Alior Bank chce nas inwigilować? We mnie już stracili klienta
Dziś dowiedziałem się, że nigdy nie założę konta w Alior Banku. Nie zamierzam korzystać też z usług i produktów żadnej firmy, która będzie z nimi współpracować. Wszystko dlatego, że wiceprezes tej firmy, Michał Hucała, w ostatnich czasach przeczytał chyba „1984” Orwella i uznał go za doskonały pomysł wart zrealizowania.
W wywiadzie udzielonym dwa dni temu telewizji TVN CNBC omawiał on rozwiązania „Big Data”, które umożliwiają wykorzystywanie danych na temat swoich klientów w różnych celach i zarabianie na nich pieniędzy. Wykorzystywane informacje będą to dane płatnicze, dane telefoniczne i dane z portali społecznościowych. Chodzi tu o sprawdzenie, czy regularnie płacimy rachunki, ile pieniędzy dostajemy na konto i na co ja przeznaczamy. Ale to nie wszystko.
Wyobraź sobie, że Twój znajomy wrzucił zdjęcie, na którym stoisz z kilkoma dziewczynami, wieloma butelkami alkoholu, a za Twoimi plecami widać imprezowe pobojowisko. Nie jest to nic, czym warto się chwalić, ale jakby nie patrzeć, to Twoja prywatna sprawa i dopóki przez to nie zawalasz pracy, szkoły i rodziny, to nic nikomu do tego. W końcu nie każdy lubi w piątkowy wieczór siedzieć i oglądać "Miodowe lata". Alior Bank będzie mógł to wykorzystać do udowodnienia, że mamy niestabilny i niestały tryb życia. A to będzie mogło źle wpłynąć na naszą zdolność kredytową lub możliwość zdobycia pracy.
Oczywiście wiceprezes Michał Hucała zarzeka się, że wykorzystywanie danych klientów ma same zalety (także dla klienta), gdyż pozwoli w bardziej precyzyjny sposób oszacować koszty ryzyka danego zdarzenia. Idealny przykład tego to fakt, że jeśli firma wykryje, że palisz, to zapłacisz więcej za ubezpieczenie na życie. Nie widzę tu żadnej korzyści dla klienta, bo nie wierzę w to, że bank obniży składki osobom, które nie palą. Tak mi mówi moja intuicja. Jedyny plus wynikający z tego to to, że Pani z call center nie zaproponuje mi po raz kolejny karty kredytowej przeznaczonej do zakupów w sklepach odzieżowych. Krótko mówiąc, oferta będzie lepiej do mnie dopasowana.
Alior Bank od kilku miesięcy szuka ekspertów dysponującym dużym zorientowaniem matematycznym i kreatywnością. Będą oni mogli sprawdzić działanie swoich rozwiązań na klientach Alior Banku i poprawiać go tak, by na systemie można było jak najwięcej zarobić. Zarobić nie tylko samodzielnei wykorzystując te dane, ale też sprzedając swój silnik analizujący do innych firm. Przykładem produktu, który ma być outsource'owany przez Alior Bank jest system analiz kandydatów do pracy sprawdzający, czy kandydat jest pracowity, jakie ma umiejętności i czy warto go zatrudnić na danym stanowisku.
Szczerze mówiąc, rozumiem wykorzystanie takich danych do "sprawdzania" swoich klientów i nie tylko Alior Bank to robi. Gdy wraz ze swoją drugą połówką wybrałem się do Ikei w celu kupienia mebli, 40 sekund po dokonaniu płatności dostałem SMSa, w którym mój bank troskliwie pytał się, czy nie potrzebuję kredytu na meble. Nie potrzebowałem. Jednak sprzedawanie takiego rozwiązania innym firmom to według mnie gruba przesada, gdyż daje zbyt duże możliwości dyskryminowania nas przez to, co robimy po pracy, szkole, uczelni.
Gdy prowadzący program słusznie porównał Alior Bank do KGB, wieceprezes Alior Banku powiedział, że to naturalna kolej rzeczy i że oczywiste dla niego wydaje się, że skoro dzielimy się swoimi danymi z kilkusetosobową grupą znajomych, to nikomu nie powinno przeszkadzać korzystanie z tych danych. Jak widać, bezczelność niekiedy nie zna granic. Jestem ciekaw, czy jeśli wsiadłbym do samochodu Pana Michała, rozbił się, a przy policji tłumaczył się "Ale nie wiedziałem, że Pan nie pozwala", byłbym zrozumiany. Wbrew pozorom taki przykład idealnie tu pasuje, bo mało kto wie, że jego dane mogą być tak wykorzystane. Co prawda musimy wyrazić na to zgodę, ale czy można wyrażeniem zgody nazwać w kliknięcie facebookową aplikację, której opisu 99% osób nie przeczyta? Moim zdaniem nie.
Podsumuję to tak: Panie prezesie, Panie Michale – robiąc cokolwiek należy kierować się nie tylko żądzą pieniądza, nawet jeśli pracuje się w instytucji finansowej. Jako osoba zorientowana w sieciach społecznościowych, zapewne zdaje Pan sobie sprawę z tego, że większość użytkowników nie jest świadoma tego, iż ich dane są wykorzystywane w taki, a nie inny sposób. Gdyby ktoś im pokazał, co oznacza pozostawienie ustawień domyślnych na Facebooku, większość osób z całą pewnością zmieniłaby swoje ustawienia prywatności. I szczerze mówiąc mam nadzieję, że udzielony przez Pana wywiad przyczyni się do tego.
Jeśli zdjęcie z imprezy znajdujące się na portalu społecznościowym ma świadczyć o tym, czy nadaję się do pracy, czy jestem oszczędny i czy warto mnie zatrudnić, to dziękuję za taki portal społecznościowy, za taką pracę i za usługi firmy, w której Pan pracuje. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że przy szukaniu następnej pracy przyszli pracodawcy skorzystają z promowanego przez Pana systemu i uznają, że nie warto zatrudniać kogoś, kto w sposób głupi potrafi chwalić się czymś, co zwykłemu człowiekowi kojarzy się z inwigilacją, brakiem wolności i podążającym za nami okiem wielkiego brata.
W końcu jeśli trzeba brać odpowiedzialność za zdjęcie wstawione na prywatny profil na portalu społecznościowym, tym bardziej trzeba brać odpowiedzialność za to, że w taki sposób psuje się wizerunek firmy, w której pracuje się na stanowisku kierowniczym.