Komu będziecie ufać gdy znikną gazety?
O papierze! Ufam Ci i wierzę!
Szukałem ostatnio informacji o pewnej niemieckiej spółce zajmującej się odzyskiwaniem spadków. Z ogólnodostępnego, prowadzonego przez państwo rejestru firm (odpowiednik naszego KRS) dowiedziałem się, że została założona w 2001 roku w Furth pod Norymbergą i że jej kapitał zakładowy to 25.000 euro. Nie zależało mi na historii zmian w zarządzie spółki, więc odpuściłem sobie szczegółowy raport. Bardziej chciałem się dowiedzieć, czy firma faktycznie zajmuje się tym, co deklaruje na swojej stronie WWW, czy ma jakichś klientów i czy nie jest po prostu wydmuszką albo - co gorsza - naciągaczem.
Google wypluł morze linków, spośród których większość prowadziła do baz teleadresowych płynnie przechodzących w farmy SEO albo do stron, których wiarygodności nie byłem w stanie zweryfikować. Gdyby chodziło o laptopa, wiedziałbym że mogę zaufać Notebookcheck albo PCLabowi. Testu pralki szukałbym pewnie na test.de albo w amerykańskim Consumer Reports. Ale nie znam żadnego godnego zaufania źródła informacji na temat firm prawniczych. Zwłaszcza niemieckich firm prawniczych.
Trafiłem w końcu na artykuł w archiwum lokalnej gazety. Dowiedziałem się z niego tego, czego chciałem się dowiedzieć, a nawet trochę więcej. I miałem do tych informacji zaufanie. Możecie mnie uznać za frajera, ale bardziej ufam temu, co zostało wydrukowane na papierze niż temu, co poszło online. Bariera wejścia do druku jest znacznie wyższa. Każda gazeta musi mieć redaktora naczelnego, który odpowiada (karnie i cywilnie) za opublikowane treści. Prawo prasowe wymusza konieczność publikowania sprostowań. Wyobrażacie sobie nagłówek: ?Redaktor naczelny Gazety Wyborczej/Rzeczpospolitej/Polski: Jeśli x mnie pozwie, jestem gotów się ujawnić??
Anglosasi mają na to bardzo zgrabne powiedzenie - ?put your money where your mouth is?. Jeśli ktoś jest gotów bronić swoich słów przed sądem, w kosztownym procesie, to znaczy że musi być naprawdę przekonany do tego, co napisał.
Mam zaufanie do wielu marek mediów czysto internetowych - poza wspomnianymi Notebookcheck i PCLab ufam chociażby temu, co piszą Arstechnica, Asymco, BGR, GigaOM, TechCrunch czy Telepolis. Tyle, że w przypadku tego rodzaju informacji jestem w stanie ocenić jej jakość. Znam temat na tyle dobrze by wiedzieć komu można ufać, a komu nie do końca. Gdy zapuszczam się w mniej znane rejony, trzymam się marek, które funkcjonują poza internetem. Informacji o podatkach i przepisach związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej szukam na stronach Inforu, a nie na losowych witrynach, które wypluje Google. A jeśli nie znam żadnego pozainternetowego brandu związanego z daną dziedziną wiedzy, (jak w przypadku wspomnianej niemieckiej firmy) najbardziej ufam prasie papierowej. Mimo wszystkich swoich braków i wpadek, jest dla mnie ciągle znacznie bardziej godna zaufania niż media czysto internetowe.
Może jest tak, że unbundling (żeby przeczytać we wspomnianej niemieckiej gazecie jeden artykuł nie musiałem płacić za cały numer, nawet uwagą) i przejęcie powierzchni reklamowych przez Google do spółki z Facebookiem zabije tradycyjną prasę. Tradycyjną nie w sensie medium (papier), ale w sensie trzymania pewnego minimalnego poziomu. Jakości, odpowiedzialności za słowo, itd. Skoro wszyscy i tak czytają Pudelka, to po co reklamodawcy mieliby reklamować się gdziekolwiek indziej? A skoro tak, to po co prowadzić jakiekolwiek przedsięwzięcia poza Pudelkiem? Po co płacić korektorowi, redaktorowi, sekretarzowi redakcji, prawnikowi, jeśli wystarczy zapłacić wpisem do CV studentowi na bezpłatnym stażu. Cierpliwość udziałowców i banków ma swoje granice. Jak długo można dopłacać do interesu?
Prasa jest dziś na podobnym etapie, na jakim kilka lat temu był przemysł muzyczny. Nielegalna wymiana plików zmniejszała przychody. A gdy już udało się wymyślić i wdrożyć skuteczny model sprzedaży utworów przez internet okazało się, że ludzie nie chcą kupować całych albumów tylko pojedyncze kawałki. Czy w związku z tym liczba artystów spadła, a największe gwiazdy zaczęły zarabiać mniej? Nie, po prostu wdrożono inny model biznesowy - muzycy zarabiają przede wszystkim na koncertach, same utwory traktując coraz bardziej jako narzędzie promocji.
Nie wiem, czy to doświadczenie da się bezpośrednio przełożyć na rynek prasy, ale jako jej konsument mam nadzieję, że ktoś wymyśli model, który nadal pozwoli mi - zapewne za niewielką opłatą - korzystać z dobrodziejstw starego, dobrego dziennikarstwa. Nawet, jeśli nikt nie będzie już kupował papierowych gazet.