REKLAMA

To, co reprezentują czołowe „smart” zegarki, jest nie do przyjęcia

Oglądając niedawno transmisję konferencji Google I/O ze szczególną uwagą przysłuchiwałem się fragmentowi dotyczącemu Android Wear, próbując zrozumieć fenomen inteligentnych zegarków. I jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że albo jestem na nie za głupi, albo to największe naciągactwo ostatnich lat.

To, co reprezentują czołowe „smart” zegarki, jest nie do przyjęcia
REKLAMA
REKLAMA

Będąc w siedzibie Google Polska, oglądając transmisję z I/O 2015 wspólnie z innymi zaproszonymi dziennikarzami i blogerami, w pewnym momencie wraz z cała salą ryknąłem śmiechem, gdy osoba na scenie stwierdziła, że Android Wear teraz umożliwia wygodniejsze sprawdzanie godziny. Miała ona oczywiście na myśli mechanizm, dzięki któremu aplikacje mogą wyświetlać na ekranie treści w trybie monochromatycznym i bez podświetlenia, co ma wielki sens, ale zarazem uwidacznia pewien absurd związany z inteligentnymi zegarkami.

Tak, doskonale rozumiem, że im bardziej skomplikowane i funkcjonalne urządzenie, tym musi zużywać więcej prądu. Nie mam zamiaru więc na to narzekać: to przecież dokładnie ten sam problem, który występuje ze smartfonami. Mogę jęczeć, że moją Nokię Lumia 1520 muszę ładować co 1,5 dnia lub częściej, a tymczasem stareńką Nokię 6210i ładowało się raz na dwa tygodnie, ale owa stareńka babunia nie oferowała nawigacji GPS, LTE, aparatu, działających w tle aplikacji i wielu, wielu innych.

apple-watch-24

I tu dochodzimy do pierwszego problemu: smartfon to następca PDA, cyfrowego asystenta który ułatwia życie, oszczędza czas, czyni codzienność przyjemniejszą i wygodniejszą. „Smart” zegarek to hybryda opaski fitnessowej (zacny wynalazek, choć nie dla mnie), zegarka i smartfonu. Duplikuje funkcjonalność tego, co i tak już mam, niekoniecznie w wygodniejszej formie, a na dodatek i tak wymaga do działania sparowanego z nim smartfonu. Przyznaję, że nie rozumiem, ale tak samo nie rozumiem fenomenu Snapchata i paru innych nowoczesnych wynalazków. Widać jestem na to za stary lub za głupi. A może i oba. Ale właściwie, to ja nie o tym.

Zegarek to element biżuterii

I właściwie, to tylko Apple to rozumie. Co prawda cyrk z umawianiem się z ekspertem na konkretną godzinę i przymierzaniem w wydzielonym pomieszczeniu Apple Watcha Editon jest nieco żenujący, kiedy kupując dużo droższą Omegę czy Tag Heuera po prostu wchodzisz do sklepu, przymierzasz i ją oglądasz. Z fenomenem „Cult of Mac” dyskutować jednak nie zamierzam.

Zegarek to ozdoba, reprezentująca szyk, styl i smak noszącej go osoby. Nie licząc Apple Watcha, Motoroli i czegoś tam jeszcze (nadal brzydactwa, ale jest coraz lepiej), większość inteligentnych zegarków to takie dzisiejsze odpowiedniki plastikowych zegarków „Casio” z wbudowanym kalkulatorem. Fajne dla młodego człowieka, ale nie dla dojrzałego mężczyzny lub kobiety. I tu, po kilku akapitach „wstępu” dochodzę w końcu do sedna sprawy.

android wear, 2

Dobry zegarek, jak każdy element porządnej biżuterii, to spora inwestycja dla większości z nas. Na swojego Aviatora, nawet dziś, musiałbym oszczędzać wiele miesięcy, może i lat. Służy mi już prawie dekadę, jest niezmiennie piękny. I tego samego oczekuję od zegarka smart. Tyle że ten zegarek sprawi mi bardzo przykrą niespodziankę.

Nie mówię tu nawet o tym, że za trzy lata pewnie będzie już w sprzedaży Apple Watch 3, którego funkcjonalność będzie znacznie przewyższać pierwszego Watcha, bo przecież ów Watch nadal będzie realizował te funkcje, które miał realizować (a zapewne, poprzez aktualizację oprogramowania, znacznie więcej). Nawet nie chodzi mi o to, że po 1,5 roku wbudowany akumulator wyzionie ducha, bo pewnie idzie go jakoś wymienić. Chodzi mi o to, że za te siedem, osiem, dziesięć lat… nadal będę musiał używać iPhone’a. Z Android Wear jest zresztą dokładnie taki sam problem, choć tu jest nieco lepiej z uwagi na mnogość producentów smartfonów z Androidem.

To jest nie do zaakceptowania

Wcale nie tak dawno temu nikt nie myślał, że ktokolwiek mógłby zagrozić hegemonii Nokii i jej Symbiana oraz Research in Motion z jego BlackBerry. Windows Mobile był ciekawym graczem, ale zbyt skomplikowanym, by się przyjął poza rynkiem firmowym. Później wszyscy byli przekonani, że iPhone odesłał konkurencję do epoki kamienia łupanego i ta w sumie powinna już zwijać manatki. Dziś Samsung dyktuje warunki, a tuż za nim są już inni producenci telefonów z Androidem. Co będzie jutro? Za rok? Za cztery lata?

Tego nie wiemy. Możliwe, że iPhone bez Steve’a Jobsa i Jony’ego Ive’a stanie się żałosnym śmieciem. Możliwe, że Android straci na znaczeniu i pojawi się nowy gracz, jak Microsoft, Mozilla, Jolla czy ktoś zupełnie inny. W świecie elektroniki użytkowej pięć lat to szmat czasu. Zarabiam całkiem nieźle, a mimo to nie stać mnie na wymianę zegarka co dwa lata (nie mówię tu o plastikowych zabawkach, a zegarkach z prawdziwego zdarzenia). Co mi po Apple Watch, skoro za trzy lata mogę zechcieć zmienić towarzyszące mu urządzenie?

Hamilton-Khaki-watches-4

Przecież to jakiś absurd. Znikoma użyteczność samych zegarków, ich kontrowersyjne (delikatnie rzecz ujmując) walory estetyczne oraz uzależnienie od posiadanego przez nas smartfonu pozwalają mi myśleć, że giganci elektroniki użytkowej nas już omamili do końca i potrafią nam wcisnąć cokolwiek, co się błyszczy i co fajnie wygląda na billboardzie.

REKLAMA

Ja pozostaję przy moim mechanicznym Aviatorze. Ma tylko jedną aplikację („Czas”), ale za to ma nieskończoną baterię (trzeba nakręcać) i działa zarówno wtedy, gdy w kieszeni mam Lumię, jak i iPhone’a. Na ten model akurat sobie nie zapracowałem (dostałem na „oczko” od mamy, piękny prezent, robiona na zamówienie replika zegarka Gagarina gdy ten wykonywał swój pierwszy lot w kosmos), ale wiem, że jak dojrzeję do zakupu kolejnego, to będę oszczędzał na produkt firm takich, jak Hamilton, Omega, czy podobnych. Bo nie mam pojęcia, którego smartfonu będę używał za pięć lat.

Choć możliwe, że faktycznie jestem już przeżartym przez żółć zgredem, który niczego nie kuma…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA