Perły z lamusa: Mortal Kombat pozwolił pokochać dźwięk łamanego kręgosłupa
Mortal Kombat to jeden z najbarwniejszych tytułów w całej historii interaktywnej rozrywki. To właśnie z jego powodu powstały oznaczenia ESRB, informujące o treściach tylko dla dorosłych, to też jedna z pierwszych gier, która doczekała się ekranizacji kinowej. Twórcy gry, studio Midway, nawet nie przypuszczali, że zmienią bieg historii.
Czym jest Mortal Kombat? Jeżeli nie wiesz, to najprawdopodobniej masz bardzo niewiele lat tudzież masz zupełnie w nosie całą branżę gier wideo. To gra walki z 1992 roku, opowiadająca historię Liu Kanga, mnicha, który ma uratować świat przed złym czarnoksiężnikiem Shangiem Tsungiem. Ma tego dokonać poprzez zwycięstwo w turnieju Mortal Kombat, którego finał to starcie z owym Czarnym Charakterem. Zasady są proste: każdy etap gry to nowa walka jeden na jednego. Gracz ma za zadanie tylko i wyłącznie pokonać przeciwnika za pomocą walki wręcz. W momencie, w którym energia przeciwnika zejdzie do zera na skutek zadanych mu obrażeń, etap jest zakończony i gracz przechodzi do następnego. Proste, prawda? Na dodatek, niezbyt innowacyjne. Mordobicia rządziły na komputerach, w salonach do gier i konsolach na długo przed premierą Mortal Kombat. Czemu więc to właśnie on stał się legendą?
Przyczyniło się na to kilka czynników. Po pierwsze, „super-tajne” ciosy. W Mortal Kombat podstawowy zestaw ruchów był identyczny dla każdego zawodnika, w przeciwieństwie do innych gier tego typu. Żadna z postaci nie była szybsza, wyższa, silniejsza czy cokolwiek innego: różnice były wyłącznie w wyglądzie. Każda jednak posiadała ukryte tajne ciosy, zupełnie inne niż pozostałe postacie, wywoływane nieznaną graczowi kombinacją klawiszy i / lub ruchów joystickiem. Gracz musiał sam je odkryć, a dla każdej postaci kombinacje były inne. Przy czym owe ukryte ciosy były dość widowiskowe. Atak piorunami, ciśnięcie kulą ognia czy… uderzenie pięścią w krocze. Zrewolucjonizowano też system bloków, które nie były stuprocentowo skuteczne (wojownik dalej tracił energię, tyle że dużo mniej), ale pozwalały na wyprowadzenie szybkiej kontry, co znacznie zwiększyło dynamikę gry.
Jednak nie to było wizytówką „Mortala”, a groteskowa wręcz brutalność gry. Tu nie było krwi. Tu była jucha, która lała się strumieniami po zadaniu każdego ciosu. Postacie rozrywały przeciwników na strzępy, paliły ich ogniem na żywca, wyrywały im kręgosłupy. Tego nie było w żadnym innym mordobiciu i, prawdę powiedziawszy, niewiele gier w całej branży e-rozrywki serwowało tak dużą dozę brutalności. Gracze pokochali za to Mortal Kombat. Ciężko tu mówić o jakimś negatywnym wpływie na psychikę gracza (do tego wrócimy jeszcze za chwilę), bowiem wizualizacja obrażeń była równie groteskowa, co w filmie gore klasy C. Dawała jednak niesamowitą ilość frajdy.
Mortal Kombat powstawał przez dziesięć miesięcy. To, co miało go wyróżnić z tłumu według twórców, to oprawa graficzna. Nie chodzi tu jednak o brutalność, a o wygląd samych postaci. Zamiast pixel-artów czy komiksowych, animowanych postaci, wykorzystano zdjęcia żywych modeli. Jedną z głównych postaci miał zagrać Jean-Claude Van Damme, ale ostatecznie zrezygnował, podpisując kontrakt na inną grę, która ostatecznie nigdy się nie ukazała. To, co zostało po jego „roli”, to postać Johnny’ego Cage’a. Grę stworzyły cztery osoby: Ed Boon (programista, pomysłodawca), John Tobias oraz John Vogel (grafika) i Dan Forden (dźwięk). Pod koniec dopiero do zespołu dołączyły kolejne osoby. W 1992 roku gra była gotowa. Jej oprawa graficzna „ważyła” aż osiem megabajtów, każda z postaci rysowana była w 64 kolorach i „posiadała” 300 klatek animacji. Dodano kilka mini gier, ukrytych poziomów i easter eggów. Brakowało tylko tytułu.
Rozważano wiele opcji. Kumite, Dragon Attach, Death Blow a nawet Fatality (to też nazwa brutalnego zakończenia walki, najbardziej krwawego elementu gry). W końcu ktoś napisał na tablicy z pomysłami „Combat”, a kto inny przeprawił „C” na „K”, ot tak, by fajniej wyglądało. Ostatecznie wybrano Mortal Kombat. Grą bardzo w tym momencie zainteresowało się wydawnictwo Acclaim Entertainment. Stwierdziło, że to będzie hit i zajęło się produkcją studia Midway.
Premiera odbyła się z wielką pompą. Gra opatrzona była potężną kampanią promocyjną, nawet w telewizji emitowano reklamy zachęcające do kupna gry. Przygotowano komiksy, płyty z muzyką. Gra, która miała skończyć wyłącznie na automatach, pojawiła się w wersji dla MS-DOS (najwierniejsza automatowemu oryginałowi edycja), Amigi, SNES-a, Segę Mega Drive, Game Boy’a, Game Geara i dziesiątki innych urządzeń, o których zapomniałem. Świat oszalał. Każdy chciał zagrać w „Mortala”, każdy chciał go mieć. Ceny automatów poszybowały w górę do astronomicznych kwot a Midway zaczęło tworzyć kolejne części gry.
Popularność Mortal Kombat wzbudziła jednak duże zamieszanie wśród polityków. Zaczęto uważać, że gry tak krwawe i tak brutalne mogą w bardzo negatywny sposób wpływać na psychikę graczy. Sprzedaż serii próbowano zablokować w wielu krajach. W niektórych z powodzeniem. To jednak za mało. Z powodu Mortal Kombat zdecydowano się powołać organ kontrolujący elektroniczną rozrywkę. Tak powstał Entertainment Software Rating Board, który od tej pory miał obowiązek przyznawać każdej grze wideo stosowną ocenę. Pierwszą grą z oznaczeniem ESRB „tylko dla dorosłych” w historii branży.
Mortal Kombat radził sobie na rynku bardzo dobrze. Druga i trzecia część były uwielbiane przez graczy i krytyków, a Mortal Kombat Trilogy, czyli gra podsumowująca poprzednie części, była ukoronowaniem pracy Midway. Mortal Kombat była też jedną z pierwszych gier w historii, która doczekała się kinowej ekranizacji. O dziwo, wbrew tradycji, nie była fatalna, a „aż” przeciętna. Plusem filmu była rola Christophera Lamberta, dużo efektów specjalnych i widowiskowych walk, komiksowy groteskowy klimat oraz świetna muzyka. Niestety, reszta leżała. Z czasem jednak seria podupadła. Mortal Kombat nie przetrwał przejścia w trzeci wymiar. Wszystkie gry w 3D były po prostu kiepskie, a gracze wraz z każdą nową edycją czuli się coraz bardziej rozczarowani i zniechęceni.
Dopiero dość dziwna mieszanka Mortal Kombat vs DC Universe przywróciła nieco wiary w serię, a najnowsza odsłona, zatytułowana po prostu Mortal Kombat, która zarazem jest rebootem serii, jest po prostu świetna, stając się jedną z głównych atrakcji niejednego wieczoru z kolegami.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.