"Mogłem przegrać całe życie" - rozmawiamy z Krzysztofem Piersą, autorem książki "Komputerowy Ćpun"

Patronat medialny

Uzależnienie od gier komputerowych staje się coraz bardziej poważnym i coraz bardziej powszechnym syndromem, który dotyka coraz większej liczby osób. Nie jest to jeszcze etap, na którym możemy mówić o “chorobie cywilizacyjnej”, ale jesteśmy niepokojąco blisko.

Rozmawiamy z autorem książki "Komputerowy Ćpun"

Różne media zaczynają więc stopniowo zgłębiać temat, co ciekawe - zwłaszcza te “pozabranżowe”. Ileż to razy czytaliśmy artykuły o złym wpływie gier komputerowych na człowieka? Piewcy takich tez zazwyczaj z grami komputerowymi mają wspólne jedno wielkie nic, ale zawsze są pierwsi, by przed nimi przestrzegać.

Niemniej jednak cyfrowa rozrywka może nieść ze sobą negatywne skutki, o czym przekonał się na własnej skórze Krzysztof Piersa, autor książki “Komputerowy Ćpun”, którą objęliśmy jako Spider’s Web patronatem medialnym.

"Komputerowy Ćpun" to pierwsza książka w swoim gatunku na polskim rynku.

Tym samym Krzysztof stał się pierwszym w Polsce autorem takiej publikacji, która dotyka problemu uzależnienia od gier komputerowych nie od strony wydumanych teorii czy podejścia stricte naukowego, lecz od strony własnych doświadczeń. Jak wiele razy podkreśla w swojej książce - nie jest naukowcem, lekarzem, psychologiem. Jest praktykiem, który poprzez swoje doświadczenia chce pomóc innym, “komputerowym ćpunom” oraz ich rodzinom i najbliższym.

Lektura książki z mojej perspektywy, czyli kogoś, kto nie jest - tak jakby - w “targecie” tej pozycji, to dość ciekawe doświadczenie. Bo chociaż problem nie dotyka mnie bezpośrednio, więc trudno mi się z nim utożsamić, to opisywane przez Krzysztofa doświadczenia i wyciągane wnioski pozwalają dużo lepiej zrozumieć całą istotę tego “nałogu”. Bo trzeba tu mówić otwarcie o takim samym uzależnieniu jak alkohol czy narkotyki - w swojej książce, posługując się przykładami z własnego życia oraz życia znajomych, Krzysztof pokazuje, że konsekwencje uzależnienia od komputera wcale nie są mniej poważne od tych, które niosą ze sobą konwencjonalne używki.

Książka dostępna jest od listopada zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej. Na odwrocie okładki tej pierwszej znajdziecie znajomo brzmiące nazwisko…

Od siebie mogę z czystym sumieniem polecić “Komputerowego Ćpuna”, bo to dobrze napisana pozycja, która trafnie opisuje problematykę nowoczesnego nałogu i podpowiada, jak skutecznie z nim walczyć, oraz - co może ważniejsze - jak w niego nie popaść w pierwszej kolejności.

O tym najlepiej wypowie się jednak sam autor, któremu zadałem kilka pytań przy okazji przygotowania tego artykułu:

Łukasz Kotkowski, Spider's Web: Dla kogo właściwie jest ta książka?

Krzysztof Piersa: Dla osób, które na co dzień stykają się z grami komputerowymi. Dla samych graczy jak i osób z ich najbliższego otoczenia. Do każdej osoby, dla której uzależnienie od gier komputerowych jest tematem wartym uwagi. To, że sięgniemy po "ćpuna" nie znaczy, że sami musimy być uzależnieni. Wielu graczy sięga po tę książkę na zasadzie "co też nowego wymyślili o grach".

Odnoszę wrażenie, sądząc po kilku wywiadach, których już udzielałeś, że chociaż tematyka gier komputerowych przebija się do mainstreamu, to nadal niewiele osób z tego mainstreamu w ogóle ją rozumie i patrzy na “uzależnienie od gier” z dużym przymrużeniem oka, prawda?

Dziwi mnie, że ludzie nadal nie mają pojęcia o grach, typach gier, rodzajach rozrywki. Dla wielu osób niezwiązanych z branżą komputerową wszystkie gry są takie same, czyli najczęściej złe. Gracze też nie są tu bez winy, bo potrafią bezrefleksyjnie uznać, że nie ma gier uzależniających, a granie 5 godzin dziennie jest zupełnie normalne.

Z uzależnieniem od gier nadal jest problem, bo same gry istnieją od niedawna, w porównaniu z innymi uzależnieniami takimi jak alkohol czy narkotyki. Jest to też problem dla terapeutów, którzy nie rozumieją podstaw uzależnienia, tego, co kieruje tym graczem, że zatraca się w wirtualnej rozgrywce.

W ogóle wiele osób uważa, że wszyscy gracze są uzależnieni. Ale to tak, jakby każda osoba pijąca alkohol miała na celu roztrzaskanie samochodu o drzewo. Naprawdę, bardzo dużo zależy od konkretnego człowieka.

Sądząc po rozesłanych do branży prasówkach, chyba nawet Twój wydawca nie do końca rozumie, o czym jest “Komputerowy Ćpun” i komu dedykowany…

Może nie wydawca, co PR, ale masz rację. Trudno było zakwalifikować tę książkę do jakiegoś działu, bo dział "uzależnienia od komputera" w polskiej literaturze nie istnieje. Nie ma książki napisanej przez gracza, za to możemy natknąć się na kilka pozycji mówiących o "zagrożeniach cyberprzestrzeni". Czy ktoś jeszcze używa tego słowa? Mało tego, piszą takie książki ludzie, nie znający 4chana, czy 2girls1cup, a wydaje mi się, że TO są właśnie prawdziwe zagrożenia płynące z Internetu dla 10 latka. Nie gry komputerowe.

Wracając do wydawcy... Notka niestety poszła w świat taka a nie inna. Przez wiele mediów jestem postrzegany tabloidowo, na zasadzie "miałem problem, współczujcie mi" podczas gdy rozdział o mnie miał jedynie uwierzytelnić dalszą część książki. Spędziłem nad grami kawałek swojego życia i coś tam w ich temacie wiem. Uznałem, że warto to podkreślić, zanim ktoś zapyta “kim jest ten człowiek?”.

Jak sam wielokrotnie podkreślasz, nie jesteś lekarzem, psychologiem, psychiatrą, a po prostu praktykiem. Nie boisz się, że część osób z tzw. “środowiska” (specjaliści od uzależnień, etc.) mogą krzywo spojrzeć na takiego gościa, który wchodzi na ich pole działań?

Mogą patrzeć krzywo, spodziewam się tego. Na każdym kroku staram się podkreślać, że terapeuta powinien mieć rzeczową wiedzę w temacie uzależnienia. Nie musi sam być nałogowcem, ale jakby się czuł alkoholik u psychologa, który nie odróżnia piwa od śliwowicy? Gracze są często do tego piekielnie inteligentni i nie dają się złapać na byle zagrywkę. To co psycholog powie, musi być szczere, rzeczowe i prawdziwe. Różnica w kontakcie ze mną jest taka, że kiedy gracz powie "TAMTA gra rozwija i nie uzależnia" mogę odpowiedzieć "nieprawda, bo grałem w TAMTĄ grę i marnowałem przy niej całe dnie", choć sam nie jestem terapeutą, ani psychologiem. Obecnie najbliżej byłoby mi do coacha.

A są już w ogóle u nas psycholodzy zajmujący się tematem?

Jest z tym niestety problem. Spotkałem psychologa zajmującego się uzależnieniem od gier, który nie znał Mass Effecta, ale znał serię GTA, bo "tam zabijasz i kradniesz". Ostatnio na spotkaniu autorskim pytano mnie o kontakt do obeznanych w temacie terapeutów i jest mi ciężko takowych wskazać. Biorę też pod uwagę własną niewiedzę. Być może jest cała rzesza osób wykształconych w tym temacie, a ja po prostu o tym nie wiem.

Jak sądzisz, czy takich książek powstanie w przyszłości więcej? Czekają nas ośrodki i terapie leczenia uzależnienie od gier komputerowych?

Myślę, że po mojej książce może rozpocząć się wysyp. Na rynku wydawniczym nie ma książek w tej tematyce i do tej pory nie rozumiem, dlaczego żaden gracz wcześniej się za to nie zabrał. Skoro ukazał się "Ćpun", to pewnie w niedalekiej przyszłości ukaże się coś podobnego (a może i nie?). Mam szczerą nadzieję, że ta książka rozpocznie dialog graczy z nie-graczami. To jest główny cel tej publikacji - pokazać, że problem w ogóle istnieje.

Czy będą ośrodki terapeutyczne? Myślę, że tak, choć nie wiem ile z nich będzie "dobrych". Może doktorzy prowadzący podobne kliniki będą szukać pomocy wśród osób takich jak ja, znających tematykę? Trudno powiedzieć.

2015-11 Piersa Krzysztof 1

Oceniając przez pryzmat własnych doświadczeń - co najszybciej doprowadza do uzależnienia się od gier?

Dzienne wyzwania. Zdecydowanie. Wiele gier MMO wprowadza system dziennych wyzwań, loterii i nagród, które mamy szansę zdobyć tylko jeżeli dzień w dzień będziemy logować się do gry. Zamiast marnować 2 tygodnie na zdobycie epickiego miecza, możemy go wylosować w loterii, jeśli się zalogujemy o odpowiedniej porze. W pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że wielu graczy korzysta z tych dziennych questów, przez co zostajemy w tyle, a to ostatnia rzecz do której gracz dopuści.

Dodajmy do tego zawody, lub ranking gildii na serwerze, od czasu do czasu i volia! mamy uzależnionego gracza, który siedzi 5 godzin dziennie przed komputerem, zbierającego itemy i chodzącego na raidy, posiadającego jedynie strzęp życia towarzyskiego.

A jakie są Twoje plany związane z tematem? Zobaczymy kolejne publikacje, czy “Komputerowy Ćpun” jest raczej taką jednorazową próbą samooczyszczenia i przekazania wyniesionych doświadczeń?

Na początku był formą samooczyszczenia. Miał być jeden "Ćpun" i koniec, ale w miarę jak książka nabiera rynkowego rozpędu, ludzie zwracają mi uwagę na inne kwestie, które również warto by było wyjaśnić, dlatego już teraz myślę nad kolejną książką poradnikową. Dotyczącą szczególnie uzależnienia od komputera.

Chciałbym też coś przekazać młodzieży, powiedzieć im, że można realizować marzenia, dążyć do nich i to nic złego. Ostatnio dowiedziałem się, że w wieku 13 lat tracimy marzenia i to za sprawą szkoły. Chciałbym pokazać młodym, że to nie prawda i można iść swoją drogą.

Szykujesz też coś spoza tematyki poradnikowej?

Oczywiście, nie rezygnuję z czystej beletrystyki. Mam już napisane 3 rozdziały powieści fantastycznej. Całe życie marzyłem o wydaniu takiej książki i teraz jestem bliżej tego, niż kiedykolwiek wcześniej. Zdradzić mogę na razie tyle, że będzie to prawdziwa bomba, której nigdzie jeszcze nie było.

No i mam też pomysły zgoła nie-fantastyczne. Rodzi mi się w głowie jeszcze jeden projekcik (no dobra, dwa) ale staram się nie rozdrabniać. Póki co zapisuje wszystkie myśli w notatniku, żeby się w mózgu zrobiło miejsce na kolejne pomysły.

Długo zastanawiałem się, czy nie będę kojarzony tylko z poradnikami, czy pisząc fantastykę i tak nie będę odbierany jako "Ten od ćpuna". Skoro jednak Graham Masterton potrafi pisać horrory i poradniki erotyczne jednocześnie, to ja też mogę spróbować mieszać gatunki.

Odchodząc nieco od tematyki samej książki, zdradź trochę od strony zapleczowej. Jak wyglądała praca nad książką? Jakieś specjalne programy do pisania, plany dnia?

Zabrzmi to mało odkrywczo, ale pisałem w zwykłym Wordzie na laptopie. Nigdy nie opanowałem bardziej skomplikowanych programów, ale zawsze mogłem pisać w notatniku.

W kwestii technicznej mogę powiedzieć, że uwielbiam pisać na klawiaturach z mechanizmem nożycowym. Potrafię rozwinąć na nich naprawdę dużą prędkość i pisanie nie sprawia mi przy nich problemu, jak przy klawiaturach zapadkowych.

Starałem się pisać regularnie, dzień po dniu. Nie wiedzieć czemu nie potrafię skupić się na dłużej,j niż 3 strony tekstu. Potem, nawet jak wiem co chcę napisać, potrzebuję przerwy. Problem w tym, że pracując na pełen etat, mając setkę dodatkowych zajęć, po tych 3 stronach kończy mi się czas na pracę, więc kolejne zapisuję dopiero następnego dnia.

Byłem jednak bardzo konsekwentny i z każdym kolejnym dniem powstawały kolejne wpisy, kolejne podrozdziały. Potem wydawca powiedział, że muszę dopisać drugie tyle :)

Trudno było znaleźć wydawcę? Tematyka niby nośna, ale - jak już pisaliśmy - jeszcze niewiele osób traktuje ją “poważnie”.

Niemal od razu dostałem odpowiedź z kilku wydawnictw typu Vanity, widzących w mojej książce ogromny potencjał. Za jedyne 4-5 tysi byli skłonni wydać “Ćpuna". Siódmego dnia od rozesłania książki, odezwała się do mnie Muza. Mój wydawca napisał wtedy tylko "Panie Krzysztofie, jesteśmy zainteresowani wydaniem książki, będę dzwonić do Pana w tym tygodniu". Myślałem, że dostanę zawału serca, a w trakcie 20 minutowej rozmowy, zrobiłem dobre 10 km w moim pokoju (Endomondo byłoby ze mnie dumne). Potem zacząłem się upewniać, że to jest TA MUZA, a jak zobaczyłem umowę dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wspaniałe uczucie.

Nie dostałem jednak wielu odpowiedzi. Otrzymałem kilka maili pod tytułem "nie jesteśmy zainteresowani". Nawet jedna agencja literacka nie była zainteresowana moją książką (teraz pewnie plują sobie w brodę). Czy było trudno? Na szczęście nie.

Gdy jednak patrzę na to dzisiaj, trudno mi sobie wyobrazić, że mogłoby to być inne wydawnictwo.

Dzięki za rozmowę.

Patronat medialny
Najnowsze