Perły z lamusa: Wipeout, czyli jak zaspokoić żądzę prędkości
„Need for Speed jest dla lamusów” – to najprawdopodobniej pierwsza myśl po krótkiej zabawie w Wipeouta. To najdynamiczniejsze wyścigi w historii gier wideo, przynajmniej z tych, które znam. Są też cholernie trudne, nieraz frustrujące, ale i tak wyjątkowo miodne.
Po wielu prośbach w komentarzach, spamie mailowym, pikietach pod moim oknem i czułych groźbach karalnych na łamy Spider’s Web wraca cykl Perły z Lamusa. A okazja jest niezła, gdyż właśnie miałem niedawno okazję odświeżyć sobie Wipeouta na swoim laptopie. Niestety, ta gra po prostu błaga o gamepada, dlatego też zabawa zbyt długo nie trwała. Ale wspomnienia odżyły szybko. I to same dobre wspomnienia. Mało która gra wyścigowa da ci tyle adrenaliny.
Wyobraź sobie świat niedalekiej przyszłości, rok 2052. Świat, w którym te technologie, które oglądamy w filmach science-fiction, są już dostępne, ale zarazem na tyle nieodległej, by wciąż przypominał to, co znamy. To właśnie w tym świecie przestarzała już Formuła 1 została zastąpiona przez F3600 – wyścig pojazdów z napędem antygrawitacyjnym. Piekielnie, diabelnie szybkich pojazdów. Tylko najlepsi z najlepszych, prawdziwe cyborgi, są w stanie zwyciężyć, że o biciu rekordów nie wspomnę. Tego samego gra oczekuje od ciebie, graczu. Maksymalnej koncentracji.
W grze mamy do wyboru zarówno wiele tras, jak i samych pojazdów. Wyścigówki są przypisane do poszczególnych zespołów. Oznacza to, że decydując się na członkostwo i karierę w danym zespole, mamy do wyboru tylko dwa statki. Każdy z nich różni się przyspieszeniem, prędkością maksymalną, zwrotnością i masą. Do każdego z nich możemy na trasie zbierać poszczególne ulepszenia, które mają na celu uprzykrzenie życia innym zawodnikom. Pola siłowe, dopalacze, miny, rakiety… Zmagania można toczyć na siedmiu trasach (jedna jest ukryta). Wszystkie wyglądają, nawet jak na dzisiejsze czasy, bardzo przyzwoicie.
Gra została bardzo starannie przygotowana. Nie tylko model „jazdy”, ale i oprawa audiowizualna stoją na najwyższym poziomie. Nawet muzyka z gry okazała się na tyle dobra, że wyszła w postaci składanki, do kupienia w sklepach muzycznych (fanom elektronicznej muzyki mogę serdecznie polecić).
Wipeouta przygotowało studio Psygnosis. Widać więc nieco nawiązań do jego poprzednich gier. Pojazdy przypominają te z trójwymiarowej strategii Matrix Marauders. Za mechanikę gry odpowiadał Nick Burcombe, człowiek współodpowiedzialny za Super Mario Kart, F-Zero czy Powerdrome. Jej twórcy byli pewni, że to będzie prawdziwy hit.
Tak też się stało. Wipeout. Wydany w 1995 roku, był pierwszą grą studia spoza Japonii na konsolę PlayStation. I został pokochany przez posiadaczy tej konsoli. W Europie i Stanach Zjednoczonych znalazła 1,5 miliona nabywców. Konsole PlayStation z uruchomioną grą można było znaleźć w niejednym klubie z muzyką elektroniczną, a soundtrack z gry był bardzo popularny.
Rok później pojawiły się wersje na inne platformy. Wersja na konsolę Segę Saturn należy, niestety, pominąć smutnym milczeniem. Programiści nie poradzili sobie z oprogramowaniem jej procesora, przez co gra wyglądała, tak po prostu, brzydko. Pojawiła się też wersja dla komputerów Sony Vaio, która wykorzystywała kartę Ati Rage 3D, wyglądając dzięki temu (a konkretniej, filtrowaniu tekstur) jeszcze lepiej, niż na PlayStation.
Gra doczekała się wielu kontynuacji. Znam je dość pobieżnie (nigdy nie miałem na dłużej PlayStation, najpierw grałem na PC, potem zostałem Xboxowcem), ale te kilka godzin zabawy, jakie w sumie spędziłem z kolejnymi częściami, dało mi dużo frajdy. Gra jest trudna, wymagająca, ale megamiodna. Warto. Zwłaszcza, że nowe odsłony wyglądają naprawdę dobrze.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga