Fakt obchodzi urodziny. To już 15 lat szurania po dnie
Ach, to już 15 lat od kiedy polski rynek medialny przywitał Fakt. Tyle zasług dla mojego postrzegania rynku medialnego, tyle wspomnień.
Zanim powstał Fakt, Super Express wydawał się być - wybaczcie, byłem wtedy młody i niedoświadczony - po prostu alternatywą dla Gazety Wyborczej z brakiem znanych dziennikarzy i brzydszymi okładkami. Dopiero za sprawą Faktu na polskim rynku medialnym w szerszym kontekście zaczęło funkcjonować słowo tabloid.
Pierwszy numer Faktu poprzedzała duża kampania medialna. Gazetę sprzedawano w promocyjnej cenie, jeżeli mnie pamięć nie myli, 1 złotego. W nieświadomych rychłej śmierci kioskach Ruchu powiązanych z przystankami autobusowymi wywieszano w owym czasie je na takiej specjalnej ekspozycji, w której było widać pierwszą i ostatnią stronę okładki. Czy się tego chciało, czy nie, wzrok niby przypadkiem zawsze wędrował w kierunku goszczącej na ostatnich kartach tabloidu gołej baby. Motyw wyjątkowo przaśny, niczym Dominika Wodzianka w programie Kuby Wojewódzkiego. Ja myślę, że to mógł być ten taki gejmczendżer, za sprawą którego wielu emerytów sprowadzało Fakt pod swoje strzechy („Ale Halina, jest też krzyżówka!”)
Pamiętam, kolega z ławki miał starszego brata, który zresztą kilka lat później dość mocno namieszał w polskiej polityce (w złym tego słowa znaczeniu), wtedy zaś realizował się w wydawnictwach Axel Springer (chociaż, zdaje się, Dziennik). Relacjonował mi wówczas, jak powstawały artykuły w Fakcie, jak tamtejsza redakcja przywiązywała noże do gryzoni i z przejęciem opisywała brutalne walki chomików. Byliśmy wtedy w gimnazjum, a Fakt był takim naszym pierwszym zetknięciem z medialnym upadkiem w pełnym tego słowa znaczeniu.
W 2011 roku pracowałem sobie w kancelarii adwokackiej, w której uczyłem się meandrów trudnego zawodu prawnika, jedną z głównych wartości była możliwość napisania od czasu do czasu czegoś do renomowanej prasy prawniczej. No i pewnego razu napisałem, Gazeta Prawna powiedziała, że wszystko fajne, ale już o tym pisali i pan mecenas zaproponował mi, że w takim razie może Fakt. Ponieważ moja ówczesna pozycja zawodowa uzasadniałaby publikowanie moich „opinii prawnych” nawet na gazetkach promocyjnych Biedronki, głośno zakrzyknąłem, że dziękuję, ale są jakieś granice.
Owszem, Fakt ma swoje chwile chwały na polskim rynku medialnym.
Przede wszystkim odcisnęli trwałe piętno na szkole polskiej okładki prasowej i myślę, że w 2006 roku po Mundialu byli wyrazicielem zdania całego narodu, dobitnie krzycząc o wstydzie, hańbie, kompromitacji. Dział sportowy stał tam zawsze na zdecydowanie wyższym poziomie, niż reszta wydawnictwa.
Generalnie jednak niech o skali wpływu Faktu na rynek (pomijając już nawet niedawną aferę z Leszkiem Millerem, bo wtedy byłoby za łatwo) najdobitniej świadczy fakt, że pomimo całej nowej (albo dwóch) epoki w mediach, powstania Pudelka, Pikio, etc., dalej uchodzi za swoisty synonim medialnego szurania po dnie i grania na instynktach najprostszych ludzi. 15 lat - jest co świętować.