Moja nowa obsesja to przejście Devil May Cry 5 w 10 minut
Graczom powinno się wydawać, że pokonanie pierwszego bossa jest niemożliwe. Walka ma pokazywać wielką dysproporcję mocy między łowcami demonów, a nowym królem piekła. Tyle tylko, że mrocznego lorda da się ubić. Próbuję to zrobić już od kilku godzin, bo uwielbiam takie smaczki.
Urizen to nowy demoniczny król. Mroczny władca rozgościł się w świecie ludzi, atakując mieszkańców miasteczka Red Grave. Na szczęście na miejscu pojawiają się Dante oraz Nero - bohaterowie poprzednich odsłon serii - aby wysłać demona tam, gdzie jego miejsce. Infiltrując bastion mrocznego lorda okazuje się jednak, że Urizen jest znacznie potężniejszy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Dante przegrywa pojedynek z królem demonów, a zaraz potem jego los podziela Nero.
Gracz zyskuje kontrolę nad Nero, stając do nierównego boju z Urizenem.
Nero w Devil May Cry 5 stracił demoniczne moce. Jest mniej doświadczony od Dantego i popełnia więcej błędów. Z kolei król demonów zdaje się nie mieć żadnego słabego punktu. Urizena chroni potężna bariera ochronna oraz potężny artefakt, pełniący jednocześnie rolę broni oraz tarczy. Ataki Nero nie robią na demonie żadnego wrażenia. Urizen korzysta z ataków dystansowych, ataków obszarowych, ciosów przed którymi nie można się uchylić (!) a nawet manipulacji czasem.
Tego starcia nie da się wygrać. Nawet, jeśli przedrzemy się przez serię ataków demona, i tak napotkamy na potężny artefakt. Zaraz za nim stoi z kolei bariera nie do sforsowania. Udane ataki rozbijają się o te dwa obiekty, nie zabierając bossowi najmniejszej odrobiny paska życia. Dlatego bardzo szybko walka o zwycięstwo zamienia się w walkę o przetrwanie. Scenariusz został tak zaprojektowany, aby Nero odniósł porażkę aktywującą film przerywnikowy.
Capcom zdecydował się na wiele podłych zagrywek by przypieczętować los gracza. Poza wcześniej wspomnianymi nieuczciwymi atakami, Urizenowi pomaga również czas. Im dłużej trwa konfrontacja, tym większe obrażenia zadaje boss. Dlatego po kilku minutach walki o przetrwanie wystarczy jeden błąd, aby pasek życia Nero od razu spadł do zera.
Powinienem być zdziwiony, gdy ktoś w Internecie pokazał jak pokonał demona.
Jednak jakaś cząstka mnie w ogóle nie była zaskoczona. Od dłuższego czasu śledzę społeczność fanów From Software oraz profesjonalnych speedrunnerów. Te dwie grupy zaangażowanych entuzjastów wielokrotnie udowodniły mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Tak jest również w przypadku Devil May Cry 5.
Z oczami wielkimi jak talerze obserwowałem gracza, który zabija Urizena. Gra nagrodziła go krótkim i oszczędnym w formie, ale unikalnym zakończeniem. Chwilę potem pojawiły się napisy końcowe. Ktoś przeszedł DMC5 w kilkanaście minut. Analizując sekwencje gracza wiedziałem, że nigdy mu nie dorównam. Na szczęście nie musiałem. Okazało się bowiem, że po przejściu gry na dowolnym poziomie trudności mamy możliwość powrotu do pierwszego starcia, ze wszystkimi odblokowanymi umiejętnościami.
Po kilkunastu godzinach wróciłem do Urizena. Tym razem uzbrojony po zęby.
UWAGA - od tego miejsca pojawiają się spoilery dotyczące zakończenia Devil May Cry 5. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Mój Nero był silniejszy niż kiedykolwiek. Zapoznałem go ze wszystkimi kombinacjami dla miecza Czerwona Królowa. Wpoiłem mu szybkie uniki. Odblokowałem wszystkie gadżety. Wydłużyłem pasek życia. No i najważniejsze: nauczyłem go demonicznej przemiany, dzięki której staje się nieporównywanie silniejszy. Sam również byłem bardziej doświadczony, mając za sobą kampanię fabularną.
Najwyższy czas na rundę drugą.
Byłem zdziwiony jak szybko Urizen skonał na własnym tronie. Została mi jedna czwarta wytrzymałości gdy niewidzialna osłona pękła niczym tafla szkła. Błyskawicznie zamieniłem się w demona, po czym uderzyłem w Urizena wszystkim czym miałem. Ostateczna rozgrywka, Stawka maksymalna, Niszczyciel - poznane i odblokowane ciosy szły jeden za drugim, byle wykończyć bossa nim osłona znowu będzie aktywna. No i się udało! Demoniczny król wyzionął ducha. Ja z kolei odblokowałem dwa nowe poziomy trudności oraz specjalne trofeum.
Mój apetyt nie został jednak zaspokojony.
Wyznaję zasadę, że dobre DMC zaczyna się od poziomu Dante Musi Umrzeć.
Tradycją serii Devil May Cry jest odblokowywanie niesamowitych poziomów trudności. Poza tradycyjnymi Easy oraz Normal istnieje m.in. Dante Must Die. To właśnie DMD jest uznawany za stuprocentowe doświadczenie z azjatycką produkcją. Brzmi to trochę elitarystycznie i snobistycznie, ale większość fanów serii na pewno się ze mną zgodzi. Z przynajmniej kilku powodów.
Grając w trybie Dante Musi Umrzeć przeciwnicy są nie tylko silniejsi oraz wytrzymalsi. Zachowanie demonów staje się inne. Potwory zyskują nowe ataki oraz szablony działań. Częściej korzystają z unikalnych umiejętności jak leczenie czy znikanie. Do tego znacząco zmieniono miejsca występowania przeciwników. Tam, gdzie dawniej były tylko słabe insektoidy, teraz może się pojawić gigantyczny goliat. Wszystko to sprawia, że Devil May Cry 5 na DMD jest nowym, odświeżającym doświadczeniem.
No i te nagrody. Przechodząc DMC5 na poziomie Dante Musi Umrzeć otrzymuje się unikalne kostiumy dla wszystkich grywalnych postaci. Kosmetyka? Nie tylko. Każde z nowych wdzianek ma (zbyt) potężne unikalne właściwości. Na przykład nieskończoną energię demona albo doładowane, wybuchające pociski. To właśnie ze względu na te nagrody postanowiłem być cwany i przejść Devil May Cry 5 na skróty, pokonując króla demonów już w pierwszej misji. Tym razem na poziomie DMD.
Jestem gdzieś miedzy 15 - 20 nieudanym podejściem.
Walka jest trudniejsza. Znacznie trudniejsza. Zamiast jednej wiązki energii Urizen miota nimi jak laserami na dyskotece. Przerwy między jego atakami są krótsze, a ciosy bez możliwości wykonania uniku padają częściej. Mam też wrażenie, że szybciej rosną obrażenia, jakie król demonów zadaje wraz z czasem. Największym problemem jest jednak wytrzymałość niewidzialnej bariery, większa niż na łatwym oraz średnim poziomie trudności. Wszystko to sprawia, że nie jestem w stanie pokonać demona na tronie.
Nie chodzi jednak o to, żeby złapać króliczka, ale za nim gonić. Właśnie to jest świetne w Devil May Cry 5. Po przejściu głównego wątku fabularnego jest co robić. Dante Musi Umrzeć to w zasadzie nowe doświadczenie. Pomyśleć, że dalej są jeszcze dwa trudniejsze poziomy trudności. Do tego dochodzą sekretne misje, ukryte pomieszczenia, umiejętności od odblokowania - wszystko to sprawia, że najzwyczajniej w świecie mam ochotę przejść DMC5 po raz drugi. To niemałe osiągnięcie jak na liniową grę akcji.