniło, ale dzieje się tak ze względu na wprowadzane przez Riot Games aktualizacje. Kiedyś drużyny ze Wschodu potrafiły wybierać postacie, których nikt nie widział na poziomie profesjonalnym od bardzo dawna. Ludzie najpierw łapali się z niedowierzaniem za głowy, a potem patrzyli, jak Koreańczyk zapewnia swojej drużynie zwycięstwo. Ni dziwnego, że później siadali przed komputerami i próbowali tego samego.
Teraz w Azji również królują bany Gangplanka, wszyscy walczą o Luciana na ADC, a te dziwniejsze picki są uzasadnione dobrym zgraniem z resztą bohaterów. Nie zmienia to faktu, że koreańscy gracze tak wyraźnie odbiegają poziomem od reszty zawodników, że Thorin, jeden z najbardziej znanych e-sportowych analityków, zastanawiał się ostatnio, czy Riot nie powinien zacząć pomagać Stanom Zjednoczonym oraz Europie!
Dlaczego akurat Azjaci?
Przejrzałem trochę „teorii spiskowych”, posłuchałem vlogów i zebrałem kilka argumentów, które mają największy wpływ na tę różnicę:
Wszyscy mieszkają w Seulu. Infrastruktura Korei Południowej, ze względu na jej małą powierzchnię, jest bardzo specyficzna. Dwadzieścia proc. obywateli tego kraju mieszka w jednym mieście. To może wiele ułatwić. Wzmożona koncentracja wpływa to na jakość Internetu, a przede wszystkim ułatwia wzajemny kontakt. Reszta świata nie ma tego komfortu. Drużyny z Ameryki i Europy po prostu zjeżdżają się na bootcampy na kilka tygodni przed turniejem. Koreańczycy mają takiego bootcampa przez cały czas
Ten argument obalają jednak wszyscy ci gracze z małych miasteczek, którzy po prostu siedzą przed komputerem, grają i zajmują miejsca wysoko w rankingach. Nie doświadczyli żadnych ze wspomnianych ułatwień, a umiejętnościami byliby pewnie w stanie przewyższyć niejednego gracza z wielkiego, gęstego, nowoczesnego miasta o świetnej infrastrukturze sieciowej.
Lepsza komunikacja. Spotkałem się z tym argumentem stosunkowo niedawno, ale teraz śmiało dopisuję go do listy. Po każdym meczu w LCSach, w przerwie między pojedynkami, realizator pokazuje kilka kluczowych sytuacji. Klasyczna powtórka, tyle tylko, że z zarejestrowaną komunikacją graczy w tle.
Zazwyczaj słychać wtedy chaos i kilka osób krzyczących nazwy postaci, na których teraz powinni się skupić koledzy z drużyny. Skonfrontowałem to z całymi spotkaniami koreańskich rozgrywek LCK. Dominuje spokój i opanowanie możliwe do wyczucia nawet bez znajomości języka. To może być powód tak niewielu złych decyzji w meczach Azjatów.
W Korei e-sport jest bardziej mainstreamowy. Kwestia czysto kulturowa. Gry komputerowe są dla Koreańczyków zamiennikiem piłki nożnej. Starcraft przez długie lata królował jako sport narodowy. Na Starym Kontynencie gaming może być wciąż kojarzony z rozrywkami dla dzieci. Co za tym idzie, ciężko jest znaleźć widzów dla takich widowisk, a co dopiero potężnych sponsorów. Takie inicjatywy jak finały IEM 2016 przybliżają nas do stanu większej świadomości, ale wystarczy tylko spojrzeć, co dzieje się daleko na Wschodzie, a dostrzeżemy ogromną przepaść w podejściu obu stron.
Koreańczycy wybierają trudniejszych championów. Skoncentrujmy się na mechanicznych umiejętnościach. Widziałem w przewijających się opiniach wypowiedzi pokroju „Azjata pickuje Lee Sina albo Nami i uczy się, dopóki nie osiągnie najwyższego poziomu”. To jest problem raczej początków każdego z graczy. Widzę to po sobie i swoich znajomych, ale też po streamach profesjonalnych zawodników. Wszyscy szukają tego, co jest OP. Bez mrugnięcia okiem wybierają Gangplanka, którego aktualna trudność polega głównie na obserwowaniu sąsiednich linii. Takie podejście znacznie utrudnia doprowadzenie mechanik League of Legends do perfekcji.
Względy kulturowe. Pod tym zwrotem kryje się naprawdę dużo różnych niewiadomych. Niektórzy mówią o kulcie pracy, drudzy o genach. Na pewno sposób podejścia do tematu gier może ułatwić Koreańczykom start. Przeglądając YouTube, trafiłem na kilku Azjatów, którzy za rozwiązanie tej wielkiej „zagadki” uważali po prostu znacznie większą liczbę czasu poświęconą League of Legends.
Zawodnicy mówili, że nawet na hobbystycznym poziomie rodzice nie mieli problemu z liczbą godzin spędzaną przed komputerem. No i początek przygody z grą przyszedł znacznie wcześniej.
Kwestia kulturowa może mieć tutaj duże znaczenie. Szczególnie, że oprócz wspomnianego już zrozumienia dla e-sportu, sporo ludzi mówi też o odmiennym podejściu do gry. W Azji nie ma bohaterów. Wszyscy mówią o „Bogu Fakerze”, ale e-sportowiec Faker nie podchodzi do meczu z myślą „znowu muszę ich wycarry’ować”. Faker chwali całą drużynę, która pracuje na jego sukces i pozwala mu wejść na najwyższy poziom.
U nas takie podejście jest niestety znacznie mniej popularne, szczególnie wśród komentatorów danej sceny. Często potrafią oni zapominać, że League of Legends, niezależnie od stosunku KDA zawodników, wciąż pozostaje grą zespołową.
Bez obaw!
Nie martwcie się. Podczas finałów IEM 2016 nie nastawiajcie się na rzeź niewiniątek ze strony azjatyckich SK Telecom T1 czy Qiao Gu Reapers. Momentami przewaga w fazie grupowej może być duża, ale to nie będą same jednostronne widowiska. Mamy do czynienia z jednymi z najlepszych drużyn z całego świata. Poza tym, odpowiednie regulacje poczynione przez Riot ponad rok temu pozwalają na otwarte transfery między kontynentami.
Dzisiaj 60 proc. danej drużyny musi mieć miano „Residenta”. Aby gracz zyskał sobie ten tytuł, powinien żyć w regionie, do którego chce się przenieść, przez przynajmniej dwa z ostatnich trzech lat. Te zmiany pozwoliły na bardzo duże roszady w składach. W rezultacie zarówno w Europie, jak i w Ameryce, nie brakuje zawodników o azjatyckich rysach twarzy.
Osobiście uważam to za kolejną kwestię, która czyni Ligę Legend fascynującą. Worldsy czy nasz IEM 2016 to istne święta dla fanów. Możliwość oglądania najlepszych drużyn z poszczególnych regionów rywalizujących o zwycięstwo nie trafia się zbyt często. Już za niecały miesiąc będziemy mogli naocznie zobaczyć różnice między zawodnikami. Identyczne warunki, takie same możliwości, a zupełnie różne podejście. Patrząc na to, jak poszczególne drużyny radzą sobie w swoich regionach, ten rok może wyglądać zupełnie inaczej niż zeszłoroczne, jednostronne Worldsy.
Nic nie zrozumiałeś z tego tekstu? Koniecznie przeczytaj nasz poradnik League of Legends dla bardzo opornych