Internet oszalał. Od wczoraj tłumnie zabiera pieniądze „kopaczom” i rozdaje je lekkoatletom
Na Facebooku i Twitterze od wczoraj trwa festiwal głupich wypowiedzi i braku szacunku do naszych piłkarzy. Kibice-internauci znaleźli sobie nowych idoli (za trzy dni zapomną ich nazwiska, a za siedem, że w ogóle istnieli) i niewdzięcznie plują jadem na pamięć o Lewandowskim, Zielińskim czy Krychowiaku. Do których pewnie jeszcze we wrześniu znowu będą wzdychali.
Dlaczego ten wpis jest na Spider's Webie? Z dwóch powodów - po pierwsze, marudzenie w mediach społecznościowych przyjmuje charakter wręcz masowy. Po drugie - sprawa nierozerwalnie związana jest z rynkiem mediów i reklamy, o których tutaj okazjonalnie piszemy.
I tak oto na przykład znany dziennikarz Stanisław Janecki pisze:
Panie Stanisławie (i cała reszto internautów), zacznijmy od podstaw.
Ci wszyscy piłkarze, o których tak piszecie, za specjalnie was nie potrzebują. Kiedy PZPN dostaje coś z budżetu państwa, a potem odpala z tego kieszonkowe naszym reprezentantom, to oni to dają swoim żonom na waciki. Anna Lewandowska pewnie kupuje sobie za to kostki masła dla swojej bulletproof coffee. Te pieniądze z budżetu państwa to może jakaś atrakcja co najwyżej dla piłkarza z jakiejś, nie wiem, Lechii Gdańsk, ale i tak jestem pewien, że nawet i taki szybko znajdzie jakiś sposób na to, by taką kasę bez najmniejszego problemu przepić.
Jeśli zaś chodzi o wywalanie piłkarzy z reklam, to ja wiem jakie są sympatie polityczne redaktora Janeckiego. Że jego polityczni idole właśnie procedują wywłaszczanie ludzi z ich własnych firm i myślą jak dołożyć podatkiem każdemu kto aktualnie nie leży w sieni z piątką ślubnych dzieci. Ale, dzięki Bogu, panie Janecki - you have no power here. Nie pan, ani nawet nie prezes Kaczyński, decyduje o tym, komu przelew za reklamę puści Huawei, Samsung, Budmat czy Rexona. Co więcej, może pan napuścić na tych "kopaczy" 38 milionów Polaków, a oni i tak dalej będą podziwiani w Monachium, Monako, Turynie, Genui czy Neapolu, zarabiając tam kolejne miliony.
Skoro już tradycyjne dla środowiska PiS grzebanie w cudzych portfelach uczciwych ludzi sukcesu mamy za sobą, wyjaśnijmy sobie przy okazji, czemu piłkarze nie zasługują na taki brak szacunku.
Na samym wstępie podkreślam, że jestem wielkim fanem polskich sportowców.
Wszystkich. No, może prócz Isi i Jerzyka, tej dwójki akurat nie trawię, co nie jest przesadnym problemem, bo tenis generalnie mało mnie obchodzi. Ale całej reszcie kibicuję zawsze. Nie znam ich, ale kibicuję. Bo to jednak nasi, na polskiej ziemi, bigosie i Nałęczowiance odchowani. Być mistrzem w bieganiu, skakaniu, rzucaniu to nie lada gratka. Naprawdę świetna sprawa: podziwiam, gratuluję, doceniam.
Nie będę jednak ukrywał, że królową sportu nie jest żadna tam lekkoatletyka, a właśnie piłka nożna. Wiecie, ile osób uprawia rzut oszczepem na całym świecie? No właśnie, ja też nie wiem. Ale myślę, że nie tak dużo. Najpierw trzeba na taki oszczep w ogóle się natknąć, co nie jest takie proste. A potem jeszcze trzeba znaleźć pasję w używaniu go.
W piłkę nożną grałem kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy razy w życiu. Jak zresztą każdy z moich kolegów. Tak bowiem to wygląda, że chłopiec w Polsce - i zdecydowanej większości krajów na świecie - od pierwszych lat życia słyszy o Bońku (tak było w moim przypadku, aż trudno uwierzyć, że wyrosłem na porządnego Interistę), Ronaldo, Messim i Lewandowskim. Na podwórku gra się w piłkę, w szkole gra się w piłkę, po szkole gra się w piłkę, po graniu w piłkę gra się w FIFĘ, a po graniu w FIFĘ, ogląda się Ligę Mistrzów w telewizji.
Ośmielę się postawić zupełnie nieśmiałe, truistyczne więc założenie, że gdyby każdy chłopiec miał talent na poziomie takiego np. Błaszczykowskiego, to 90% z nich chciałoby zawodowo grać w piłkę. To spełnienie marzeń przeciętnego chłopca wychowywanego na trzeciej planecie od Słońca na przełomie ostatnich kilkudziesięciu lat. Wspaniała praca połączona z pasją, wysokie zarobki, uwielbienie fanów. Któż nie marzy o takiej pracy?
I tu właśnie jest problem z "kopaczami" i lekkoatletami.
Żeby nakręcić wybitny film artystyczny wystarczy 500 dolarów i kamera pożyczona od ojca. Nawet jak ekran będzie szumiał, nie wyklucza nam to wstępu na festiwale dla koneserów, a nawet zgarnięcia głównej nagrody. Ale nie zrobimy za 500 dolarów blockbustera rywalizującego z najnowszymi Avengers. Podobnie jest ze sportem.
Piłka nożna jest ligą mistrzów wśród sportów.
Są w niej gigantyczne pieniądze, co generuje gigantyczne możliwości, ale i gigantyczne oczekiwania. Tłuką się w niej atleci najlepsi z najlepszych. Jeśli mówimy o lekkoatletyce, to rywalizują ze sobą najlepsi spośród tych 0,0001% ludzi w narodzie, którzy kiedyś trzymali w ręku tyczkę. Jeśli mówimy o piłce nożnej, to rywalizują w niej najlepsi spośród tych wszystkich 90% chłopców w danym narodzie, którzy w dzieciństwie kopali piłkę na podwórku. A, jak sądzicie, łatwiej jest być mistrzem rywalizując z 10 milionami ludzi na świecie, czy z kilkoma miliardami potencjalnych rywali w danej dyscyplinie?
Prawidłowo rozróżniajmy przyczyny i skutki. Skauci klubowi nie jeżdżą do Afryki i nie śledzą kartoflisk w nawet polskich wioskach, żeby wypatrzeć potencjalny talent, bo w piłce nożnej są pieniądze i nie mają czego z nimi robić. Są na to budżety, ponieważ jest to gigantyczna inwestycja w najważniejszy sport na świecie, który wzbudza wielkie emocje i zainteresowanie tłumów. Lekkoatletów się nie szuka na końcu świata, jak już sami się doprowadzą na trening i opłacą składkę, to przy okazji może łaskawie da im się potrenować.
Polscy lekkoatleci - przy okazji mistrzostw czy igrzysk - są przez chwilę na jedynkach dużych portali, kolekcjonując złote medale. To bardzo fajnie, ale nadal nie umywa się to do współczesnej pozycji futbolu. Od dwóch tygodni wiem co jadł na śniadanie i w której kieszeni nosi telefon Luka Modrić, tylko dlatego, że jakiś dziennikarz napisał, że może przeniesie się z Madrytu do Mediolanu. A sezon piłkarski jeszcze nawet się nie zaczął!
Finlandia jest niezła w hokeja, więc to najpopularniejszy sport w ich kraju, ale chyba nikt z nas nie ma większych złudzeń, że o sportowej potędze dziś w pierwszej kolejności świadczy piłka nożna i jeśli już, to oni na własne życzenie - podobnie jak Litwa i Łotwa z miłością do koszykówki - wpisują się do grona piłkarsko wykluczonych.
Polska mistrzem Polski
To prawda. Nasi piłkarze nie popisali się na Mundialu i pewnie mogliby uczyć się ducha walki od naszych lekkoatletów. Ale to są najlepsi z najlepszych w najważniejszej dyscyplinie sportowej na świecie, w której panuje największa konkurencja, największa presja i niestety żadne złota lekkoatletów, żadne sporty drużynowe pocieszenia z siatkówką i szczypiornistami na czele, tego nie zmienią. "Kopacze" nie zasługują na taki brak szacunku, bo swoimi karierami indywidualnymi oraz awansami na dwa niezwykle prestiżowe turnieje dla sportowych elit wśród elit, udowodnili, że nie jest to miejsce zdobyte przypadkowo.
Fajnie być mistrzem, wicemistrzem albo liderem w jakiejś dziedzinie. Ale czy lepiej mieć najwyższe PKB w Afryce, czy ósme w Unii Europejskiej?
Jeżeli kibice naprawdę chcą dać pieniądze piłkarzy lekkoatletom, to można to zrobić w naprawdę prosty sposób.
Przestańcie oglądać piłkę w telewizji, przestańcie chodzić na stadiony piłkarskie, na portalach sportowych (i plotkarskich) nie klikajcie newsów na temat piłkarzy. Jednocześnie oglądajcie tłumnie wszystkie biegi, skoki i rzuty. Pieniądze z czasem płynnie przeskoczą z jednych kieszeni do drugich.
Oczywiście wszyscy wiemy, że tego nie zrobicie. Bo lekkoatletyka jest jak daleka ciocia, o której przypominacie sobie raz do roku, gdy trzeba jej złożyć życzenia na imieniny, a światem i waszymi sercami rządzi piłka nożna. I właśnie dlatego ma pieniądze, których innym dyscyplinom brakuje. I właśnie dlatego każdy chciałby być "naszym kopaczem", ale tak niewielu może.