Potężny, ale brzydki i bez sensu. Dream Machines X980 - recenzja Spider's Web
Ach, te laptopy dla graczy… powiedzieć można – nisza nisz. A jednak w tej niszy zdarzają się producenci, którzy schodzą w jeszcze węższą specjalność i tworzą laptopy, które… możemy samodzielnie skonfigurować. Taki właśnie jest Dream Machines X980.
Słyszeliście o Dream Machines? Ja też nie. A jednak okazuje się, że jest to firma obecna na rynku od ponad 1,5 roku, która oferuje niebywale niszowy produkt – laptopy dla graczy robione na zamówienie. Nie jest to niby nowość; kilka firm, także w Polsce, oferowało takie produkty już wcześniej, a jednak Dream Machines zdaje się być spośród nich wszystkich najbardziej przyjazne klientom.
Na ich stronie internetowej znajdziemy dosłownie bazylion dostępnych wariantów sprzętu, w przeróżnych konfiguracjach. Do mnie trafiła jedna z najmocniejszych odmian laptopa oferowanego przez tę młodą firmę – Dream Machines X980, którego najbardziej wyróżnia fakt, iż jego sercem jest… desktopowy procesor.
Dream Machines X980 – potwór nad potwory.
Jest w języku angielskim takie piękne słowo, jak „overkill”, czyli w (bardzo) dowolnym tłumaczeniu – totalne przegięcie. Takim właśnie overkillem jest Dream Machines X980, który trafił do mnie na testy. Spójrzcie zresztą na specyfikację tego potwora, bazującą na modelu laptopa Clevo P751DM-G. Zapewne niejednego nastoletniego gracza potrafi ona przyprawić o mokre sny…
- Procesor: Intel Core i7-6700K (sic!)
- Grafika: GeForce GTX980M 8 GB
- RAM: 16 GB DDR4 (rozszerzalne do 64 GB)
- Dysk twardy: 128 GB SSD + 1 TB HDD
- Matryca: 15,6” o rozdzielczości 3840 x 2160
- Wymiary: 386 x 262 x 35,7 mm
- Waga: 3,4 kg
Do tego dochodzi bardzo bogaty komplet złącz, wśród których nie zabrakło dwóch wyjść Display Port do napędzenia dodatkowych monitorów. Nie zabrakło złącza LAN Killer E2400, wspierającego moduły Bluetooth raz Wi-Fi AC (swoją drogą, znakomitego) pracującego w trybie MiMo. Co ciekawe, testowany przeze mnie egzemplarz został wyposażony także w modem 4G i slot na kartę SIM, schowany pod wymiennym akumulatorem.
Nie zabrakło również złącza USB typu C obsługującego standard Thunderbolt 3, co oznacza, że do Dream Machines X980 możemy podłączyć np. dock z zewnętrzną kartą graficzną.
Mamy tu też czytnik kart SD, komplet złącz audio (grających… tak sobie, prawdę mówiąc, choć złącze S/PDIF jest bardzo mile widziane), mocno przeciętną kamerkę przednią z matrycą 2 Mpix i 3 złącza USB 3.0.
Na pochwałę zasługują za to głośniki laptopa – chociaż nie ma tu żadnych, wymyślnych subwooferów, grają one lepiej, niż w większości sprzętów, jakie miałem okazję kiedykolwiek testować.
To wszystko opakowane w… cóż, niezbyt urodziwą obudowę.
Wielu użytkowników narzeka, że laptopy do gier mają często dość jarmarczny wygląd, tudzież przypominają obwieszoną ozdóbkami choinkę. Dream Machines zabiera to ekstremum na drugą stronę i prezentuje maszynę tak estetycznie ascetyczną, że… po prostu brzydką. Oczywiście w moim odczuciu.
To po prostu wielki kawał czarnego plastiku, który w dodatku niemiłosiernie się palcuje i zbiera każdą drobinkę kurzu czy łuszczącego się naskórka, którego gracze zostawią z pewnością sporo przy klawiaturze. Na ten czarny plastik ktoś postanowił nałożyć silnie kontrastujące, białe napisy. I ok, logo DM na klapie obudowy prezentuje się całkiem nieźle, ale już napis Dream Machines na dolnej ramce ekranu można było sobie odpuścić.
Również font na klawiaturze jest nieco odpychający estetycznie i wymaga przyzwyczajenia, ale za to przy tak silnym kontraście i podświetleniu RGB, które możemy regulować dedykowaną aplikacją, bardzo łatwo jest trafić w klawisze.
Skoro jesteśmy przy klawiaturze, to musze nadmienić, że raczej nie zdobędzie ona żadnych nagród jeśli chodzi o doświadczenia płynące z pisania, ale za to w grach spisuje się znakomicie. Klawisze mają przyjemną w dotyku fakturę, spory skok i doskonale reagują na wielokrotny nacisk. Umieszczony pod spodem gładzik również żadnych nagród nie zdobędzie i na pewno bardzo daleko mu do zastąpienia myszki (co sugeruje producent w opisie na stronie), ale jest wystarczająco responsywny, żeby od biedy coś na nim poklikać. Nie polecam jednak używania go przez zbyt długi czas.
Całość laptopa jest przyzwoicie spasowana, a pulpit roboczy nie ugina się pod naciskiem. Dodatkowo, ze względu na swoją charakterystykę, spód obudowy można rozebrać, aby dostać się do RAM-u i dysków twardych.
Ogólnie rzecz biorąc, obcując z Dream Machines nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że mam do czynienia ze sprzętem sprzed kilku lat, bo ta maszyna za nic ma cienkość i lekkość. A już patrząc na nią od tyłu, gdzie królują złącza ładowania i wyjścia wideo, oraz dwa potężne wydechy wentylatorów, nie sposób się oprzeć wrażeniu, że tego produktu nie imają się współczesne trendy.
Ten ekran!
Zanim przejdę do wydajności i codziennego użytkowania maszyny, zatrzymajmy się jeszcze na moment przy wyświetlaczu, bo ten jest naprawdę wspaniały. Matryca PLS produkcji Samsunga, o rozdzielczości 4K, przy przekątnej ekranu 15,6” robi kapitalne wrażenie, a zagęszczenie pikseli sprawia, że nawet trywialne przeglądanie Internetu jest przyjemniejsze. Matryca również wiernie odwzorowuje barwy, a także oferuje odpowiednio wysoki kontrast i głębokie czernie. Wspiera również technologię G-Sync, co zapobiega smużeniu i artefaktom podczas rozgrywki.
Jedyny problem, jaki wynika z zastosowania takiej matrycy, to skalowanie Windowsa 10, któremu daleko do doskonałości. Przez 90% czasu wszystko wygląda dobrze, okna nie są sztucznie rozciągnięte, a interfejs doskonale dopasowuje się do rozdzielczości. Jednak czasem zdarzają się przypadki, kiedy tekst np. instalatora gry jest rozciągnięty na pół ekranu, albo w drugą stronę – okienko robi się tak małe na matrycy 4K, że trudno jest w nie kliknąć bez wspomagania się lupą.
Wydajność Dream Machines X980 jest prawie bezkompromisowa. Prawie.
Jeśli spodziewacie się zobaczyć w tej sekcji 50 zrzutów ekranu z 50 różnych benchmarków – jesteście w złym miejscu. Benchmarki są wyznacznikiem mniej więcej… niczego i nie mają żadnego przełożenia na codzienne użytkowanie. Po co więc mam marnować swój i wasz czas na ich robienie? Przepuściłem laptopa wyłącznie przez darmową wersję GeekBench 3, w zasadzie tylko po to, żeby pokazać, że w jego trzewiach faktycznie drzemie desktopowy procesor. A teraz przejdźmy do tego, jak Dream Machines X980 spisuje się w prawdziwych zastosowaniach.
Jak łatwo się domyślić, wrzucenie „dużego” procesora i7-6700K taktowanego na poziomie 4 GHz sprawia, że Dream Machines X980 to prawdziwy potwór, nie tylko w grach. Ten laptop radzi sobie absolutnie z każdym zadaniem. Przez dwa tygodnie, które ze mną spędził, obrobiłem na nim kilkaset zdjęć i zmontowałem kilka filmów – patrząc na czasy eksportu z Lightrooma i renderowania w DaVinci Resolve, pełnowymiarowy układ i7-6700K jest o około 25-50% bardziej wydajny od mobilnego układu i7-6700HQ, na którym pracuję na co dzień.
To sprawia, że Dream Machines X980 jest nie tylko laptopem dla zapalonych graczy, ale spisze się też doskonale jako mobilna stacja robocza dla wymagających profesjonalistów. Mocny procesor i świetna matryca z pewnością przypadną do gustu osobom, które na co dzień zajmują się obróbką wideo.
Jest jednak mały haczyk – ta wydajność jest dostępna wyłącznie wtedy, gdy laptop jest podłączony do prądu. Nie bez powodu w zestawie znajdziemy największy, zewnętrzny zasilacz, jaki widziałem w życiu, ważący ponad 800 g. Dream Machines X980 wymaga naprawdę sporo energii.
Gdy laptop jest odłączony od zasilania, desktopowy Core i7 wyraźnie zwalnia. Nie mówiąc już o tym, że czas pracy z dala od gniazdka w tym laptopie jest zwyczajnie marny. Grając udało mi się wyciągnąć max 30 minut. Obrabiając zdjęcia – około godziny. Przeglądając Internet, z włączonym w tle Spotify – nieco poniżej trzech.
Ten sprzęt nadaje się za to na mobilną stację roboczą, ale tylko pod warunkiem, że tam, dokąd go zabierzemy, jest wolne gniazdko.
W grach Dream Machines X980 jest nie do zaorania.
Na tym laptopie zadziała absolutnie każda gra. Mobilny GeForce GTX980M to jak na razie jeden z najpotężniejszych układów GPU, jaki można znaleźć w laptopach i w czasie, który laptop spędził u mnie, nie dałem rady rzucić mu wyzwania. Dwa tytuły, w których spędziłem najwięcej czasu, to Wiedźmin 3 i MGS V: Phantom Pain.
W tym drugim bez żadnego problemu mogłem cieszyć się rozgrywką na poziomie około 60 fps przy natywnej rozdzielczości wyświetlacza i wysokich ustawieniach grafiki. Opuszczenie rozdzielczości do FHD pozwalało włączyć wszystkie fajerwerki graficzne bez najmniejszego spadku wydajności.
Wiedźmin 3 był już nieco bardziej kapryśny – płynną rozgrywkę powyżej 60 fps przy natywnej rozdzielczości panelu byłem w stanie osiągnąć dopiero opuszczając poziom detali do średnich. Jeśli jednak opuścić rozdzielczość do FHD, to nawet tryb Ultra z włączoną technologią Nvidia HairWorks nie robił na GTX980M żadnego wrażenia, a gra nigdy nie gubiła klatek w widoczny dla oka sposób.
Przekładając to na ludzki język – Dream Machines X980 to sprzęt, który da sobie radę z absolutnie każdą produkcją i ze zdecydowaną większością także w rozdzielczości 4K, czy to na wbudowanym panelu, czy zewnętrznym monitorze. Ma też dostateczny zapas mocy, aby udźwignąć strumieniowanie gier. W skrócie – ten laptop bez problemu zastąpi desktopową maszynę do gier.
Dream Machines X980 na co dzień, czyli… tak w zasadzie, to po co?
Z laptopa Dream Machines na co dzień korzystało mi się bardzo przyjemnie. Wylądował na podstawce, podłączyłem do niego zewnętrzną klawiaturę i myszkę, drugi monitor, i wykorzystywałem przez blisko dwa tygodnie do normalnej pracy. Tym, co zaskoczyło mnie najbardziej, była kultura pracy tego sprzętu.
Przyznam szczerze, że sądziłem, iż przy takich podzespołach będzie pracował z głośnością startującego odrzutowca, niemiłosiernie throttlując przy byle okazji do tego. Okazało się, że byłem w błędzie. Dream Machines X980 to sprzęt bardzo cichy i doskonale radzący sobie z odprowadzaniem ciepła. Nawet przy najbardziej wymagających grach i zadaniach nigdy nie zauważyłem, aby sprzęt zwolnił, a wiatraki przez większość czasu pracują niemalże bezgłośnie. Dopiero takie zadania jak renderowanie wideo wkręcają je na najwyższe obroty, a i wtedy ich szum nie jest nieprzyjemny, ani przesadnie głośny.
Przy czym… chociaż chwalę wydajność, ekran i możliwości tego laptopa, to cały czas nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten sprzęt jest po prostu bez sensu.
Wspomniałem już na samym wstępie, że Dream Machines to nisza nisz. Sprzęt albo dla ludzi, którzy potrzebują/chcą mieć mobilną stację gamingowo/roboczą, albo dla tych, którzy po prostu preferują wydajny laptop ponad desktop, czy też nie chcą się rozdrabniać i przeskakiwać między dwoma komputerami.
Jest to też sprzęt dla ludzi z bardzo zasobnym portfelem, bo testowany przeze mnie sprzęt to wydatek powyżej 8500 zł, a musimy jeszcze dokupić do niego system operacyjny, bo laptopy Dream Machines sprzedawane są bez niego (choć możemy skonfigurować je tak, aby producent zainstalował nam system przed wysyłką).
Teoretycznie próbując zbudować desktop o podobnych możliwościach i dokupując do niego monitor 4K zapłacimy zbliżone pieniądze. Niemniej jednak desktop za taką samą, albo nawet i mniejszą kwotę, będzie a) mimo wszystko bardziej wydajny, głównie przez desktopowe GPU i chłodzenie b) bardziej „przyszłościoodporny”.
Kupując desktop za kwotę około 6 tys. złotych możemy mieć pewność, że to zakup na długie, długie lata. Procesory coraz wolniej się starzeją, to samo dotyczy GPU. W tej kwocie możemy już wrzucić też solidną płytę główną i nawet 64 GB RAM. Z czasem możemy dorzucać dodatkowe dyski twarde, wstawić szybszy SSD, czy nawet wymienić to GPU, jeśli np. zachcemy za jakiś czas pobawić się w VR gaming. Możemy tez dokupić do niego dowolny monitor, co nie jest bez znaczenia.
A Dream Machines? Na ile znam przeciętną żywotność laptopów, po dwóch, góra trzech latach, taki sprzęt przyjdzie zezłomować, a już na pewno nie będzie on pracował tak dobrze, jak przez pierwszy rok od zakupu. Do tego w grę wchodzi przenoszenie sprzętu, zmęczenie materiału, potencjalne uszkodzenia mechaniczne i tak dalej.
To znaczy, że 99% zapalonych graczy czy power-userów i tak powinno się zdecydować na potężnego desktopa, bo jest to po prostu bardziej rozsądny, bardziej opłacalny zakup.
Pozostaje jednak ten 1%, dla których trudno mi wskazać coś lepszego, niż Dream Machines.
8500 zł, desktopowy procesor, potężne GPU, matryca 4K… patrząc na konkurencję, Dream Machines ma niewielu rywali w kategorii gamingowych laptopów, którzy za podobną cenę potrafią zaoferować równie wiele.
Jeśli więc mimo wszystko wolisz laptop od desktopa i szukasz absolutnie najbardziej wydajnej opcji, w jak najbardziej optymalnej cenie, ten sprzęt jest dla Ciebie.
Jeśli jesteś gotów poświęcić wrażenia estetyczne i nosić w plecaku blisko 5 kg sprzętu (laptop+zasilacz+myszka), zyskując za to niemal bezkompromisową wydajność – koniecznie zajrzyj na stronę Dream Machines.
Może dla ogółu te laptopy są kompletnie bez sensu, ale dla tej garstki pozostałych użytkowników, którzy wiedzą, czego chcą, Dream Machines to faktycznie wymarzone maszyny.