Huawei trolluje Samsunga. Szkoda, że nowy Honor Note 10 to Note tylko z nazwy
Pamiętacie czasy, kiedy ekrany o przekątnej 7 cali można było znaleźć w tabletach lub przenośnych mini-telewizorkach? To zapomnijcie o nich, bo dziś taki rozmiar nie powinien nikogo zadziwić nawet w smartfonie. Oto Honor Note 10.
7 cali. 177 x 85 mm wzwyż i wszerz. Najnowsze dziecko budżetowej sub-marki Huawei to potężny kawałek elektroniki. I nie tylko z gabarytów. Pod maską drzemią bowiem podzespoły, których nie powstydziłby się żaden topowy smartfon konkurencji. Note 10 napędzany jest przez procesor Kirin 970 (ten sam, który znajdziemy w Huawei P20 i Mate 10 Pro), 6 lub 8 GB RAM-u i 64 lub 128 GB pamięci na dane. Na pleckach znajdziemy czytnik linii papilarnych i dwa aparaty – jeden o rozdzielczości 24 Mpix, drugi 16 Mpix. Całością zarządza oczywiście Android Oreo z nakładką EMUI.
Jakby tego było mało, wielkie gabaryty pozwoliły umieścić pod obudową jeszcze większy akumulator. Liczy on sobie aż 5000 mAh, a do pełnego naładowania wystarczą mu dwie godziny kontaktu z gniazdkiem.
W połączeniu z rozsądną rozdzielczością wspomnianego, gargantuicznego wyświetlacza (2220 x 1080), powinno nam to dać smartfon wystarczający na znacznie więcej niż tylko jeden dzień intensywnego użytkowania.
Wizualnie Honor Note 10 to typowy Honor.
W niebieskim kolorze na oficjalnych materiałach prasowych prezentuje się po prostu jak… rozciągnięty Honor 10. I tak też pewnie będzie się zachowywał, więc jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, czego można się spodziewać, zapraszam do obejrzenia wideo Dawida:
Jeśli chcecie nabyć Honor Note 10, mam złe wieści.
Póki co wielki smartfon trafi wyłącznie na rynek chiński. Nie wiemy, kiedy i czy w ogóle trafi do Polski.
Jak na tak ogromny i potężny telefon, cena nie jest przerażająca. 410 dol. za podstawowy model (6/64 GB) przekłada się na około 1800 zł (po doliczeniu podatku). To sporo jak na markę budżetową, ale śmiesznie mało jak na potencjał urządzenia i tylko nieznacznie więcej od porównywalnej wersji "małego" Honora 10.
Szkoda tylko, że Honor Note 10 to Note tylko z nazwy.
Producent nie postarał się (przynajmniej nic o tym nie wiadomo), by Note 10 był czymkolwiek więcej, jak tylko rozciągniętym Honorem 10.
Zastanawiająca jest też jego nazwa i jej potencjalne konsekwencje. Jeśli sytuacja na rynku się nie zmieni, Samsung za rok pokaże nam swojego Galaxy Note 10. Ciekawe, czy między markami nie dojdzie do sporu na tle zastrzeżonego znaku towarowego, jak miało to miejsce między LG i Motorolą dwa lata temu, gdy obydwie firmy zaprezentowały telefony z „G5” w nazwie.
Motorola musiała ratować się wtedy zmianą zapisu. Nawet dziś Motorola Moto G6 w oficjalnej komunikacji zapisywana jest jako (g)6. Wszystko po to, by uniknąć kolejnego sporu z LG, który jako pierwszy zastrzegł znak „G6”.
To oczywiście spekulacje, ale patrząc na doświadczenie ubiegłych lat, wcale nie byłbym zdziwiony, gdyby w nazwie nowego produktu Honora było nieco patentowego trollingu.