Najtańsza Tesla S jest teraz... droższa, ale potrafi więcej. Dużo więcej
Gdyby zapytać większość zainteresowanych samochodami elektrycznymi o to, dlaczego nie decydują się ich zakup, koronnym argumentem, oprócz oczywiście zasięgu, byłaby ich cena. Tesla jednak najwyraźniej w ogóle się tym nie przejmuje, zastępując swój najtańszy w ofercie model modelem lepszym, ale i zauważalnie droższym.
Trudno oczywiście stwierdzić, że jakikolwiek pojazd sprzedawany przez Elona Muska i jego firmę był kiedykolwiek tani. Najtańsza do tej pory propozycja, napędzana na jedną oś "S-ka" oznaczona jako "60" i oferująca zasięg równy około 335 km kosztowała bowiem aż 70 tys. dol. W przeliczeniu na złotówki było to około 260 tys. zł, a to i tak z pominięciem wszystkich podatków i dodatkowych opłat.
Już więc najtańsza propozycja kosztowała mniej więcej tyle, ile podstawowo wyposażona limuzyna segmentu E z klasycznym silnikiem. Teraz będzie jeszcze drożej, choć nie bez dodatków, które mogą paradoksalnie skusić do zakupu kolejnych zainteresowanych.
Przede wszystkim Tesla S 60 - o czym informuje m.in. Jalopnik - zastąpiona zostaje przez S 70D, co oznacza nie tylko większy zasięg, ale też i dodatkowy silnik elektryczny zasilający drugą oś. W rezultacie otrzymujemy pojazd o zasięgu około 384 km, prędkości maksymalnej przekraczającej 225 km/h, łącznej mocy na poziomie około 514 koni mechanicznych, oraz przyspieszeniu od 0 do niecałych 100 km/h (60 mil/h) w 5,2 sekundy. W stosunku do S 60 zyskujemy więc 0,7 s - niby niewiele, choć dla niektórych będzie to prawdopodobnie znacząca poprawa (chociażby ze względów psychologicznych).
Przy okazji podniesienia ceny wejściowego modelu o 5 tys. dol. (w sumie około 278 tys. zł) wprowadzono spore zmiany w wyposażeniu standardowym. W rezultacie różnica pomiędzy tak samo skonfigurowaną 60-tką a 70D jest minimalna lub wręcz zerowa. Bez dodatkowych opłat otrzymujemy bowiem m.in. wsparcie dla system Supercharger, dostęp bezkluczykowy, czy osprzęt niezbędny do poprawnego działania tzw. autopilota, który zostanie jednak odblokowany dopiero po udostępnieniu odpowiedniej aktualizacji oprogramowania.
Nie wiadomo jeszcze dokładnie jak kształtować będą się ceny pozostałego opcjonalnego wyposażenia - chwilowo strona Tesli nie działa i prawdopodobnie kompletna nowa oferta będzie dostępna dopiero za jakiś czas. Strona znów działa i każdy może sobie skonfigurować własną Teslę S 70D.
Oczywiście dla części z nas podniesienie ceny podstawowego modelu o taką kwotę może być częściowo niezrozumiałym posunięciem, ale wystarczy zobaczyć, co działo się np. z innym modelem "wejściowym" - S 40. Według przedstawicieli Tesli sprzedawał się on tak słabo, że nie było najmniejszego sensu, aby kontynuować jego produkcję i dystrybucję. Nawet pomimo tego, że był on swego czasu o około 10-15 tys. dol. tańszy, niż obecnie najtańsza S-ka.
Najwyraźniej, przynajmniej aktualnie, wśród klientów Tesli znajdują się głównie osoby, którym niestraszne jest dołożenie kilku czy kilkunastu tysięcy, tylko po to, aby mieć nie tylko wciąż dość egzotyczny samochód, ale jednocześnie najlepszy samochód z oferty tego producenta. Wraz z premierą Modelu 3 polityka cenowa Tesli może wprawdzie ulec zmianie, ale póki co, kto chciał kupić Teslę S, musi odłożyć trochę więcej gotówki.