- Kiedy wiosną trafiliśmy na home office każdy mógł zabrać z biura do domu potrzebny mu sprzęt. Wszystko co miał na biurku; od laptopa, przez dodatkowy monitor, myszkę i podkładkę pod nadgarstek aż po lampkę. Mało tego firma załatwiła nam nawet transport tego sprzętu do domu. Ale nie dostałem świetnego, ergonomicznego biurowego krzesła z wyprofilowanym zagłówkiem, podłokietnikami, oparciem dostosowanym do lędźwi, na którym wcześniej siedziałem. Bardzo mi go brakowało, szczególnie że mam problemy z kręgosłupem, a moja praca to 8 godzin siedzenia przed komputerem - opowiada Jacek i dodaje, że zamiast niego dostał zwykłe obrotowe krzesło rodem z lat 90.
- Poprosiłem o lepsze, ale był z tym problem. Poszedłem więc do lekarza ortopedy po zaświadczenie, że ze względu na kręgosłup potrzebuję lepszego krzesła. Zrobiła się afera, która obiła się o zarząd firmy. Usłyszałem, że to roszczeniowa postawa. Lepsze krzesło w końcu dostałem po trzech miesiącach walki, a jesienią usłyszałem od przełożonej, że ze względu na moją postawę mogę nie dostać awansu. To niesprawiedliwe, bo przecież pracodawca powinien zadbać o warunki naszej pracy. Skoro robi to w biurze, to i na home office. Moja sprawa odbiła się bardzo szerokiej echem w firmie, ponieważ później ogłoszono, że każdemu chętnemu zostanie wydane krzesło do pracy z domu - opowiada Jacek.