Koniec z cyfrową partyzantką. Google nie pozwala już oceniać rosyjskich knajp
Podobną decyzję podjął TripAdvisor. Sytuacja jest trudna do oceny. Z jednej strony firmy nie chcą zezwolić na spam, z drugiej cel akcji był mimo wszystko słuszny: przynajmniej spróbować pokazać Rosjanom, jak jest naprawdę. Z tej opcji już nie skorzystamy, a na pewno nie wszyscy.
Akcja inspirowana była wpisem twitterowego konta Anonymous. Autor zachęcał, aby namierzyć dowolną rosyjską restauracje, pub czy inne miejsce służące rozrywkowym celom i w komentarzu wpisać, że bandyta Putin najechał Ukrainę, a ukraińskim żołnierzom należy się wszelkie uznanie.
Sugerując się choćby polskim Twitterem, odzew był całkiem spory
Google – a także TripAvisor – blokuje jednak opcję recenzowania knajp z miejsc oddalonych od nich. Póki co zmiana jest wprowadzana powoli i np. jeszcze udało się "odwiedzić" przypadkowy pub w Moskwie. Niewykluczone, że Google jak zwykle wprowadza zmiany po kolei, zaczynając od najbardziej zaangażowanych regionów czy kont.
Niby Google ma rację – takie działanie narusza regulamin, na dodatek jest zupełnie sprzeczne z celem ocen. Z drugiej strony chodzi przecież o walkę z rosyjską propagandą. Użytkownikom w większości nie chodzi o zrujnowanie czyjegoś biznesu, a jedynie próbę przebicia się z informacjami, które w Rosji są cenzurowane.
Przypomnijmy, że tamtejsze władze choćby już zagroziły Wikipedii ocenzurowanie całej rosyjskojęzycznej wersji serwisu, bo artykuł mówi wprost o inwazji rosyjskich wojsk i zabijaniu cywilów.
Google musi być jednak ostrożne. Pojawiło się przecież otwarte oskarżenie, że spółka Alphabet – wraz z Metą i Twitterem – "podżega do wojny" i prowadzi "wrogie działania propagandowe".
Nie chodzi o to, że Google boi się o własny interes
Raczej każda taka akcja może być wykorzystana jako propagandowy "dowód w sprawie", że zachód chce siać zamieszanie. Google woli wybić ten argument z ręki i informuje o blokadzie komentarzy. "Co złego, to nie my". A znając życie, internet i tak znajdzie sposób, aby przebić się z prawdą na cyfrowy teren wroga. Wszak nie ma co się oszukiwać: trwa wojna cyfrowa, w trakcie której nawet drobne partyzanckie ataki mogą mieć znaczenie.