REKLAMA

Ori and the Blind Forest, czyli wzruszenie i zachwyt - recenzja Spider's Web

Na tę „niezależną grę” autorstwa Moon Studios czekałem z nie mniejszym entuzjazmem, niż na topowe blockbustery. Ori obiecuje bowiem coś więcej, niż bycie kolejną zgrabnie napisaną platformówką. Gra miała być pełną emocji podróżą po wyobraźni, dającą wiele radości i… wzruszeń. Ale czy to się jej udało?

Ori and the Blind Forest, czyli wzruszenie i zachwyt – recenzja Spider’s Web
REKLAMA
REKLAMA

Ori and the Blind Forest to prawdziwy list miłosny do gier platformowych sprzed wielu lat, kiedy ów gatunek nie kojarzył się tylko z prostą, dynamiczną i niewymagającą rozrywką. Gra, w którą lada moment będą mogli zagrać posiadacze Xboxa One i Windows, oraz Xboxa 360 w późniejszym terminie, powstawała, jak twierdzą jej twórcy, „z samego serca”.

Świadczyć o tym ma zaangażowanie do prac ilustratorów-artystów, orkiestry symfonicznej, uznanych animatorów oraz położenie dużego nacisku nie tylko na mechanikę, ale również na oprawę. Nie fotorealistyczną, a prawdziwie bajkową. Ori and the Blind Forest miał być bowiem interaktywną, dynamiczną… baśnią.

ori-1

Za grę odpowiada Moon Studios, a więc wirtualny kolektyw bez jednej, centralnej siedziby. Studio to bowiem składa się z rozproszonych po całym świecie programistów i twórców, częściowo z uciekinierów z Blizzard Entertainment. Gra powstawała przez ostatnie cztery lata i z czasem zyskała sponsora w postaci firmy Microsoft.

Twórcy twierdzą, że tworząc Ori inspirowali się takimi klasykami, jak The Lion King czy The Iron Giant. Odłóżmy jednak na bok te emocjonalne zapewnienia, bowiem mogą równie dobrze służyć do wypromowania samej, być może dość przeciętnej gry. Czym jest Ori? I czy warto je w ogóle kupić?

Jak w to się gra?

Głównym bohaterem gry jest tytułowy Ori, a więc leśny duch, który zaginął w lesie Nibel. Nad jego losem pochyliła się nieco przypominająca niedźwiedzia Matka, która go zaadoptowała i wychowała niczym własne dziecko. Jednak jak w każdej bajce, również i tutaj pojawia się Tragedia, którą główny bohater musi przezwyciężyć. Las umiera, a wraz z nim ukochana matka Oriego, pozostawiając naszego bezbronnego duszka całkiem samego.

Ori rusza więc na poszukiwania, na początku będąc całkowicie bezbronnym, wystraszonym i samotnym. Jego jedyną umiejętnością są… skoki. Szybko jednak poznaje przyjaciela, Seina, który uczy go kolejnych umiejętności, „supermocy” i towarzyszy mu w pokonywaniu kolejnych trudności. Szybko się okazuje, że Sein, porwany niegdyś ze swojego domu przez złowrogiego Kuro, staje się kluczową postacią w historii gry.

Pierwszą ciekawostką, którą dość szybko poznajemy na początku rozwijania naszej postaci, jest nietypowy system zapisywania stanu gry. Oprócz stałych punktów kontrolnych, które nie są częste, możemy tworzyć własne (nazywane w grze „łączami duszy”). Nie możemy jednak tworzyć ich dowolnej ilości, każdy taki punkt kontrolny to wydatek zgromadzonych przez nas zasobów, więc powinniśmy się dokładnie zastanowić gdzie chcemy się „odradzać” i który element gry może nam sprawić trudności. Innymi słowy, sami decydujemy w którym miejscu nasza postać się odradza, choć nie możemy co chwila zmieniać zdania. Przynajmniej nie na początku gry.

