Bound by Flame, czyli cRPG, który nie traktuje gracza jak Homera Simpsona
Czy grzechem gry może być to, że ta jest "zaledwie" dobra? Niestety tak. Jestem zdumiony recenzjami Bound by Flame. Większość publicystów zarzuca produkcji studia Spiders jej... poprawność. Czy to naprawdę zbyt mało dla tytułu przynależącego do bezlitosnego gatunku cRPG?
Komputerowe Role Playing Games dzielą się z grubsza na dwie podstawowe kategorie – wielkie, długo oczekiwane hity, którymi ekscytujemy się my wszyscy oraz… cała reszta produkcji. Do drugiego worka lądują tytuły dobre, przeciętne, rozczarowujące i tragiczne. Bez wyjątku, bez litości. Gatunek jest bezwzględny, stawiając na najlepszych.
Wiedźmin, Mass Effect, Dragon Age, Dark Souls, Fallout – to wszystko produkcje największego możliwego kalibru.
Każda z nich zachwyca i każda posiada rzesze oddanych fanów. Zabetonowana scena Role-Play nie dopuszcza produkcji bez ogromnego budżetu i jeszcze większego wydawcy. Najlepszym przykładem na to jest właśnie Bound by Flame – gra po prostu dobra, a przez to odrzucona z pogardą w kąt.
Już po wejściu do głównego menu gry dostałem ciarek. Przewodni motyw muzyczny powala na kolana, zachęcając do rozgrywki. Po stworzeniu własnego protagonisty zostajemy wprowadzeni w świat gry, który bije po oczach podobieństwami do serialu Gra o Tron oraz książek z cyklu Pieśni Lodu i Ognia. Wątek mroźnych i przerażających „Innych” zamienił się w hordę żywych trupów. Gracz wciela się w buńczucznego wojownika, który niejako „przy okazji” zostaje zamieszany w ogromny konflikt, wraz ze zgrają najemnych towarzyszy. To oczywiście jedynie preludium do dalszych wydarzeń, które dają si streścić w około 10 godzinach gry na średnim poziomie trudności.
Moje pierwsze skojarzenie – Geralt, wróciłeś!
Walka stanowi esencję Bound by Flame. Starcia do złudzenia przypominają mi te, jakie zapamiętałem w świetnych produkcjach rodzimych Redów. Atak, kontra, parowanie, do tego specjalne umiejętności i własnoręcznie wykonane narzędzia – chociaż twórcy nie przyznają się wprost, jestem przekonany, że inspirowali się dziełami Polaków.
Walki bez wątpienia należą do wymagających, nawet na średnim poziomie trudności. To nie Dragon Age, gdzie wystarczy rzucić się na przeciwników z okrzykiem bojowym, ani nie Mass Effect, w którym komandor Shepard „tymi rękoma” ubił ogromnego Żniwiarza. Bound by Flame to przede wszystkim przygotowania, cierpliwość, taktyka i konsekwencja. Gra bardzo szybko wybije Wam z głowy wymachiwanie mieczem na lewo i prawo, raz za razem posyłając na deski. I znowu. I od nowa.
Oczywiście wciąż nie mówimy o sadomasochistycznym modelu rozgrywki zaproponowanym przez From Software w ich Dark Souls. Mimo tego używanie pułapek, umiejętne przełączanie się między walką na dystans oraz bezpośrednim krzyżowaniem stali, oczy z tyłu głowy oraz znajomość palety ruchów przeciwników jest po prostu niezbędna. Pod tym względem Bound by Flame naprawdę mnie zaintrygował. Gra rzuciła mi wyzwanie, rzuciła mi rękawicę, którą ochoczo podniosłem.
Niestety, podjęta walka opłaciła się jedynie częściowo. Gra jest zaskakująco krótka.
Gdyby nie wymagające starcia, byłaby zapewne jeszcze krótsza. O ile w przypadku wersji na komputery osobiste można to jeszcze znieść, tak zaporowa cena tej produkcji na konsolach nowej generacji dyskwalifikuje ten twór jako opłacalny i rozsądny zakup. Chociaż twórcy z chęcią widzieliby swoje Bound by Flame jako pierwszą produkcję cRPG na nową generację platform do grania, „next-genowa” jest tutaj zaledwie cena.
Pod względem graficznym Bound by Flame po prostu wystarcza. Obyło się bez graficznych fajerwerków, chociaż tytuł zdecydowanie posiada swoje „momenty”. Tymi twórcy chwalą się jednak bardzo niechętnie, zamykając graczy w obrębie niewidzialnych murów, ciasnych ścieżek i prostej drogi do celu. Szkoda, ponieważ zarówno w przedstawionym świecie, jak również historii uniwersum drzemie olbrzymi, ale całkowicie niewykorzystany potencjał. Im więcej fabuły Bound by Flame poznawałem, tym bardziej chciałem wejść jeszcze głębiej, dowiedzieć się jeszcze więcej.
Niestety, twórcy skutecznie mi to uniemożliwiali powierzchownością swojej produkcji. Nie pomagają również sztywne dialogi z archaicznym już systemem wyboru kwestii mówionych. Te nie mają niemal żadnego wpływu na przedstawiony świat, otoczenie oraz napotkane postacie. Miałem wrażenie, że możliwość decydowania o aktualnej linii dialogowej została wprowadzona jedynie dlatego, że po prostu wypada. Jak Shepard i Geralt, to i my.
Gra studia Spiders to po prostu solidne rzemiosło. Nic więcej, nic mniej.
Nie zachwyca, nie rozczarowuje, lecz przyciąga wymagającymi starciami oraz dużą wiarą w umiejętności gracza. To podejście, którego brakowało mi od bardzo dawna i właśnie dla tego od Bound by Flame nie byłem w stanie się oderwać. Ta gra jest po prostu dobra. Dobra, czyli zasługująca na uwagę. Dobra, czyli warta Waszego czasu. Dobra, czyli pozostawiająca przyjemne odczucia po rozgrywce. Niestety, w bezpośredniej konkurencji z Wiedźminem czy Dark Souls może to być za mało. Jeżeli jednak Wasz głód produkcji Role-Play jest równie silny, co mój – Bound by Flame stanie się oryginalnym, dosyć egzotycznym i całkowicie szczerym kompromisem między Waszymi oczekiwaniami, a tym, co mogą dać sami twórcy.