Temat tygodnia: Apple Music - hit, czy kit?
Muzyczna usługa streamingowa od Apple nareszcie zadebiutowała. Mieliśmy już trochę czasu, żeby zapoznać się z jej ofertą, a że każdy z nas słucha czegoś innego, sprawdziliśmy, co ciekawego w niej znajdziemy, a czego nam brakuje.
Hubert Taler: Usług podobnych Apple Music nie brakuje. Sam korzystam z rodzinnego pakietu Spotify, ale zdarzało mi się używać Deezera (obsługiwał go mój odtwarzacz podłączony do wzmacniacza), jak i Google Play Music. Byłem jednak zainteresowany całą tą „wartością dodaną” Apple Music - czyli specjalnymi mixami, stacjami radiowymi, informacjami o wykonawcach czy wykonawcami exclusive. Niestety nie słucham muzyki na telefonie ani tablecie, a w dniu premiery usługa Apple Music nie działała jeszcze ani w aplikacji iTunes na komputerze ani na Apple TV. W związku z tym nie byłem w stanie jej tego dnia zobaczyć.
Aktualizacja iTunes pojawiła się dopiero następnego dnia (do wersji 12.2).
Pobieżne przyjrzenie się w aplikacji iTunes pozostawiło mnie z następującymi wnioskami:
1. Apple powinno zabrać się w końcu za redesign iTunes. Ta aplikacja nie zniesie kolejnej wciśniętej tam usługi! Nawigacja stała się bardzo utrudniona.
2. Brakuje obiecywanych exclusiwów. Jeśli coś jest w bibliotece iTunes do kupienia, wcale nie musi być dostępne w Apple Music, chyba że sobie to wcześniej kupimy - wtedy znajduje się w zakładce „Moja muzyka”. Taki los spotkał np. albumy The Beatles czy soundtracki z gier Blizzarda.
3. Stacje radiowe są OK, jednak daleko im do np. tych które oferowane są w Sirius XM.
Wniosek? Skoro mamy w gruncie rzeczy to samo, do tego za praktycznie te same pieniądze, to nic nie przemawia za przejściem an Apple Music z innej usługi. Jednak w ciągu trzech miesięcy okresu próbnego wiele się może zmienić - i oby tak było.
Marcin Połowianiuk: Może zabrzmię jak typowy hejter, ale dla zasady nie przesiądę się na Apple Music. Do tej pory byłem użytkownikiem Spotify i bardzo mnie irytuje, że Apple bezczelnie skopiował pomysł skandynawskiego protoplasty. Smuci mnie fakt, że koniec końców Apple wygra streamingową batalię, dzięki temu że ma większy budżet, lepszy PR i większą bazę potencjalnych użytkowników. Nie mam jednak zamiaru dokładać cegiełki do sukcesu Apple Music i jednoczesnej marginalizacji Spotify. Mimo że jestem zadowolonym użytkownikiem systemu iOS, Apple ma u mnie żółtą kartkę.
Jeśli mowa o bibliotece, większość słuchanych przeze mnie artystów znajduje się w zarówno w katalogu Spotify jak i Apple Music. Czasem przewagę ma Spotify (Jojo Mayer i jego Nerve), a czasem wygrywa Apple Music (nieszczęsna Taylor Swift, do której dobrze mi się biega – cóż poradzić…).
Piotr Grabiec: Po zapoznaniu się z usługą zabrałem się za mozolne i ręczne przenoszenie mojej biblioteki ze Spotify na Apple Music. Nie była ona jakaś ogromna, ale dała mi pogląd na to, jak prezentuje się oferta Apple w porównaniu do moich potrzeb. Okazuje się, że już w dwa dni spełniała wymagania niemal w zupełności i nawet polska oferta jest dość spora, chociaż tutaj widać większe braki niż w zagranicznej. W kilka dni po udostępnieniu usługi poszła bardzo duża aktualizacja bazy danych i każdy kto z początku narzekał na jej wielkość powinien sprawdzić jeszcze raz obecność swoich ulubionych wykonawców.
Oczywiście nie ma tam wszystkiego i domyślam się, że kapele metalowe dla hipsterów i soundtracki z gier MMO mogą być dla kogoś ważne, ale ja takiej muzyki nie potrzebuję. Nie odnalazłem może dwóch z kilkudziesięciu albumów jakie chciałem sobie zapisać w bazie i kilku z kilkuset pojedynczych utworów, jakie miałem na liście ulubionych w Spotify. Niepełna baza nie jest zresztą dla mnie problemem. Jeśli w przeciągu najbliższych tygodni te piosenki nie zostaną one dodane do bazy… to je po prostu kupię - w MP3 lub na płycie.
