Nowa prezes UKE będzie musiała dokonać niemożliwego
Odejście kontrowersyjnej Anny Streżyńskiej ze stanowiska prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej w praktyce niewiele znaczy. Nowa prezes UKE będzie musiała zmierzyć się z problemem daleko trudniejszym niż monopolista narzucający ceny.
W grudni, kiedy premier zapowiedział zmianę na stanowisku prezesa UKE, przez branżę telekomunikacyjną przeszło westchnienie ulgi. – Przy całej sympatii dla pani prezes, na rynku nareszcie zapanuje spokój, a firmy będą mogły zająć się biznesem – powiedział na wieść o planowanym odejściu Anny Streżyńskiej jeden z członków władz Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji. Nuta satysfakcji pobrzmiewa też w opiniach przedstawicieli telekomów oraz prawników, których większość uważa, że Anna Streżyńska, choć w imię szczytnych celów, jakimi była deregulacja i urynkowienie branży, jednak często poruszała się na granicy prawa, naginając do maksimum ramy swoich kompetencji.
- Pani Prezes Streżyńska jest niewątpliwie osobą nietuzinkową – mówi Ireneusz Piecuch, partner w kancelarii prawnej Cameron McKenna, były członek zarządu Telekomunikacji Polskiej za czasów najbardziej gorących antymonopolowych starć między UKE a największym telekomem w Polsce. - Cenię ją za stworzenie, razem z TP i operatorami alternatywnymi oraz reprezentującymi je izbami gospodarczymi, modelu regulacji rynku telekomunikacyjnego w którym dialog pomiędzy tymi podmiotami odgrywa istotną rolę nie umniejszając w niczym pozycji regulatora – dodaje Piecuch. - Anna Streżyńska stworzyła nowoczesnego, sprawnie działającego regulatora – potwierdza Tomasz Kulisiewicz, ekspert telekomunikacyjny firmy doradczej Audytel. Nie można oprzeć się wrażeniu, że zasługi Anny Streżyńskiej i uznanie dla niej są wyliczane tym głośniej, im większa jest ulga z jej odejścia.
Rzecz w tym, że zmiana na tym stanowisku niewiele zmienia.
Odchodząca prezes UKE, która do czasu swojej oficjalnej konferencji prasowej 24 stycznia nie chce rozmawiać z mediami, prowadziła nagłośnioną przez media wojnę o niższe ceny i demonopolizację rynku. Jednak największe zmiany, jakie zaszły w ciągu blisko sześciu lat jej urzędowania, wymusił zmieniający się rynek i technologie. W 2006 r., kiedy Sreżyńska obejmowała stanowisko, podstawowym źródłem przychodu operatorów były usługi głosowe. Dziś tracą one na znaczeniu, a praktycznie cały wzrost przychodów firm telekomunikacyjnych związany jest – czy tego chcą, czy nie – z szerokopasmowym Internetem, w tym mobilnym. Co więcej, podczas gdy Streżyńska skupiła się na urynkowieniu branży telefonii komórkowej i stacjonarnej, pod bokiem UKE urosły w siłę nie objęte regulacją UKE sieci kablowe, oferujące dostęp do szybkiego Internetu dostarczanego światłowodem do domów. Pierwszą firmą, jaka zaoferowała na polskim rynku domowe łącza o przepływności 100 Mb/s i więcej był UPC Polska (który właśnie sfinalizował przejęcie konkurenta, sieci Aster). To koronny argument przeciwników Anny Streżyńskiej, którzy przekonują, że tylko minimalne regulacje pozwalają firmom na utrzymanie tempa rozwoju i inwestowanie.
Tymczasem operatorzy telekomunikacyjni pytani o inwestycje w infrastrukturę światłowodową, rozkładają ręce, wskazując m.in. na ograniczające ich stawki MTR oraz spadające przychody z usług głosowych. Co gorsza, ich finanse nie nadążają także za rozwojem innych technologii. Część operatorów wciąż waha się czy inwestować np. w mobilny Internet w standardzie LTE. Powód? Jeszcze nie zwróciły im się pieniądze wydane na sieć poprzedniej generacji, czyli HSPA+. Rynek jednak nie chce czekać. W sieci co najmniej raz na tydzień pojawia się nowy raport z prognozami geometrycznego wzrostu ruchu danych w sieciach mobilnych. Tylko według Cisco do 2015 r. zwiększy się on w stosunku do 2010 r., ponad szesnastokrotnie. I to przy założeniu, że niespodziewanie nie pojawią się nowe usługi drastycznie zwiększające ruch danych, takie jak Siri, sterowany głosem asystent w iPhone 4S, który – jak wyliczyła firma Arieso, podwaja ilość konsumowanych danych w smartfonie.
Dlatego największym wyzwaniem, jakie stoi przed Magdaleną Gaj, namaszczoną przez premiera Donalda Tuska na następczynie Anny Streżyńskiej, będzie nie dalsze podszczypywanie Grupy TP ani wlepianie operatorom gigantycznych kar, które dobrze wyglądają na pierwszych stronach gazet. Najważniejszym zadaniem nie będzie nawet dalsze zbijanie cen usług telekomunikacyjnych, które przez ostatnie sześć lat stały się – łącznie z kiedyś bardzo drogim interentem mobilnym - naprawdę powszechnie dostępne.
Najtrudniejszym problemem, jaki stanie przed nową prezes UKE, będzie wymyślenie sposobu, w jaki mają zostać w Polsce sfinansowane inwestycje w sieci nowej generacji NGA, oparte głównie na światłowodach, które będą w stanie dostarczać konsumentom, na masową skalę, przepływności rzędu 100 MB/s i więcej. Jak ocenia Tomasz Kulisiewicz z Audytela, skala koniecznych inwestycji to między 18 a 30 mld zł. Takich pieniędzy nie wyłożą ani operatorzy, których przychody spadają, ani budżet państwa, zmagający się z zawirowaniami na rynku finansowym. Nie wyłoży już ich także Unia Europejska, zmagająca się z kryzysem strefy euro i pompująca olbrzymie pieniądze w Europejski Bank Centralny, który musi mieć rezerwy na wypadek konieczności wykupienia obligacji zagrożonych bankructwem państw Wspólnoty.
Magdalena Gaj wraz z nowo powstałym Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji, będzie musiała połączyć przeciwności: stworzyć stabilną i przejrzystą strategię regulacji rynku, która w jakiś sposób zabezpieczy operatorów przed finansowymi konsekwencjami rozwoju technologii, nie łamiąc jednocześnie zasad konkurencji rynkowej.