Pobieranie starych i porzuconych już gier - chociaż nie jest szkodliwe - nadal jest piractwem
Piractwo jest złe, co do tego nie powinniśmy mieć najmniejszych wątpliwości. W żaden sposób nie można tłumaczyć okradania twórców oraz mówić, że kopiowanie to nie kradzież, bo przecież nikt by nic nie stracił po skopiowaniu Twojego domu czy samochodu. Co jednak, jeśli twórcy nie tracą na oprogramowaniu, które kopiujesz. Czy wówczas masz prawo je piracić? Osoby udostępniające oprogramowanie typu abandonware uważają, że tak, z kolei według prawników nadal jest to działanie niezgodne z prawem.
Na samym początku warto określić, czym w ogóle jest abandonware. Jest to stare oprogramowanie, które zostało po prostu pozostawione przez twórców. Zazwyczaj dzieje się tak, gdyż nie widzą oni już możliwości zarabiania na nim. Jeszcze kilka lat temu istniało wiele dużych serwisów z grami abandonware. Znajdowały się tam gry, często hitowe, mające po kilka lub nawet kilkanaście lat.
Sam w poprzedniej dekadzie korzystałem z nich, gdyż chciałem zapoznać się z niemożliwą do kupienia klasyką. Teraz jednak nie robię tego prawie wcale, gdyż nie różniłoby się to niczym od pospolitego piractwa i kopiowania gier, które dopiero co właśnie wylądowały na półkach sklepowych. Stało się tak z dwóch powodów, z których każdy opiera na pieniądzach.
Wizyta na targu staroci
Pierwszy powód to powstanie serwisu Gog.com oraz jego klonów. Skoro możemy tam kupić stare gry, oznacza to, że ktoś na nich może zarabiać, a oprogramowanie tak naprawdę nie jest porzucone. W takiej sytuacji stare gry nie są już abandonware, a normalnym oprogramowaniem dostępnym w sklepach. Zapytacie się, jakim prawem ktoś może zarabiać na takich starociach?
Prawem rynku i prawami autorskimi, które przewidują, że zazwyczaj trwają one przez cały czas życia twórcy i 70 lat po jego śmierci. By zobrazować, jak długi to okres, posłużę się pewnym przykładem. Dopiero za dwa lata będzie można swobodnie wydawać „Mein Kampf”, które, jak wiemy z historii, nie było bynajmniej grą komputerową, a jedynie bardzo kiepską książką malarza z zamiłowania i ludobójcy z zawodu.
A jako że pierwsza gra komputerowa, analogowy symulator pocisku rakietowego, powstała w 1947 roku, pierwszych wolnych ze starości gier możemy spodziewać się najwcześniej za 4 lata. Z kolei legalnie w ponga będziecie mogli zagrać dopiero w roku 2042. Póki co jedynym w pełni legalnym sposobem na granie w starocia jest po prostu kupienie ich w dowolnej formie. W innym wypadku - według polskiego prawa - korzystanie z niej będzie kradzieżą, nawet jeśli gra jest stara i zapomniana.
Ceny za te gry są często bardzo niskie, więc traktuję je jako opłatę za usługę dostosowania tych tytułów do działania na komputerze z nowym systemem operacyjnym. Bo powiedzmy sobie szczerze, gry w oryginalnej wersji bez wielu kombinacji po prostu nie zadziałałyby na nowej maszynie, przynajmniej bez instalacji wielu narzędzi typu DosBox, które są dla większości geeków (nie nerdów!) zbyt trudne w obsłudze. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, czemu wspomniana gra ma na siebie nie zarabiać nawet po dwudziestu latach? Jeżeli nawet po takim czasie ktoś chce w nią grać, oznacza to, że produkt się udał i pieniądze za nią najzwyczajniej w świecie się należą właścicielowi wspomnianej gry.
Odgrzewany kotlet może być smaczny
Warto jednak wiedzieć, że powyższa zasada najlepiej pasuje do komputerów PC, na które dostępne jest oprogramowanie z ostatnich kilkunastu lub nawet dwudziestu lat. Oczywiście, na niektórych nowych konsolach można kupić klasyki. Sam nabyłem na Playstation Vita kilka gier działających pierwotnie na pierwszej konsoli Sony. Warto jednak pamiętać o tym, że nie wszystkie tytuły są dostępne w ten sposób. Czy wówczas mamy prawo je spiracić? Prawo ponownie zaneguje taką możliwość, zupełnie inaczej niż logika. Bo jeśli mam wiekową konsolę, a chcę zagrać w stary tytuł, który nie jest już legalnie dostępny, to mam o nim zapomnieć?
Jeśli dana firma chce być psem ogrodnika i nie zarabiać na grze, jednocześnie nie dając możliwości korzystania z gier, wychodzę z założenia, że można korzystać z takiego oprogramowania, a kiedy pojawi się jego płatna wersja, od razu za nią zapłacić. Dlatego nie dziwię się, jeśli ktoś przerobił swoją konsolę Playstation 2 za pomocą klucza USB i gra w stare Tekkeny czy Final Fantasy. Umówmy się, choć były to hity, tytuły te przeżyły już swoją pierwszą, drugą i ostatnią młodość i jeśli nikt nie chce na nich zarabiać, jest to jego sprawą. Wówczas logika podpowiada mi, że jednak mogę skorzystać ze wspomnianej gry nie płacąc za nią.
Nie piracę z braku czasu, nie z powodu przekonań
Na drugą konsolę Sony powstało wiele bardzo ciekawych gier, które jeszcze nie doczekały się reedycji i odnowionych wydań. Sam przez chwilę zastanawiałem się, czy nie kupić właśnie Playstation 2, by nadrobić braki w starszych tytułach. Ostatecznie jednak nie zrobiłem tego, bo uznałem, że mam za mało czasu, by grać w bieżące gry, a co dopiero starocia. Ale mimo to zdarza mi się piracić.
Przykładowo, ostatnio na telefonie komórkowym grałem w kilka znanych hitów z konsoli NES, gier mojego dzieciństwa, takich jak Adventure Island czy Tank. I zanim rzucicie we mnie kamieniem, przypomnijcie sobie, czy nigdy na swoim komputerze nie uruchomiliście klasycznych przygód Mario? Ja robię to regularnie i nie czuję się z tego powodu piratem ani innego rodzaju złodziejem.
Zdjęcie "Computer Hacker/Virus Alert. A graphical representation of internet viruses and hacker threats" pochodzi z serwisu Shutterstock.