REKLAMA

Zainstalowałem Burnouta na PC i już wiem, że nie potrzebuję jego reedycji

Burnout: Paradise po dziesięciu latach od premiery doczekał się reedycji. Ta w pierwszej kolejności pojawi się na konsolach nowej generacji, a dopiero kilka miesięcy później na komputerach. Nie ma w tym krzty przypadku. Electronic Arts po prostu chce uchronić się przed zarzutami wypuszczenia odgrzewanego kotleta.

Burnout: Paradise City Remaster
REKLAMA
REKLAMA

Burnout: Paradise to gra, przy której spędziłem długie dziesiątki godzin. Jest to jeden z nielicznych tytułów, w których zrobiłem absolutnie wszystko, co było do zrobienia. Pokonałem wszelkie dostępne wyzwania, zdobyłem każde możliwe prawo jazdy, zniszczyłem wszystkie bramki i billboardy. Nawet gdy w pełni ukończyłem grę, zdarzało mi się ją włączać i po prostu jeździć po mieście podziwiając widoki. Tak, to zdecydowanie jeden z najważniejszych tytułów w moim życiu.

Nie powiem, gdy usłyszałem pierwsze plotki na temat odnowionej wersji Burnout: Paradise, cieszyłem się jak dziecko. Jednak gdy zobaczyłem oficjalny zwiastun gry, strasznie się zawiodłem. W mojej opinii gra zbytnio nie zmieniła się od czasów premiery. Mam wrażenie, że mamy do czynienia z tymi samymi modelami budynków i samochodów, a w grze zmieniono tylko rozdzielczość i płynność rozgrywki. Faktycznie, dla wielu graczy to może być postęp, ponieważ Burnout: Paradise na Xboksie 360 oraz PlayStation 3, delikatnie mówiąc, nie prezentował się najładniej. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała na pecetach, na których można dowolnie dobierać ustawienia grafiki.

Dlatego przeprowadziłem test. Zagrałem w Burnout: Paradise po 10 latach.

Pobrałem grę ze Steam, po czym ustawiłem natywną rozdzielczość mojego laptopa (1920 x 1080 pikseli), a także najwyższe możliwe ustawienia graficzne, w tym 8-krotne wygładzanie krawędzi. Włączyłem grę, przeszedłem kilka misji i uznałem, że różnice między nową a starą wersją gry są iluzoryczne. Tytuł liczący sobie dekadę ma nieco toporną grafikę, ale nie na tyle kiepską, by mnie odrzucała. Dodatkowo gra nadal broni się pod względem grywalności. Czysta radość płynąca ze ścigania się i rozwalania kolejnych aut przez ostatnie dziesięć lat nie zmniejszyła się nawet o jotę.

I wiecie co? Chyba ponownie przejdę tę grę. W najwyższych ustawieniach graficznych i w odpowiedniej płynności. Jednak niemal na pewno nie wydam na nią 160 zł. Delikatne poprawienie grafiki nie jest warte takiej kwoty. Rozumiem jednak osoby, które grały w ostatnią część Burnouta wyłącznie na starych konsolach. One powinny rozważyć ten wydatek, ponieważ różnica między tą samą grą na Xboksa 360 oraz Xboksa One X będzie naprawdę porażająca.

Jestem ciekaw, w jakiej formie odnowiony Burnout: Paradise zostanie wydany na PC-tach.

REKLAMA

Mam nadzieję, że posiadacze oryginalnej wersji gry otrzymają do niej dostęp za darmo, w formie aktualizacji. Ten miły gest nie byłby nowością, ponieważ w dokładnie ten sam sposób został wydany Skyrim. Osoby zamierzające grać w niego na nowych platformach musiały zapłacić pełną cenę, ale komputerowi gracze dostali upgrade grafiki za darmo. To słuszne podejście pozwoliło z jednej strony przekonać do kupna tytułu nowych graczy, a z drugiej obronić się przed zarzutami dwukrotnego wyciągania pieniędzy za ten sam produkt.

Jeśli więc jesteście fanami Burnouta i gracie tylko na konsolach, już szykujcie się na 16 marca (9 marca dla subskrybentów EA Access) i wydajcie te 160 zł. Nie będziecie żałować. Jeżeli jednak dysponujecie komputerem ze średniej półki, lepiej kupcie za kilka, może kilkanaście złotych klucz do oryginalnej wersji Burnout: Paradise i zagrajcie w nią już dziś. Bez problemu odpalicie ją w dowolnej rozdzielczości i płynności, a uzyskana grafika nie powinna być gorsza (lub dużo gorsza) niż na konsolach nowej generacji.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA