REKLAMA

Apetyczny jak Ananas, Bezużyteczny jak... Bing

Rok 2012 przez wielu moich redakcyjnych kolegów został obwołany rokiem Microsoftu i w związku z tym wyszedłem z mocnym postanowieniem korzystania z wyszukiwarki Bing przez okrągły tydzień. Dziś mija trzeci dzień, a ja już sobie darowałem. 

Apetyczny jak Ananas, Bezużyteczny jak… Bing
REKLAMA
REKLAMA

Zza oceanu dobiegają do nas raporty informujące o stałej popularyzacji wyszukiwarki Bing, który zresztą nie szczędzi w Stanach Zjednoczonych i okolicach na reklamie telewizyjnej czy bardzo wzmożonym product placement. Lansowany od lat produkt w grudniu 2012 roku cieszył się już 16,2% procentami udziałów w rynku, przy 67% dla Google i zamykającym podium Yahoo! z 12,1%.

Nie śmiem oczywiście podejrzewać, że Bing w Polsce ma jakiekolwiek prawo istnienia. Dla Microsoftu jesteśmy krajem może nie aż tak trzeciego świata jak dla Apple i w kwestii Windowsów szanują nas nad wymiar solidnie, ale w przypadku pozostałych usług oraz regionalnych wariantów tychże, często się nas pomija. Latami czekaliśmy choćby na rodzimy Xbox Live, na chwilę obecną raczej nie mamy co myśleć o polskiej odsłonie Bing. Dlatego też z pełną świadomością i odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że dla osoby przekopującej zasoby polskiego internetu, Bing jest wyszukiwarką absolutnie bezużyteczną, gdyż jakościowa przepaść dzieląca ją od Google to mniej więcej taka różnica jak między piłkarską reprezentacją Łotwy, a Hiszpanii.

Inaczej jest podobno w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyszukiwarka Bing potrafi dawać wyniki lepsze niż Google. To znaczy tak twierdzą niektórzy, a ja może nawet jestem skłonny im wierzyć, zważywszy na to, jak gigantyczne pieniądze każdego dnia przeznacza się na to, by fałszować wyniki Google i poprawiać swoją pozycję w wynikach wyszukiwania. Dlatego właśnie przez tydzień postanowiłem aktywnie bingować. Dla blogera technologicznego nie jest to trudne zadanie, bo ważnych informacji i tak w dużej mierze szuka się głównie za oceanem (gdzie, przypomnę, Bing ponoć bywa lepszy od Google).

Otóż nie bywa. O ile wyszukiwarka obrazków czy filmów video pod względem trafności czy możliwości konfiguracji wcale nie ustępuje swojemu wielkiemu rywalowi, tak ta najbardziej pospolita forma przekopywania sieci wciąż mogłaby się wiele od swojego konkurenta nauczyć.

REKLAMA

Błąd pierwszy - zaawansowane wyszukiwanie. Ono w Bingu istnieje, ale w przeciwieństwie do wariantu sprzed kilku lat, zostało przesunięte dopiero na podstronę wyszukiwania, na dodatek by uaktywnić je z wysuwanego menu, zmuszeni jesteśmy kolejny raz wpisywać interesujące hasło. Błąd drugi - ubóstwo zaawansowanego wyszukiwania. Przy całej gamie opcji pozwalających w Google z dokładnością do godziny wyszukać jakąś informację, opcje serwowane przez Microsoft budzą jedynie uśmiech politowania. Nawet jeśli mechanizm Bing jest zaawansowany do tego stopnia, by przekopywać zasoby sieci ze skutecznością w miarę zbliżoną do Google'owskiej, to już mechanizmy odpowiedzialne za precyzowanie tych poszukiwań są nad wyraz ubogie.

Efekt jest taki, że Bing stanowi przykład dobrej wyszukiwarki w imię prymitywnych potrzeb. Dla bardziej świadomego i zaawansowanego internauty jej skrypty wciąż są ubogie i pozostawiają wiele do życzenia. Nie dajcie się zatem omamić optymistycznym raportom, które w Stanach Zjednoczonych opowiadają o tym jak Bing przegonił Google. Nie przegonił i na chwilę obecną jest lata świetlne przed nim. Bezapelacyjnie i bezustannie rządzi tylko pod jednym względem - kapitalnych stron tytułowych.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA