Dell jako kolejny opuści rynek smartfonów?
Najbardziej spektakularną porażkę ostatnich lat na rynku urządzeń mobilnych poniosło bez wątpienia HP. Kosztowny zakup Palm wraz z webOS, wydatki i czas poświęcone na rozwój „własnego” systemu zakończyły się kompromitacją - bezwarunkowym zakończeniem dystrybucji oraz masową wyprzedażą wszystkiego, co pozostało na sklepowych półkach i w magazynach. Okazuje się jednak, że równie boleśnie można przegrać nie tylko próbując wprowadzić na rynek coś nowego, ale również próbując wzbogacić się na „cudzej” popularności, o czym przekonał się Dell.
Od czasu śmierci Windows Mobile, z którym Dell związał produkowaną przez siebie, jedną z najciekawszych w dziejach serię klasycznych PDA – Axim, producent niezbyt pewnie poruszał się po współczesnym rynku telefonów (a później tabletów). Wszystko zaczęło się jeszcze przed końcem 2009 roku, kiedy to oficjalnie ogłoszona została premiera Dell Mini i3, pracującego pod kontrolą dość wyraźnie zmodyfikowanego Androida. Urządzenie miało początkowo trafić do Chin i Brazylii w niezbyt wygórowanej cenie, stanowiąc pierwszy dowód na to, że Dell zaczyna wiązać coraz większe nadzieje z gwałtownie rosnącym rynkiem smartfonów. W kilka miesięcy później wszystko było już jasne - do mediów trafiła informacja o założeniu zupełnie nowego oddziału, mającego zajmować się wyłącznie produkcją tego typu urządzeń. O 3i zdążyliśmy do tego czasu w większości zapomnieć, ale sygnał dany przez producenta był dość jednoznaczny.
Niedługo później Dell miał pierwszą gigantyczną szansę na odniesienie prawdziwego sukcesu, swoją kolejną premierę wiążąc z jednym z największych amerykańskich operatów – AT&T. Tym samym Dell Aero, będący lekko poprawioną wersją Mini 3i, stał się trzecim (!) smartfonem w ofercie amerykańskiej sieci, pracującym pod kontrolą coraz popularniejszego Androida. Konkurencji nie miał zbyt wielkiej. Niestety, niemal jednogłośnie w opinii komentatorów stał się również gigantycznym rozczarowaniem, zdaniem niektórych przynoszącym wręcz hańbę systemowi Google. Powody takich ocen były dość oczywiste – urządzenie pracowało pod kontrolą przestarzałej o wiele miesięcy wersji Androida (1.5), „dopracowanej” przez Della tak, że przypominała bardziej OS z „featurephone’ów”, a na dodatek całość miały napędzać niezbyt wydajne podzespoły. Czarę goryczy przepełnił fakt, że Aero nie należał do urządzeń tanich – zaledwie kilka dolarów droższy był konkurencyjny produkt HTC, o o wiele większych możliwościach. Pierwsze podejście do nowoczesnych smartfonów nie było więc zbyt udane.
Smartfonowa porażka nie zniechęciła jednak Della, który po sukcesie iPada postanowił również zaatakować rynek tabletów. Nie zaprezentował jednak światu swojego „iPad-killera” o podobnych rozmiarach, a coś, co można o wiele szybciej zaklasyfikować do kategorii „przerośniętych smartfonów” niż tabletów. Dell Streak korzystał bowiem z ekranu o przekątnej zaledwie 5”, posiadał gniazdo na kartę SIM (umożliwiając połączenia głosowe) oraz system Android (tym razem w całkiem aktualnej wersji). Niestety i tym razem nie udało się zdobyć rynku, który dopiero teraz wydaje się przyzwyczajać do urządzeń o przekątnej blisko 5” i nazywa je telefonem (patrz: Galaxy Nexus Prime). W tamtym czasie jednak nie udało się przekonać zbyt wielu z klientów o zasadności istnienia „miniaturowego tabletu” lub „gigantycznego smartfona”, nawet jeśli wszystko zdawało się być odpowiednie – i system i parametry. Ostatecznie Streak 5 zniknął ze strony producenta, a jego miejsce zajęła wersja 7-calowa.
Próby z Androidem w coraz nowszych wersjach trwały dalej – na rynek trafił Dell Venue, będący standardowym smartfonem z ekranem dotykowym i systemem Google. W tym momencie miejsca na rynku pozostało jednak niezbyt wiele, więc zaryzykowano ponowną współprace z Microsoftem, powołując do życia Dell Venue Pro – pierwszy telefon tego producenta pracujący pod kontrolą Windows Phone. Urządzenie tym razem było jednak niezwykle ciekawe – jako jedyny telefon pracujący pod kontrolą WP posiadał wysuwaną z krótszego boku pełną klawiaturę QWERTY.
Być może Venue Pro byłby wielkim sukcesem, gdyby nie problemy, jakie zapewnił swoim fanom producent. Pierwsze partie urządzenia posiadały ogromną ilość błędów związanych z podstawowymi funkcjami – od WiFi, przez czytnik kart SIM, aż po gniazdo zestawu słuchawkowego. Telefony były wymieniane na nowe (lub nie), dostawy były wstrzymywane i uruchamiane, a klienci nie do końca wiedzieli co się faktycznie dzieje. W końcu udało się zlikwidować większość usterek, jednak szansa została niemal całkowicie zaprzepaszczona.
Według nieoficjalnych informacji w planach były kolejne modele – potężne, dwurdzeniowe urządzenia z Androidem oraz bezpośredni następca Dell Venue Pro. O ile jednak pierwsze z nich prawdopodobnie trafią na rynek w bardzo ograniczonych ilościach (wyłącznie rynek japoński), o tyle prawdopodobnie Venue Pro II nigdy nie ujrzymy na sklepowych półkach. Projekt, pojawiający się od czasu do czasu w sieci i budzący dość spore emocje okazał się być porzucony praktycznie od samego początku, nie opuszczając nawet fazy planowania.
Nie to jest jednak najistotniejsze (w końcu niejednokrotnie widzieliśmy już produkty, które ostatecznie nie trafiły na rynek, a ich producentom wcale to nie zaszkodziło), a to, że Dell ma się wyraźnie ograniczyć, jeśli chodzi o ogólną produkcję tabletów i smartfonów. I to nie tylko tych pracujących pod kontrolą Windows Phone – również i ilość urządzeń z Androidem ma w najbliższym czasie zostać zminimalizowana. Jeśli informacje te okażą się ostatecznie prawdą, produkty Della mogą docelowo całkowicie zniknąć z półki z napisem „telefony i tablety”.
Przypadek jednego z najpopularniejszych producentów laptopów, próbującego od ponad 2 lat szczęścia w branży (nazwijmy ją umownie) „post-PC” jasno pokazuje, że nie wystarczy już stworzyć jakiegokolwiek telefonu z modnym systemem operacyjnym i ozdobić go swoim (uznanym) logo. Trzeba umieć stworzyć produkt albo tani (ZTE, Huawei, Amazon), albo faktycznie zaprezentować coś wyjątkowego (Galaxy S2) i (przede wszystkim) umieć go później odpowiednio wypromować i sprzedać. Trzeba mieć pomysł, a Dell tego pomysłu po prostu nie miał i chyba nawet szczególnie nie próbował się wysilić.
Czyżby więc w tej części rynku zaczynało brakować miejsca już nie tylko dla kolejnego niewyróżniającego się systemu operacyjnego, ale i kolejnego producenta, nie mającego nic specjalnego do zaoferowania?