REKLAMA

P jak porażka. Najnowsza wersja Androida sprawiła, że znów poczułem się jak klient drugiej kategorii

Google właśnie - po cichu i bez fanfar - wypuścił najnowszego Androida Pie w świat, po raz kolejny dając użytkownikom smartfonów z Zielonym Robotem do zrozumienia, że są klientami gorszego sortu.

Android Pie znów sprawił, że poczułem się jak klient drugiej kategorii
REKLAMA
REKLAMA

Zapowiedziany ledwie kilka miesięcy temu Android Pie jest, czy może raczej miał być, naładowany użytecznymi, nowymi funkcjami. Tona sztucznej inteligencji, zmiany w interfejsie użytkownika czy w końcu inicjatywa Google Wellbeing, której od początku gorąco kibicuję – to wszystko potężne i istotne nowości. Pełną listę znajdziecie tutaj:

Problem leży nie w tym, co Google zmienił w Androidzie P, ale w tym, jak te zmiany zaserwował.

Android Pie to pierożek dla wybranych

Zacznijmy od najbardziej oczywistej bolączki. Ze względu na niesłabnącą fragmentację Androida, najnowszą wersję systemu operacyjnego otrzyma z początku ledwie garstka użytkowników. Kanałem „dla ludzi”, czyli poprzez automatyczną aktualizację, Android Pie spłynie póki co tylko na smartfony z linii Pixel. Niecierpliwi i ciekawi mogą już dziś ręcznie zainstalować nowego Androida na garstce urządzeń, które wcześniej brały udział w programie beta.

Pozostali… muszą czekać. Niektórzy tylko do zimy. Inni – Bóg jeden wie, jak długo. Jeszcze inni będą musieli po prostu kupić nowy telefon, chcąc cieszyć się zmianami w Androidzie.

Pełną listę urządzeń, które otrzymają Androida 9, znajdziecie tutaj:

Jakby mało było tego, że Androida Pie zobaczą nieliczni, to ci, którzy otrzymali go już teraz, dostali ledwie przedsmak właściwego systemu. Część nowych funkcji nie działa. Części po prostu nie ma. Największa zmiana, czyli wspomniane wcześniej Wellbeing, ma się pojawić w Zielonym Robocie dopiero za kilka miesięcy.

I ja to wszystko rozumiem. Innowacje wymagają czasu i dopracowania. I mogę też przekonywać sam siebie, że skoro i tak prawie nikt Androida Pie nie zobaczy jeszcze przez wiele miesięcy, to nic się nie stało. Byłoby to jednak oszukiwanie samego siebie. Bo jako fan nowych technologii i konsument, po raz kolejny czuję się jak klient gorszego sortu, któremu nie należą się nowości.

Użytkownicy iPhone’ów mogą na nas, Androidziarzy, tylko patrzeć z politowaniem.

Co by nie mówić o smartfonach Apple’a, jedno w Cupertino robią naprawdę dobrze – dystrybucja nowych wersji systemu operacyjnego jest wzorowa. Gdy finalna wersja najnowszego iOS-a debiutuje na deskach sceny, zapowiedziana przez Tima Cooka, użytkownicy z całego świata mogą ją od razu pobrać, nawet jeśli mają kilkuletni smartfon. Dostają pełną wersję oprogramowania, ze wszystkimi zapowiadanymi nowościami.

A Androidziarze? Garstka wybrańców otrzymuje nowy system, w dodatku pozbawiony części funkcji. Reszta może się nigdy nie doczekać najnowszej wersji Zielonego Robota, a posiadacze starszych telefonów pewnie już nawet nie robią sobie nadziei na to, że ich telefon zostanie zaktualizowany.

I jak tu się dziwić, że w pewnych kręgach percepcja Androida to nadal „smartfon dla biedaków”, podczas gdy iPhone jest „telefonem elity”?

Producenci sprzętu wespół z Google’em sami przykładają rękę do tego, że użytkownik, który wydaje na telefon wcale nie mniej niż klient kupujący iPhone’a, czuje się biedniejszy i gorszy. I ok, można się kłócić, że twoja babcia mająca smartfon z Androidem ma gdzieś te wszystkie aktualizacje, a ty nie potrzebujesz tych wszystkich nowych funkcji, więc fragmentacja cię nie obchodzi – rozumiem. Ale takie podejście do problemu nie sprawi, że problem magicznie zniknie. Sprawi tylko tyle, że pogodzimy się z jego istnieniem.

Prawdę mówiąc, coraz bardziej męczy mnie ten stan rzeczy.

Używam telefonów z Androidem wcale nie tańszych od iPhone’a 8 Plus. Ba, uważam, że używam telefonów obiektywnie lepszych, z lepszym systemem, o większych możliwościach. Tyle że traci to kompletnie na znaczeniu, gdy patrzę na to, jak Apple i programiści tworzący aplikacje na iOS dopieszczają konsumentów, a jak producenci i dostawcy oprogramowania na Androida pogardzają swoimi użytkownikami.

To na iOS-a powstają lepsze aplikacje. To użytkownicy iPhone’ów zawsze cieszą się nową wersją oprogramowania, niezależnie od tego jaki mają telefon. To posiadacze sprzętów z nadgryzionym jabłkiem na obudowie są lepiej traktowani przez firmy, od których owe sprzęty nabyli.

REKLAMA

I wiecie co? Naprawdę nie dziwię się, że tak wielu ludzi decyduje się zapłacić więcej i pogodzić z ograniczeniami zamkniętego ekosystemu, w zamian za dopieszczone produkty i dobre traktowanie.

A ty, Androidziarzu, radź sobie sam. Pomijając aspekt ekonomiczny, Androida zazwyczaj wybieramy dlatego, że szukamy wolności wyboru. Szkoda tylko, że przez takie traktowanie producentów i Google’a możemy się tą wolnością co najwyżej udławić.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA