Nie przypuszczałem, że Krypta w Mortal Kombat 11 będzie aż tak dobra. Czułem się jak w filmie z 1995 roku
Mortal Kombat 11 ma zadziwiająco wiele wspólnego z kultowym filmem kinowym z 1995 r. Gra nie tylko wykorzystuje charakterystyczny motyw przewodni, ale nawet przenosi nas do miejsc prosto z planu zdjęciowego. Tam czekają na nas… aktorzy z filmu Mortal Kombat.
Krypta to moduł gry doskonale znany każdemu fanowi Mortal Kombat. W tym posępnym miejscu gracz odblokowuje dodatkową zawartość taką jak kostiumy, tryby gry, grafiki koncepcyjne czy muzyczne utwory. Krypta trafiła również do Mortal Kombat 11. Nie mam żadnych wątpliwości, że to najlepsza wariacja tego trybu, jaka kiedykolwiek powstała.
Krypta w Mortal Kombat 11 to wielka lokacja 3D wypełniona skarbami, pułapkami i zagadkami.
Gracz porusza się no niej w perspektywie trzeciej osoby. Wskakując w skórę nienazwanego wojownika, przemierzamy niezbadany obszar, który okazuje się być niczym innym jak… wyspą potężnego czarnoksiężnika Shang Tsunga. Teraz najlepsze: twarzy i głosu tej postaci udziela aktor Cary-Hiroyuki Tagawa. Ten sam, który grał czarnoksiężnika w filmie Mortal Kombat z 1995 r. Podobieństwo jest uderzające i absolutnie nie da się go nie dostrzec.
Shang Tsung/Cary-Hiroyuki Tagawa wita gracza na swojej wyspie i zaprasza go we własne mury. Podstępny czarnoksiężnik (czy też raczej jego duch) obiecuje nam wspaniałe skarby, lecz na wyspie czyha coś więcej niż tylko kufry z elementami do odblokowania. Są tutaj również śmiercionośne pułapki, ciekawe łamigłówki, potężne artefakty, a nawet złowrogie istoty czekające na moment nieuwagi. Chociaż Krypta nie jest osobną grą akcji, twórcy MK11 zrobili wiele, aby stworzyć takie pozory.
Zrujnowany dziedziniec okazuje się doskonale znaną mapą z pierwszego Mortala.
To tutaj zasiadał na tronie Shang Tsung, obserwując poczynania wojowników podczas ziemskiego turnieju Mortal Kombat. Zaraz pod czarnoksiężnikiem znajdowali się mnisi, niemo obserwujący próbę sił między wymiarami. Jak widać, pomimo upływu dziesiątek lat, ci w dalszym ciągu pozostali na swoim miejscu. Ciekawe, czy zmusiła ich do tego magia czarnoksiężnika, na stałe przywiązując ich do upiornej wyspy.
To bardzo ciekawe doświadczenie, móc przejść się po trójwymiarowej wariacji areny, którą zna się na pamięć w 2D. Nie omieszkałem nawet uderzyć w turniejowy gong, którego dźwięk rozpoczynał dawniej walki na śmierć i życie. Co najlepsze, wystarczyło dosłownie kilkadziesiąt kroków aby przekonać się, że dziedziniec Shang Tsunga to nie jedyna arena, która pojawia się w Krypcie z Mortal Kombat 11.
Nieopodal dziedzińca znalazłem kolejną arenę. Później jeszcze jedną.
Każdy, kto grał w pierwsze Mortal Kombat, musi pamiętać Warrior Shrine. Pomniki wszystkich grywalnych postaci stoją w tle, zdobiąc zadbaną ścieżkę z widokiem na księżyc. Nie inaczej jest w MK11. Co prawda pomniki uległy znaczącej dewastacji, lecz zarówno pozy herosów, jak również kolejność ich położenia pozostała niezmieniona. Niesamowite przywiązanie do detali.
Kolejną areną z pierwszego Mortal Kombat jest kultowe The Pit. To długa, wąska kładka zbudowana wysoko nad ziemią. W dole widać kolce, na które spadali nieszczęśnicy zrzuceni przez swoich rywali. Co ciekawe, eksplorując Kryptę można bezpiecznie dotrzeć na sam dół, a następnie przespacerować się pośród ciał wszystkich poległych. Wśród ofiar można znaleźć doskonale znanego wojownika, ale nie będę psuł wam niespodzianki.
Największe wrażenie zrobiła na mnie grota należąca do księcia Goro.
Sam Goro siedzi na tronie, nieruchomy i gnijący. Gdy odwiedzamy jego ciało po raz pierwszy, Shang Tsung wspomina, że to właśnie czteroręki tyran był jego ulubionym, najbardziej cenionym, niezastąpionym wojownikiem. To zresztą nie jedyny komentarz, jakiego czarnoksiężnik udziela podczas eksploracji. Pierwotny władca wysypy od czasu do czasu wtrąci coś od siebie, realizując się w roli specyficznego przewodnika.
To jednak nie zwłoki Goro, ale sala jadalna znajdująca się za nim zrobiła na mnie największe wrażenie. Lokacja wyglądała niemal jak ta z filmu Mortal Kombat. Do teraz pamiętam scenę, w której czteroręki książę siedział przy stole razem z nikczemnym Kano, rozmawiając przy apetycznie wyglądających potrawach. Teraz mam pewność, że żywność była magiczna. Pomimo upływu lat, jedzenie wciąż wygląda na świeże, co nie jest przecież możliwe.
Odwzorowanie lokacji bezpośrednio z filmu to kapitalny smaczek dla każdego fana serii. Możliwość swobodnego przespacerowania się po miejscu, które dawniej pamiętało się wyłącznie dzięki kasecie VHS, jest kapitalnym doświadczeniem. Miałem uśmiech od ucha do ucha, mijając stoły zastawione mięsami, warzywami i owocami. Aż nabrałem ochoty na ponowne obejrzenie Mortal Kombat z 1995 r.
Tak się akurat składa, że za kilka dni będzie emitowany na AXN.
Zwiedzanie Krypty to kapitalna przygoda. Zwłaszcza dla starszego fana Mortal Kombat.
W Krypcie znajduje się masa przedmiotów i lokacji nawiązujących do spuścizny serii. Przykładowo, podziwiając kolekcję artefaktów Shang Tsunga można przeczytać historie wielu zapomnianych nacji, które przegrały własne pojedynki Mortal Kombat. Co stało się z królową owadziej D’Vorah? Gdzie znajdują się inni czarnoksiężnicy? Jaki los spotkał rasę Reptile’a? Po co Tsungowi królewska korona ojca Kitany? To wszystko elementy, które warto odkrywać na własna rękę, zwiedzając Kryptę.
O ile bowiem Mortal Kombat 11 wypada gorzej niż bym tego chciał, tak akurat Krypta została zrealizowana po mistrzowsku.