REKLAMA

Parlament Europejski mówi: dość. Urządzenia mobilne mają być ładowane tą samą ładowarką

Unia Europejska weźmie się za producentów elektroniki użytkowej. Parlament chce ich zmusić, by wszystkie urządzenia przenośne dało się ładować ładowarką jednego typu.

Parlament Europejski chce ładować urządzenia mobilne tą samą ładowarką
REKLAMA
REKLAMA

Chciałoby się powiedzieć: no nareszcie.

Dzisiaj na rynku mamy co najmniej trzy wiodące standardy portów do ładowania: USB-C, microUSB i Lightning. Do tego można dorzucić jeszcze własnościowe rozwiązania producentów inteligentnych zegarków, z których każdy ładujemy stacją dokującą lub kabelkiem innego rodzaju.

Patrzę na urządzenia, których używam codziennie i sam widzę, że jadąc na kilkudniowy wyjazd nie mogę się ruszyć z domu bez co najmniej trzech różnych kabli:

  • USB-C do naładowania smartfona z Androidem i aparatu
  • microUSB do naładowania powerbanku i słuchawek z ANC
  • Lightning do ładowania iPhone’a

Aktualnie testuję jeszcze zegarek Garmina, więc muszę pamiętać o przewodzie do ładowania zegarka.

To od lat nie powinno tak wyglądać. Z chwilą wejścia na rynek standardu USB-C zakładaliśmy, że ten kablowy misz-masz zakończy się na dobre. Zresztą, sama Komisja Europejska już w 2014 r. apelowała, by ustanowić wspólny standard, który funkcjonowałby w każdym urządzeniu przenośnym.

Mamy jednak początek 2020 r. i wciąż na rynku pojawiają się nowe urządzenia, które są wyposażone w port microUSB (słuchawki, smartfony, głośniki, powerbanki, e-czytniki etc.), o iPhonie i ich własnościowym porcie Lightning nie wspominając.

Parlament Europejski ma tego dość. Ma obowiązywać jeden standard ładowania i tyle.

Skoro nie dało się po dobroci, to trzeba producentów nacisnąć siłą. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie Parlamentu Europejskiego:

Naciskać trzeba zwłaszcza na pomniejszych producentów elektroniki.

Giganci na szczęście już się nieco „ogarnęli” ze swoimi portami ładowania i nawet w najtańszych smartfonach renomowanych producentów znajdziemy dziś zazwyczaj port USB-C. Nawet Apple, który uparcie tkwi przy swoim złączu Lightning, stopniowo odchodzi od niego na rzecz USB-C, najpierw w iPadach Pro, a teraz (prawdopodobnie) także w nowych iPhone’ach.

To z małymi producentami jest problem i z dużymi producentami niszowych produktów. Port microUSB nadal dominuje w smartfonach b-brandów, w głośnikach Bluetooth większości niewielkich marek, w słuchawkach, myszkach bezprzewodowych czy e-czytnikach. E-czytniki pokazują zresztą, że w przypadku niszowego segmentu nawet giganci nie przejmują się nowym standardem: nawet najdroższy dostępny w ofercie Amazonu Kindle Oasis 3 nie jest ładowany portem USB-C.

Trudno znaleźć na ten stan rzeczy jakiekolwiek usprawiedliwienie, prócz chęci zaoszczędzenia kilku centów w procesie produkcyjnym, wykorzystując starsze komponenty. Ta oszczędność nikomu jednak nie służy; konsumenci muszą pamiętać o dodatkowych ładowarkach lub kablach, a recenzenci nie zostawiają suchej nitki na sprzętach, które w ciągu ostatnich 2 lat weszły na rynek z microUSB. I tak powinno być, bo nie możemy akceptować stanu rzeczy, w którym producent X kurczowo trzyma się przestarzałego standardu łączności tylko po to, by podnieść własną marżę.

REKLAMA

Niebawem ma się odbyć debata w Parlamencie Europejskim, podczas której europosłowie mają dojść do porozumienia w kwestii wymuszenia na producentach trzymania się jednego standardu.

Oby debata była owocna i zakończyła się powstaniem przepisów, które pozwolą skutecznie wyegzekwować stosowanie portu USB-C w urządzeniach przenośnych. Czas najwyższy, by faktycznie istniał „jeden kabel, by wszystkimi rządzić”, jak obiecywano nam to w chwili premiery dwustronnego złącza USB.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA