SMS Sync by 50: bas, ale nie tylko - recenzja Spider's Web
Akcesoria muzyczne firmowane nazwiskami gwiazd branży muzycznej nie są niczym nowym. Dopiero jednak niedawno okazało się, że odpowiednia mieszanka sprzętu i promującej go osoby może przynieść fantastyczne rezultaty, również pod względem biznesowym. Czy jednak sukces jednych, musi gwarantować powodzenie innym? Zobaczmy czy 50 Cent jest w stanie pokonać Dr. Dre.
Do naszej redakcji trafiły dwa komplety słuchawek firmy SMS Audio - SYNC by 50 w wersji bezprzewodowej i przewodowej. Pozornie niemal identyczne, różniły się jednak kilkoma dość istotnymi szczegółami, w tym m.in. ceną. Zaczniemy więc od tych ciekawszych (i droższych).
Zestaw
Opakowanie, w którym przybywa do nas bezprzewodowa wersja SYNC by 50 (dokładnie: Over-Ear Wireless), już od samego początku sugeruje, że mamy do czynienia z urządzeniem nie tylko z wyższej półki (przynajmniej cenowej), ale też o sporych rozmiarach.
Nie od razu jednak przekonamy się czy jest to prawdą. Zamykane na magnes pudełko kryje w sobie bowiem kolejny pokrowiec i to nie byle jaki. Materiałowe, sztywne opakowanie ma nawet… „nóżki”. Wygląda to całkiem profesjonalnie i do postawienia na biurku nadaje się doskonale, ale jeśli chcemy nosić je ze sobą, powinniśmy wygospodarować dużo miejsca. Bardzo dużo.
Jeśli liczyliśmy na jakiekolwiek ponadstandardowe gadżety w tak wielkim pudełku, czeka nas niestety rozczarowanie. Resztę zestawu stanowi bowiem podejrzanie nijaka ładowarka, zupełnie nie pasująca do ceny, oraz takie same jakościowo przejściówki i kabel zasilający.
Już w tym miejscu widać, że nie do końca przemyślano ten komplet. Urządzeń do ładowania mamy co najmniej dwa (nie licząc telefonu), podczas gdy ładowarka ma tylko jedno wyjście i „w gratisie” otrzymujemy tylko jeden kabel. Jeśli więc będziemy chcieli ładować wszystko jednocześnie, potrzebne nam będą… trzy kable i trzy ładowarki. Szkoda, bo podwójne ładowarki nie są wcale drogie, a zdecydowanie taki dodatek ułatwiłby korzystanie ze słuchawek i reszty akcesoriów.
Wygląd i pierwsze wrażenia
Otwarcie walizeczki, poza ujawnieniem dodatkowego kabla audio i transmitera potwierdza wcześniejsze przypuszczenia. SYNC by 50 w wersji bezprzewodowej, jak to słuchawki wokółuszne, mają naprawdę spore wymiary. Mówiąc wprost - są gigantyczne.
Do wyboru są trzy wersje kolorystyczne – czarna, szara i biała, przy czym do nas trafiła ta ostatnia. Pierwsze wrażenia są, cóż, dość mieszane, choć nie ma wątpliwości, że znajdzie się sporo osób, którym taki styl się spodoba. Jest on po prostu… krzykliwy. Jeśli jednak szukaliśmy subtelności czy dyskretnej elegancji, prawdopodobnie nawet nie spojrzeliśmy na SYNC by 50.
Imponujące rozmiarem białe słuchawki wykonano w większości z połyskliwego plastiku, ozdobionego srebrnymi oraz szarymi wstawkami i niebieskimi logo SMS po obydwu stronach, które po włączeniu urządzenia zaczynają… migać! Opcja ta jest przy tym domyślnie włączona, będąc przy okazji absolutnie zbędna i wręcz irytująca, a jej wyłączenie (bardzo długie przytrzymanie klawisza poprzedniego utworu) pomaga tylko do restartu słuchawek.
Uruchamiając je w nocy możemy mieć wrażenie, że do naszego pokoju wjechał właśnie policyjny radiowóz. Może jest to jakieś nawiązanie do niektórych utworów z gatunku, w którym specjalizuje się 50 Cent, ale to raczej mocno naciągana teoria.
Jeśli jednak lubimy, kiedy patrzą na nas wszyscy w naszym otoczeniu, zdecydowanie nie powinniśmy się rozczarować. SYNC by 50 zwracają na siebie uwagę i z daleka krzyczą, że ich posiadacz wydał na nie sporo gotówki.
Na szczęście zadbano przy tym o to, aby słuchawki były również praktyczne. Po prawej stronie umieszczono cztery przyciski – dwa do regulacji głośności i dwa do zmiany utworu. Po lewej natomiast znalazło się miejsce dla klawisza uruchamiającego słuchawki i aktywującego synchronizację lub podbijającego basy. Tak, jest do tego dedykowany przycisk. Słuchawki wyposażono jeszcze (oczywiście) w wejście miniJack i microUSB.
Wszystkie z tych przycisków bardzo łatwo odnaleźć bez patrzenia i obsługiwać, gdy mamy słuchawki założone na głowę.
Niestety z ponadprzeciętnym rozmiarem trzeba się po prostu pogodzić – w żaden sposób nie możemy słuchawek „złamać” i sprawić, że zajmą mniej miejsca np. w naszym bagażu. Przy noszeniu ich na głowie również będziemy mieć wrażenie, że są po prostu gigantyczne. Nie ma wątpliwości, że obserwujący nas ludzie stwierdzą dokładnie to samo.
Być może taki był plan.
Jakość wykonania
Od słuchawek za około 1700 zł można oczekiwać, że będą wykonane z najwyższej jakości materiałów i będą w dużym stopniu odporne na czynniki zewnętrzne. Czy SYNC by 50 spełniają te wymagania?
Do sporych plusów należy bez wątpienia zaliczyć elastyczność całej konstrukcji. Choć można byłoby się spodziewać, że takie potężne słuchawki będą przy okazji sztywne, SYNC można wyginać pod wieloma kątami w niemal każdą stronę, bez obawy, że za chwilę usłyszymy głośny trzask. W efekcie dopasowanie dużych i ciężkich słuchawek do naszych potrzeb (i głowy) jest banalnie proste a efekty zaskakująco pozytywne.
Tak samo solidna i wygodna jest dostępna regulacja długości pałąka. Opór jest na tyle spory, że nie przydarzy nam się nigdy przypadkowe „skrócenie”, a z drugiej strony możemy dokonywać płynnej i precyzyjnej regulacji.
Przyjemne wrażenie sprawiają także materiały, z których wykonano elementy przylegające bezpośrednio do naszej głowy i uszu. Skóra otaczająca muszlę i wyściełająca dolną stronę pałąka jest miękka i nie powoduje uczucia dyskomfortu nawet przy dłuższym korzystaniu z urządzenia.
Z drugiej strony plastik, którym wykończono słuchawki nie prezentuje się już tak dobrze, przynajmniej w wersji kolorystycznej, która do nas dotarła. Nie jest być może faktycznie niskiej jakości, ale biały, błyszczący sprzęt trudno jest po prostu wykończyć tak, aby nie wyglądał nieco mniej prestiżowo, niż powinien.
Na szczęście po wzięciu słuchawek do ręki wrażenie to mija. Plastik jest twardy, a konstrukcja solidna i tylko w pojedynczych punktach i pod naprawdę dużym naciskiem potrafi delikatnie zatrzeszczeć. W codziennym użytkowaniu nie udało się wygenerować żadnych niepokojących odgłosów.
Użytkowanie
W tym miejscu słuchawki SYNC błyszczą najmocniej. Pomimo dużych wymiarów, noszenie ich jest czystą przyjemnością.
Szeroki zakres regulacji, miękkie wykończenia kluczowych elementów „kontaktowych” oraz giętkość konstrukcji zasługują na najwyższe noty. To właśnie w tym miejscu możemy poczuć, że zrobiliśmy naprawdę dobry interes. Zero jakiegokolwiek dyskomfortu, idealne przyleganie i nawet największe i najbardziej odstające uszy mieściły się bez problemu. Nawet przy założonych okularach nikt nie zgłaszał zastrzeżeń.
Bieganie w SYNC by 50 jest wprawdzie ze względu na ich rozmiar nieco dziwnym pomysłem, ale przy normalnym użytkowaniu nie musimy się obawiać, że słuchawki nagle spadną nam z głowy. Jeśli naszym priorytetem jest komfort i styl, jaki reprezentują sobą słuchawki tego producenta, możemy być raczej pewni, że nie czeka nas rozczarowanie.
Bezprzewodowość
Pewnym zaskoczeniem dla niektórych może być fakt, że słuchawki nie oferują nam możliwości transmisji dźwięku za pomocą popularnego Bluetootha i jedyną opcją jest skorzystanie ze specjalnego transmitera.
Rozwiązanie to, wykorzystujące fale radiowe o częstotliwości 2,4 GHz, zastosowano przede wszystkim z jednego powodu – jakości dźwięku. Dzięki wsparciu technologii KLEER, słuchawki nawet bez podłączonego kabla mają zapewnić najwyższą możliwą jakość odtwarzanych utworów, bez żadnych strat.
Zanim jednak o jakości, koniecznie trzeba napisać trochę więcej o transmiterze, choć akurat trudno jest tutaj znaleźć zbyt wiele pozytywów. Z pewnością jednak zalicza się do nich wsparcie dla maksymalnie 4 par słuchawek jednocześnie oraz fakt, że korzystając z niego nie musimy parować SYNC ze wszystkimi naszymi urządzeniami. Wystarczy wpiąć transmiter w złącze miniJack i koniec.
Zasięg też można określić jako całkiem przyzwoity. Producent informuje, że elementy zestawu możemy oddalić od siebie maksymalnie na około 50 stóp (15 metrów) i jest to prawda, choć raczej pod warunkiem, że po drodze nie ma żadnych ścian czy innych przeszkód. W rzeczywistości trzeba się pogodzić z tym, że poza pomieszczenie, w którym znajduje się odtwarzacz z adapterem nie możemy wyjść. W tym zakresie jednak nie odnotowano żadnych zakłóceń czy zerwań połączenia ani też spadku jakości dźwięku.
Tym co boli najbardziej są jednak nie aspekty techniczne (te stoją na wysokim poziomie), a sama „fizyczność” transmitera. Po pierwsze noszenie go w kieszeni razem z telefonem nie jest – ze względu na jego wymiary – przyjemnym doświadczeniem. Po drugie absolutnie nie pasuje jakością wykonania do ceny zestawu, a sprawę tylko pogarsza wykończenie z białego plastiku, który do końca nie wie, czy chce być błyszczący czy matowy.
Do tego, po podpięciu np. do HTC One M7 okazuje się, że jesteśmy przy korzystaniu z telefonu zmuszeni do oglądania jeszcze brzydszej naklejki, zamiast przycisku aktywacji. Pomijając już sam rozstrzał pomiędzy jakością wykonania obydwu urządzeń.
Kolejna wada plastikowego transmitera? Nie jest w stanie obsłużyć wbudowanych przycisków do zmiany utworów i pozwala jedynie na bezprzewodową regulację głośności. Żeby wykorzystać w pełni możliwości przycisków trzeba kupić… transmiter na USB, który wcale do tanich nie należy i oczywiście nie połączymy go do telefonu.
Gdyby tego było mało, transmiter po 5 minutach bezczynności, nawet przy połączeniu ze słuchawkami, wyłącza się samoczynnie, zmuszając nas do wyciągnięcia telefonu z kieszeni lub sięgnięcia do innego urządzenia, do którego został on połączony.
Jakość muzyki
O ile poprzednie cechy są stosunkowo łatwe do opisania, o tyle opisywanie odczuć związanych z jakością muzyki jest skomplikowane. Może się przydarzyć, że niektóre osoby będą mogły zakochać się w jednych słuchawkach, a innym ani trochę nie przypadną one do gustu. Jak więc sprawa wygląda z SYNC by 50 w mocno subiektywnym ujęciu?
Po słuchawkach przygotowanych przez 50 Centa można spodziewać się, że przy odtworzeniu pierwszego lepszego utworu z hiphopowego nasze uszy wypełni bas, o powalającej mocy i jakości. I tak też jest, chociaż wymaga to od nas balansowania poziomem dźwięku. Kiedy słuchawki są ustawione na niższy poziom, basy są nieco „suche”, natomiast na najwyższych poziomach stają się wręcz przytłaczające i zabijają wszystko poza sobą. Bass Boost nieco rozwiązuje problem – jego aktywacja przy cichym dźwięku i wyłączenie na wyższych poziomach wyraźnie ratuje sytuację, a „tłustość” zaczyna się wprost wylewać ze słuchawek.
Czy jest to pod względem basu poziom słuchawek Beats? Niestety nie, choć jest zaskakująco blisko. W zamian za to SYNC by 50 oferuje o wiele lepsze doznania dla osób, które nie skupiają się wyłącznie na jednym, „promowanym” gatunku muzyki.
Zanim jednak przejdziemy do zalet, trzeba wspomnieć koniecznie o jednej wadzie. Jak na cenę, jaką trzeba zapłacić za SYNC by 50, brak aktywnego tłumienia dźwięków tła jest sporym nieporozumieniem. Pasywna izolacja spisuje się wprawdzie lepiej niż przyzwoicie, potrafiąc skutecznie „odłączyć” nas od nawet głośnych zakłóceń przy niezbyt wysokim poziomie głośności muzyki, ale wciąż jest daleka od ideału.
Czas odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: czy SYNC by 50 grają dobrze? Odpowiedź jest prosta – tak, nawet bardzo dobrze. Szczególnie dobre wrażenie robi bezstratna transmisja bezprzewodowa, bijąca na głowę Bluetooth i usprawiedliwiająca konieczność korzystania z „przejściówki”. Pozytywne wrażenia płynące z "bezkablowego" użytkowania pozostają nawet po uświadomieniu sobie, że mimo wszystko po podłączenie kabla jest minimalnie lepiej.
W każdym z trybów (przewodowo/bezprzewodowo) dźwięk jest czysty, wyraźny i to zarówno w utworach mniej, jak i bardziej wymagających. Wokal ma przyjemne, głębokie i mocne brzmienie, a instrumenty mają dla siebie całkiem sporo „miejsca”. Brakuje jednak czegoś, co sprawiłoby, że słuchającemu opadłaby szczęka i byłby w stanie na nowo pokochać albo wręcz odkryć swoją dotychczasową kolekcję muzyczną.
To nie jest wybitna jakość i trzeba z przykrością stwierdzić, że nie jest to „1700-złotych-jakość”. Wszystkie osoby, na których testowaliśmy SYNC by 50 jednoznacznie stwierdziły, że brzmią one bardzo dobrze. Tylko i aż „bardzo dobrze”. Próżno było liczyć na opinie o wrażeniach podobnych do znalezienia się w środku sali koncertowej, nie mówiąc już o jakimś nadzwyczajnym „życiu” muzyki. Jest głośno (jeśli potrzeba), dynamicznie, basowo (choć bez przymusu) i bardzo przyjemnie.
Z drugiej strony słuchawki 50 Centa są o wiele bardziej uniwersalną propozycją niż ta od Dr Dre. Nikt na siłę nie wali nam po uszach basami (przynajmniej jeśli trzymamy się daleko od niezdrowo wysokich poziomów głośności), sprawiając że słuchanie niektórych gatunków muzyki jest nie do zniesienia. Tutaj mamy do czynienia z produktem, który choć nikogo nie zaskoczy zawrotną jakością (szczególnie jeśli ten ktoś trzyma w ręce paragon ze sklepu), w żaden sposób nie powinien go zawieść.
Bonusowe pytanie brzmi natomiast jeszcze inaczej. Czy ktokolwiek, kto zdecyduje się na SYNC by 50 będzie poszukiwał naprawdę absolutnie bezkompromisowej jakości dźwięku? Z jednej strony wszystko, w tym cena, powinny na to wskazywać, ale z drugiej, chociażby bardzo krótki kabel sugeruje, że jest to rozwiązanie pomyślane raczej jako mobilne. A osób dbających o najwyższą jakość muzyki w telefonie jest na razie raczej niewiele.
Wpływ na otoczenie
Ogromne słuchawki, poza całkiem przyzwoitą izolacją od otoczenia mają też inną zaletę. Nie pozwalają dźwiękowi zbyt wyraźnie „uciekać” i przeszkadzać osobom znajdującym się w naszym bezpośrednim otoczeniu. Nawet w bardzo cichym pomieszczeniu przy odsłuchu utworów z bardzo mocnym basem, osoby znajdujące się około metra lub dwóch od słuchającego mogą spokojnie skupić się na swojej pracy.
Oczywiście jeśli ustawimy poziom głośności na maksymalny poziom, podbijemy basy i siądziemy tuż obok kogoś w tramwaju czy w metrze, nie powinniśmy liczyć na pozytywną reakcję. Tyle tylko, że nawet pod zdjęciu słuchawek i tak nie usłyszymy wszystkich wulgaryzmów skierowanych w naszą stronę - wcześniej najprawdopodobniej sami ogłuchniemy.
Pomimo swojego krzykliwego projektu, nastawienia na dość konkretny rodzaj muzyki i ogromnych rozmiarów, SYNC by 50 są więc zaskakująco przyjazne do otoczenia. I bardzo, bardzo dobrze.
Jakość rozmów
Nie jest to wprawdzie podstawowa funkcja słuchawek, ale skoro już jest, dlaczego z niej nie skorzystać? Tym bardziej, że działa jak najbardziej poprawnie. Jakość dźwięku przekazywanego od rozmówcy jest bardziej niż zadowalająca, podobnie jak dźwięku rejestrowanego przez wbudowany w kabel mikrofon.
Akumulator
Według deklaracji producenta zestaw powinien wytrzymać bez problemu około 17 godzin. Niestety ani razu nie udało się osiągnąć takiego wyniku dla obydwu elementów.
Najdłużej bez wątpienia wytrzymują słuchawki. Te potrafią rozładować się naprawdę blisko wyznaczonej przez SMS granicy, choć rezultat ten jest mocno zmienny i potrafi być o 3-4 godziny słabszy.
Wyraźnie gorzej jest natomiast z adapterem. Jeśli mówimy o ciągłej pracy, ten potrafi wyłączyć się czasem nawet i po 6 godzinach. W trakcie testów zdarzało się wprawdzie uzyskać i ponad 10 godzin, ale z drugiej strony, raz rozładował się po 5.
Pocieszający jest natomiast fakt, że obydwa elementy ładują się naprawdę szybko – nawet wyraźnie poniżej 2 godzin podanych przez producenta.
Podsumowanie
W dołączonej do zestawu książeczce (bo trudno ten dodatek nazwać inaczej), 50 Cent podaje trzy cechy słuchawek, które są dla niego najważniejsze i o które najbardziej dbano przy produkcji SYNC.
Pierwszą z nich jest jakość i nie można powiedzieć, że testowany produkt nie brzmi dobrze. Brzmi bardzo dobrze, ale i trudno spodziewać się, że słuchawki za tyle pieniędzy będą brzmiały słabo. Grają dobrze w każdym zakresie, nie zmuszają nas do polegania wyłącznie na niskich tonach, ale kiedy trzeba – dają do basowego pieca. W porównaniu do Beatsów są o wiele bardziej zbalansowane i przyjazne dla tych, którzy nie przepadają za ciężkimi brzmieniami.
Za 1700 zł można byłoby już jednak oczekiwać brzmienia lepszego niż bardzo dobre i tutaj może być już problem. Konkurencja w ten cenie jest ogromna, a klienci tego segmentu przeważnie doskonale wiedzą, czego szukają.
Na drugim miejscu 50 Cent stawia styl i komfort. O ile do tego drugiego nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń, ba, trzeba nawet koniecznie pochwalić producenta za stworzenie jednych z najwygodniejszych słuchawek na świecie, o tyle kiedy chodzi o wygląd, każdy będzie miał już swoje własne zdanie na ten temat. Patrząc na sukces Beats, jest spore zainteresowanie na takie krzykliwe produkty.
Ostatnie miejsce na podium zajęła jakość wykonania i wytrzymałość i tutaj też należy się spory plus. Przyjemne w dotyku wykończone dobrymi materiałami, a do tego elastyczna i nieprzesadnie ciężka konstrukcja. Można tylko przyczepić się do błyszczącego białego plastiku, ale od strony technicznej nie ma on wielu wad.
Czy więc warto zainteresować się słuchawkami bezprzewodowymi SYNC by 50? Jeśli priorytetem jest dla na komfort, bardzo dobra jakość muzyki, bezprzewodowa i bezstratna transmisja dźwięku, a do tego podoba nam się ich wygląd i mamy do dyspozycji sporo gotówki – raczej tak. Jeśli natomiast nie lubimy wyróżniać się z tłumu, uwielbiamy aktywne wyciszenie i jakość dźwięku jest dla nas absolutnym priorytetem – lepiej poszukać czegoś innego. Szczególnie, że w tej cenie wcale nie musimy godzić się na wiele kompromisów.
Zalety:
- Fantastyczny komfort
- Wygląd (dla niektórych)
- Dobra jakość wykonania
- Wygodne przyciski na obudowie
- Długi czas pracy słuchawek bez ładowania
- Bardzo dobra jakość dźwięku (bardziej "uniwersalna" niż w Beats)
- Wytrzymały pokrowiec w zestawie
- Bezstratna bezprzewodowa transmisja dźwięku
Wady:
- Wygląd (dla niektórych)
- Kiepskiej jakości transmiter
- Ogromne rozmiary
- Bas nie jest tak mocny jak w Beats
- Brak aktywnego wyciszania odgłosów tła
- Podobnie grające słuchawki można kupić zauważalnie taniej
- Podobnie dobrze wykonane słuchawki można kupić zauważalnie taniej
- Brak transmitera USB w zestawie
Uwaga od autora: W związku z faktem, że nigdy nie kryłem się z tym, że nie jestem audiofilem i mój słuch z całą pewnością nie pozwala mi na wydawanie ostatecznych wyroków w kwestii sprzętu audio, w tworzeniu recenzji pomagały inne osoby, o o wiele większym doświadczeniu, wiedzy i lepszym słuchu. Powyższa recenzja jest wypadkową wrażeń własnych i dodatkowych opinii.