Jedyne co mnie zabolało to budowanie biblioteki z urządzenia mobilnego, bo Apple nie uaktualniło z początku iTunes. Na szczęście budowanie bazy mam już za sobą, a iTunes 12.2 jeszcze w nocy po premierze wylądowało na moim Maku i z poziomu komputera dodałem utwory, które wcześniej przegapiłem. Teraz pozostaje mi nic innego, jak tej muzyki słuchać, odszukiwać kolejne perełki i czekać na aktualizację programu do odtwarzania na komputerze. Jestem już w sumie pewny, że do Spotify i spółki już nie wrócę.
Maciej Gajewski: Nie rozumiem w jakim celu miałbym się przesiadać na Apple Music, skoro jest to usługa praktycznie pod każdym względem gorsza od konkurencji, a nawet gorsza od usługi, na bazie której powstała, czyli Beats Music.
Apple Music ma właściwie tylko jedną zaletę: atrakcyjną cenę dla gospodarstwa domowego liczącego sobie wielu domowników. Sęk w tym, że najdroższy konkurent życzy sobie za najbardziej wypasiony pakiet równowartość paczki fajek miesięcznie.
Apple Music zniknął z Windows Phone (Beats Music dostępny był od premiery) którego używam jako podstawowy odtwarzacz muzyczny, oferuje znacznie mniej interesującej mnie muzyki od konkurencyjnego Spotify, na desktopowym Windows wykorzystuje iTunes, który ma koszmarny interfes.
Nie widzę ani jednego powodu, dla którego miałbym przenosić (co byłoby bardzo czasochłonne i mozolne) wszystkie moje kolekcje i listy odtwarzania z używanego przeze mnie Spotify na Apple Music. Byłaby to zwykła strata czasu i pieniędzy.
Łukasz Kotkowski: ja z kolei (w przeciwieństwie do Piotra Grabca) jestem pewny, że w najbliższym czasie z Apple Music nie skorzystam. Przynajmniej do czasu, aż desktopowy iTunes będzie odrobinę bardziej użyteczny, a interfejs intuicyjny, bo to co obserwuję w tej chwili, to dość ponury żart.
Co do katalogu muzyki, to jest kilka doskwierających mi braków. Zazwyczaj te braki pokrywają się z tym, czego nie ma np. w Tidalu - nie ma kilku albumów Poets of The Fall, w niektórych przypadkach Apple Music nie udostępnia niepublikowanych nigdzie indziej singli artystów. Cieszy mnie za to, że jest tam dostępny nowy album Marka Tremontiego, którego nadal nie ma w Tidalu.
Ogromnie zawiodła mnie za to dostępność OST - w Apple Music brakuje ponad połowy ścieżek dźwiękowych spośród tych, które mam w Spotify. To dla mnie potężny minus.
Liczę jednak na to, że biblioteka urośnie, a interfejs zostanie odrobinę dopracowany, ponieważ posiadam zakupioną w iTunes muzykę ulubionych artystów z YouTube i słuchanie ich prosto z poziomu Apple Music byłoby po prostu wygodne.
Przemysław Pająk: A ja jestem Apple Music na razie rozczarowany. Nie chodzi o jakość biblioteki muzycznej, bo ta jest teraz, po kolejnej aktualizacji bazy, na poziomie przynajmniej równym Spotify, nie chodzi też o brak współpracy z moim domowym systemem audio (Sonos), bo ten jest obiecany do kilku miesięcy - chodzi o brak przejrzystości tej usługi.
Jestem zaszokowany jak potężnie skomplikowane jest Apple Music - kudos tym, którzy przy pierwszym kontakcie zrozumieją o co tu chodzi. Najprostsze i najważniejsze rzeczy, takie jak dodawanie plików do odsłuchu offline, przeglądanie dyskografii artystów w ujęciu chronologicznym, dzielenie się playlistami są tu bardzo skomplikowane, poukrywane, trudne do znalezienia.
Wydaje się, że Apple upchnął w swej usłudze za dużo na raz, podczas gdy prostota powinna być tu kluczem do sukcesu.
Dwie rzeczy w Apple Music jednak bardzo mi się podobają - „Dla Ciebie”, zakładka (w formie w zasadzie oddzielnej aplikacji) z propozycją muzyki dla użytkownika w oparciu o jego zainteresowania, historię odtworzeń oraz cena pakietu rodzinnego, która jest atrakcyjniejsza od konkurencji.
Czy to wystarczy, by mnie przekonać do przesiadki ze Spotify za trzy miesiące, gdy skończy się mój darmowy trial Apple Music? Tego nie wiem. Na dziś się na to nie zanosi, ale nie wątpię, że przez najbliższe trzy miesiące obie usługi będą prześcigać się w ofercie.