REKLAMA

Coraz częściej odechciewa mi się pisać

Wiem, że tym tekstem w zasadzie zadziałam na własną szkodę. Pewnie też trochę zaszkodzę Spider’s Webowi, ale co tam - muszę to z siebie wyrzucić.

Rozterki blogera.
REKLAMA
REKLAMA

Coraz częściej nie chce mi się pisać.

Nie, to nie kryzys twórczy. Takowe też miewałem, ale teraz to co innego. Pomysłów na teksty mam całe mnóstwo, a to najważniejsze, bo w zasadzie przelanie ich na papier to już ostatni, najprostszy etap. Pomysły mam, ale coraz częściej powstrzymuję się przed pisaniem.

Tłumaczę sam sobie, że nie mam czasu. Pochłaniają mnie inne obowiązki. Wiecie - redaktora naczelnego. Jest ich naprawdę dużo. Sam jestem szczerze zdziwiony, jak dużo.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w dużych mediach, a Spider’s Web do takowych już należy, jest tak wiele zakulisowych spraw. Tak wiele trudnych kwestii trzeba ogarniać.

Tłumaczę sobie też, że nie mam czasu, bo jestem sprzedawcą. A sprzedaż pożera wielkie nakłady pracy, głównie czasu. Zresztą nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że będę się sprawdzał i realizował w sprzedaży.

Całe przedspiderswebowe życie pracowałem w marketingu, a musicie wiedzieć, że jak pracujesz w marketingu to za bardzo nie lubisz sprzedaży. I odwrotnie - ci ze sprzedaży za bardzo nie lubią i nie rozumieją pracy tych z marketingu. A tu proszę - lubię i realizuję się w projektach sprzedażowych na Spider’s Web.

Ale to nie dlatego często odpuszczam pisanie. Zresztą media społecznościowe też. Teraz częściej je przeglądam, a sam mniej się w nich udzielam.

Odpuszczam, bo coraz częściej boję się reakcji.

Może „boję się” to za mocne słowa. Inaczej - chcę sobie oszczędzić stresu.

To nie jest tak, że boję się krytyki. Nigdy się jej nie bałem. Ba, zawsze zachęcałem swoimi tekstami do tego, by wchodzić z nimi w polemikę. Lubię wymiany zdań, nawet gdy są one ostre, z użyciem mocnego, twardego języka. Uważam zresztą, że sukces naszego medium to też w kilkudziesięciu procentach zasługa właśnie tych mocnych, potężnych dyskusji. Trudno więc, bym miał pretensje do tego, że ludzie chcą z nami, ze mną dyskutować, sprzeczać się.

Tyle że dziś jest inaczej. Coś strasznego bowiem dzieje się w Internecie.

Dziś czuję się przytłoczony, stłamszony, sponiewierany. Poziom agresji słownej jest dziś dla mnie na tyle wysoki, że po prostu często odpuszczam pisanie, bo wiem, jakie będą reakcje na to, co napiszę. I będą to reakcje w dwie strony.

Weźmy na przykład tematykę Apple’a. Może nie wszyscy to wiedzą, ale ja jestem uważany z jednej strony za wielkiego, nieuleczalnego fanboja Apple’a, a z drugiej totalnego, cynicznego i koniunkturalnego hejtera Apple’a. Wypisują na mój temat paszkwile, naśmiewają się w tweetach, bezpardonowo obrażają mnie w komentarzach. W obie strony.

Weźmy kwestie światopoglądowe. Nie jestem już nawet w stanie swobodnie komentować zmieniającej się rzeczywistości tak, jak ją widzę, bo zaraz jestem obiektem potężnego zalewu bezpardonowego ataku. I nie chodzi tu wcale o wymianę geopolitycznych myśli, lecz o totalny personalny pojazd, zbesztanie i zrównanie z ziemią interlokutora. Bez głębszej refleksji, ot tak.

To nie jest mój żaden protest-song przeciwko hejtowi w Sieci.

Hejt to co innego. On ma wymiar bardziej jednostkowy, skierowany konkretnie na jedną osobę. A ja mam wrażenie, że dziś poziom agresji jest instytucjonalny. Jest jak potężna fala, która miecie wszystko, bez opamiętania, bez refleksji. Ja się czuję stłamszony na tyle, że po prostu odpuszczam.

Bo niby jest okay. Spider’s Web rośnie w każdym najważniejszym parametrze: ruchu, przychodów, organizacji, rozmachu projektów. Ale jednak czuję, że dopada mnie koniunkturalizm, bierna akceptacja coraz trudniejszej rzeczywistości.

REKLAMA

Pewnie popełniam błąd. To w dłuższej perspektywie będzie działać na szkodę mnie i Spider’s Weba. Ale na razie nie mogę się przemóc, by z tą potężną zewnętrzną agresją walczyć.

Świat wokół mnie jest mi coraz bardziej obcy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA