Nowa aplikacja Xbox pozwala na zdalne granie. Znowu nie na iPhonie
iOS to dla mnie najlepszy mobilny system na świecie, z kolei biurowy ekosystem urządzeń Apple działa niemal wzorowo. Dlatego gdy przesiadłem się na iPhone’a w 2015 r., nigdy nie oglądałem się za siebie. Aż do teraz.
Pierwszy raz szczerze zazdroszczę posiadaczom Androida. Wcześniej nie trafiały do mnie żadne argumenty przemawiające za bardziej otwartym systemem Google’a. Instalowanie aplikacji z wielu źródeł, większa elastyczność, wielozadaniowość z prawdziwego zdarzenia - rozumiałem zalety najpopularniejszego systemu mobilnego na świecie, ale nie potrzebowałem ich. W zupełności wystarczało mi to, co oferował iOS, a do tego uwielbiam jego prostotę, wydajność i niezawodność. Za żadne skarby nie wróciłbym do zielonego robota.
Dzisiaj z zazdrością patrzę na kolegów z Androidem. Z jednego powodu.
Tym powodem jest oczywiście xCloud od Microsoftu. Jako zadeklarowany gracz, uwielbiam przenośne platformy pozwalające cieszyć się najnowszymi produkcjami. Jestem gigantycznym fanem Nintendo Switcha, ale nawet ja nie noszę platformy Wielkiego N zawsze przy sobie. W przeciwieństwie do smartfonu, który jest dzisiaj bezsprzecznie najważniejszym urządzeniem dla całej ludzkości. Dlatego, gdy Microsoft zapowiedział xCloud, byłem przekonany, że maksymalnie wykorzystam zalety tego rozwiązania na swoim iPhone 11.
xCloud jest już oficjalnie dostępny na urządzenia z Androidem, ale wersja dla iOS ugrzęzła w stadium beta. Microsoft był na dobrej drodze, aby oddać ją posiadaczom iPhone’ów równocześnie z użytkownikami Androida. Problemem okazało się jednak Apple oraz restrykcyjna polityka dotycząca publikacji w App Store. Regulamin platformy cyfrowej dystrybucji nie pozwala działać usłudze xCloud w taki sposób, w jaki została ona przemyślana i opracowana.
Apple chce zbyt ścisłej kontroli w App Store.
Zasady narzucone przez Apple wymagają, aby każda gra wideo uruchamiana na iPhone miała swoje miejsce w App Store, w kartą produktową, ceną i wszystkimi innymi formalnościami. xCloud jest z kolei usługą strumieniowania obrazu z wielu gier za pośrednictwem jednej aplikacji, będącej bramą wylotową do przenośnej rozgrywki. Takie funkcjonowanie programu jest sprzeczne z postanowieniami Apple’a, rzekomo dając producentowi iPhone’a zbyt małą kontrolę nad strumieniowanymi treściami.
To trochę tak, jak gdyby Apple wymagał, aby każdy film i serial na Netfliksie miał swoją zakładkę w App Store, za pomocą której ogląda się materiały wideo. Firma Tima Cooka prezentuje bardzo archaiczne podeście do gier wideo, przez co usługi strumieniowania nie mogą być w pełni realizowane. Pod wpływem krytyki ze strony graczy, Apple postanowiło „zrobić ukłon“ w kierunku Microsoftu, zezwalając na działanie xCloud. Warunek? Każda z ponad 100 gier dla tej usługi będzie dystrybuowana za pomocą App Store. To rozwiązanie, na które Microsoft oczywiście nie mógł się zgodzić. Pat.
Apple musi się zmienić, bo strumieniowanie to przyszłość.
Jestem zwolennikiem natywnego uruchamianie gier i programów wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Jednak nawet taki dinozaur jak ja rozumie, że za piętnaście - dwadzieścia lat streaming gier wideo będzie jedną z wiodących form dystrybucji. Wymagania sprzętowe staną się mniej istotne od wymagań łącz internetowych, a grać będziemy niemal we wszystko, niemal na wszystkim. Dlatego Apple musi się zmienić. Inaczej będzie tak archaiczne jak współczesna wypożyczalnia filmów DVD.
Sytuacja dziwi mnie o tyle, że Apple było kiedyś liderem innowacji na platformach cyfrowej dystrybucji. Dzisiaj ta sama firma realnie wstrzymuje rozwój streamingu. Przedsiębiorstwo Tima Cooka wykazuje niezwykłą nieporadność w przypadku gier wideo. Apple TV nie zostało zamienione na rodzinną konsolę dla mniej wymagających gier stacjonarnych, a Apple Arcade to gigantyczna, niedofinansowana porażka. Wiem, że Steve Jobs nie przepadał za grami wideo, ale ta klątwa zdaje się dręczyć Apple zbyt długo po śmierci ekscentrycznego wizjonera. A nie ma przecież drugiego tak dynamicznie rozwijającego się sektora rozrywki jak właśnie gry wideo.
Dzisiaj pojawiła się nowa aplikacja Xbox pozwalająca na zdalne granie - i znowu nie na iPhone’a.
Swoją premierę właśnie świętuje nowa aplikacja Xbox (beta), dostępna już w Google Play. Program został dopasowany do nowego, uniwersalnego stylu interfejsu Xboksa, widocznego w aplikacjach Windows 10 oraz na konsolach z rodzin Xbox One i Xbox Series. Jedną z najciekawszych możliwości aplikacji jest strumieniowanie obrazu z konsoli Xbox One (w przyszłości również Xbox Series) na telefon, przy pomocy domowej sieci.
Aplikacja Xbox (beta) będzie także uniwersalnym, szybkim i praktycznym narzędziem do dzielenia się swoimi zrzutami ekranu i klipami z rozgrywką. To właśnie w tym programie pojawią się screenshoty uchwycone na konsoli lub na PC. Z poziomu smartfonu szybko i wygodnie opublikujemy treści na platformach społecznościowych, dzieląc się pięknym widokiem, nowym rekordem czy pokonanym bossem. No, chyba, że mamy iPhone’a. Xbox (beta) jest kolejną po xCloud aplikacją Microsoftu, której na ten moment próżno szukać w App Store.
Czy Xbox (beta) również działa inaczej niż zakłada regulamin Apple’a? Zdaje się, że w tym przypadku nie dochodzi do tak zasadnej kolizji i aplikacja wcześniej czy później pojawi się w App Store. Jednak sam fakt, iż program ląduje w Google Play, a iOS nie otrzymało nawet zapowiedzi tej aplikacji, pokazuje aktualny klimat na rynku tech. Apple jest niczym władca oblężonej twierdzy, zazdrośnie trzymający ręce na swoim złocie zgromadzonym w skarbcu. Firma tak bardzo obudowała się przeciw firmom z branży gier - od Epica po Microsoft - że zaczyna tracić na istotności w oczach graczy.
Pierwszy raz od połowy dekady zazdroszczę czegoś posiadaczom Androida. Jeśli Apple nie wykaże się większą elastycznością, być może za jakiś czas będę pierwszy raz rozważał przeprosiny z zielonym robotem.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.