Ori-5

Choć gra jest bajkowa, to do najłatwiejszych nie należy… podobnie zresztą, jak klasyczne platformówki. Ori wraz z rozwojem gry będzie wymagał od ciebie coraz więcej, zarówno jeżeli chodzi o myślenie i rozwiązywanie logicznych łamigłówek, jak i zręczność palców przy akrobatycznych skokach czy walkach z przeciwnikami. W żadnym momencie jednak nie czułem frustracji, a jedynie determinację by pokonać dany element i zobaczyć co wydarzy się dalej. Nie można też narzekać na system sterowania: obsługa gamepadem jest banalnie prosta i intuicyjna.

A jak to wygląda?

Oprawa graficzna tworzona w całości z ręcznie animowanych teł i postaci wygląda… zjawiskowo. Bawiąc się z Ori czuje się dokładnie taką samą różnicę w odbiorze, jak w przypadku kreskówek Pixara czy Dreamworks. Teoretycznie te nowe filmy wyglądają świetnie, ale brakuje im magii klasycznej, disneyowskiej kreski. Sytuacja z Ori wygląda bardzo podobnie: choć bez wątpienia istnieją bardziej dopracowane graficznie gry, tak Ori ujmuje artyzmem, delikatnością i bajkowością. Gra, oparta o silnik Unity, działa w rozdzielczości 1080p w 60 klatkach na sekundę i składa się z jednej strumieniowanej do pamięci konsoli „mapy”, więc zabawa nie jest przerywana planszami ładowania. Jak twierdzą twórcy, żaden element graficzny nie był poddany „recycklingowi”, wszystko jest rysowane tylko i wyłącznie na potrzeby danej sceny. Pozostaje mi to tylko potwierdzić, choć oczywiście nie analizowałem podczas zabawy każdego piksela.

Całość uzupełnia muzyka… choć tu raczej powinienem napisać MUZYKA. Zaangażowanie prawdziwych wokalistów i orkiestry symfonicznej do nagrania ścieżki dźwiękowej Ori zamiast obecnych w większości gier (w tym blockbusterów) zaawansowanych syntezatorów czyni olbrzymią różnicę w odbiorze gry. No, przynajmniej wśród tych graczy wrażliwych na sztukę. Nieraz podczas zabawy przejdą wam ciarki po plecach, a oprawa audiowizualna bezbłędnie podkreśla przekazywany przez grę ładunek emocjonalny.

No dobrze, ale kupić to, czy poczekać na przecenę?

Tu zaczynam być nieco rozdarty, bowiem to dla was najważniejszy akapit całego tekstu, a nie jest mi łatwo oddzielić subiektywne preferencje od rzeczowej, obiektywnej oceny. Zwłaszcza że Ori, mimo bycia grą „indie”, do najtańszych nie należy.

Przyznaję, że jestem „frajerem” jeżeli chodzi o gry, w których dużą rolę odgrywa ich artyzm. Ori jest grą przepiękną, oprawa graficzna stoi na niesamowicie wysokim poziomie, a ta muzyczna… na niespotykanym. Historia Oriego szybko stała się „moją” historią. Ponoć chłopaki nie płaczą, ale nieraz zdarzyło mi się przy tej grze… wzruszyć. Biorąc pod uwagę fakt, że w tej grze nie ma ani dialogów, ani cut-scenek, to powinno dawać dostateczny ogląd jak doskonała jest oprawa tej gry.

Ori-9

Nie każdy jednak tak mocno reaguje na te elementy i oczekuje od gry przede wszystkim dobrej mechaniki, tak zwanego gameplay’u. Ori również i tu nie rozczarowuje, choć jest to gra bardzo specyficzna, dla osób, które pamiętają pierwsze gry Rayman, Alladina i tym podobne. To dynamiczna, wciągająca platformówka i choć pełno w niej oryginalnych pomysłów, to dalej bazuje ona na dość staroświeckim podejściu do gier, które nie każdemu może odpowiadać. Ori jest pozbawiony widowiskowości Call of Duty, złożoności Grand Theft Auto czy też jakiegokolwiek trybu społecznościowego czy multiplayer i totalnie nie wpisuje się w aktualnie panującą modę i preferencje znacznej ilości graczy.

REKLAMA

Dla mnie to była fantastyczna przygoda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA