REKLAMA

Jak to jest z tymi Polakami z Virtus Pro - są najlepsi, są przeciętni, są słabi? Odpowiadamy na to pytanie

Miłość kibica zmienną jest i potrafi cyklicznie oscylować pomiędzy bezgranicznym uwielbieniem, a żywą nienawiścią. Wielu z tych, którzy skrupulatnie śledzą poczynania Virtus Pro, już dawno przyzwyczaiło się do mocno niestabilnej formy drużyny. Jak to jest więc naprawdę z „naszymi” Virtusami? Czy wygrana podczas IEM Katowice 2014 to jedynie wypadek przy pracy? Skutek słabszego dnia przeciwnika, czy mozolnie budowanej formy i osiągnięcia jej szczytów? Chętnie się nad tym pochylę.

Virtus Pro - jak to jest z formą Polaków grających w CS:GO?
REKLAMA
REKLAMA

Wiecie, drużyna Virtus Pro nie wzięła się znikąd...

Esport w Polsce istniał już na długo przed finałem IEM 2014, w którym Virtusi spektakularnie pokonali ówczesnego faworyta - zespół Ninjas In Pyjamas. Dopiero ten wyczyn pociągnął za sobą eksplozję popularności Virtusów.

Należy jednak pamiętać, że zawodnicy nie wzięli się znikąd i już znacznie wcześniej osiągali ogromne sukcesy na turniejach światowych. W sieci znajdziecie wiele opowieści o czasach „Złotej Piątki” (drużyna w której skład wchodzili między innymi Filip „NEO” Kubski i Wiktor „Taz” Wojtas – gracze którzy do tej pory reprezentują VP) oraz o tym, jakie sukcesy na arenie światowej osiągali w czasach kiedy nie było jeszcze nawet Counter Strike'a w wersji 1.6.

Trzon dzisiejszej drużyny Virtus Pro, czyli NEO i Taz, mogą pochwalić się ogromnymi sukcesami osiągniętymi w ówczesnym składzie. Umownym początkiem tej wspaniałej historii był dzień 20 sierpnia 2006 roku, kiedy to pod ówczesną nazwą – Team Pentagram – wygrali oni swój pierwszy turniej GRY-Online CS Lato 2006.

Nie jest to czas ani miejsce, by przybliżać wam historię osiągnięć ówczesnego składu. Chciałam jedynie uzmysłowić, od ilu lat przynajmniej dwóch zawodników z aktualnego składu Virtus Pro osiąga ogromne sukcesy. Ci ludzie nie wzięli się znikąd. To, jaki szacunek wypracowali sobie własnymi sukcesami, może przypieczętować poniższy materiał:

Wielkie zwycięstwo podczas finałów Intel Extreme Masters 2014

„Złota Piątka”, której w międzyczasie skład zmieniał się kilkukrotnie, ostatecznie zakończyła swoją działalność w sierpniu 2013 roku. Stało się to dosłownie na kilka miesięcy przed pierwszym finałem turnieju ESL One, który odbywał się jednocześnie z finałem Intel Extreme Masters 2014. Nie wszyscy gracze chcieli jednak kończyć swoją przygodę z odświeżoną wersją C.S 1.6 – CS:GO. Do Wiktora „Taza” Wojtasa, Filipa „NEO” Kubskiego i Jarosława „Pashy” Jarząbkowskiego dołączyło wtedy dwóch młodych graczy – Paweł „byali” Bieliński i Janusz „Snax” Pogorzelski. W takim oto składzie drużyna Virtus Pro pojechała na turniej w Katowicach.

Nie jest tajemnicą, że nowo powstała drużyna nie była faworytem tegoż finału. To Szwedzi z Ninjas In Pyjamas określani byli mianem najlepszej na świecie drużyny, wraz z zespołem Titan typowani do wygranej całego turnieju. Z drugiej strony, zawodnicy Virtus Pro niejednokrotnie podkreślali w wywiadach, iż turnieje typu major i obecność skandującej głośno publiczności jest dla nich motywacyjnym kopem. Może właśnie to, że po raz pierwszy mieli możliwość zagrać tak duży turniej w obecności kilkudziesięciu tysięcy polskich kibiców, sprawiło, że Virtusi dostali skrzydeł i dosyć gładko pokonali szwedzkie NIP w systemie BO3 aż 2:0. Czy mógł być to zatem przypadek?

Moim zdaniem raczej skutek ciężkiej pracy, wieloletniego doświadczenia oraz niesamowitego wsparcia publiczności. Wygrana Virtusów w Katowicach to nie tylko ogromny sukces esportowy, ale także moment, kiedy esport w Polsce zaczyna przechodzić do mainstreamu. Ci, którzy wcześniej zupełnie się nim nie interesowali, bądź bagatelizowali tę formę współzawodnictwa, zaczęli uświadamiać sobie, że popularność esportu wymyka się spod kontroli i już nic w stanie nie jest zatrzymać lawiny, którą zapoczątkowała wygrana naszych rodaków.

IEM 2015 Virtus Pro 1

Apetyt rośnie w miarę jedzenia

Wygrana VP to nie tylko ogromny sukces, ale także rosnące oczekiwania kibiców wobec graczy. Tak jak napisałam wcześniej, wielu dopiero w tym momencie zaczyna poznawać zawodników i z góry błędnie zakłada, iż ich nowi idole to bezbłędna maszyna do wygrywania. Mimo ogromnego wsparcia kibiców, po wygranej w Katowicach, w 2014 roku, Virtus Pro nie staje na podium każdego turnieju, jak kibice by sobie tego życzyli. Rok 2014 przynosi nam jeszcze wygraną w Gfinity 3, w ramach rozgrywek w Electronic Sports World Cup. Virtus Pro zostawiło wtedy w tyle drużyny takie jak Titan czy Fnatic.

Mimo wygórowanych oczekiwań fanów, forma zawodników pozostawiała wiele do życzenia. Najbardziej chyba drażnił fakt, iż jednego dnia pokonują oni teamy klasyfikowane jako najlepsze na świecie, zaś następnego przegrywają sromotnie, popełniając szkolne błędy, wynikiem 16:0 (czy ktoś z czytelników pamięta jeszcze mecz Virtus Pro vs Team Kinguin? ;)).

Zatem jak to jest z tymi Virtusami?

Mimo, iż moja sympatia do Virtusów jest niezmierzona, patrząc na ich obecną grę, nie sposób nie przyznać, że Polacy od pewnego czasu sukcesywnie tracą czołówkę światowego rankingu. Przyjrzyjmy się chociażby dwóm tabelom przygotowanym przez HLTV – porównując ten z roku 2014 do najnowszego z 2015:

IEM 2016 Virtus Pro

W 2014 aż trójka zawodników Virtus Pro znalazła swoje miejsce w powyższym rankingu. Zarówno Pasha jak i Snax mogli pochwalić się bardzo wysokimi miejscami. Trochę gorzej, bo na 13 lokacie, uplasował się Byali. Jednak samo ujęcie zawodnika w gronie dwudziestu najlepszych jest ogromnym wyróżnieniem.

Rok 2015 nie był dla naszej drużyny już tak łaskawy, a ich forma uległa znacznemu pogorszeniu. Zawodnicy rosyjskiej formacji zupełnie nie radzili sobie w meczach, szczególnie przeciwko topowym drużynom, co wprawiało w osłupienie fanów przyzwyczajonych do triumfu swoich idoli. W aktualnym rankingu znalazło się już tylko dwoje zawodników Virtus Pro – Janusz „Snax” Pogorzelski, który utrzymał swoje czwarte miejsce sprzed roku oraz Filip „NEO” Kubski, który dla mnie w 2015 był najbardziej stabilnym pod względem formy zawodnikiem Virtus Pro.

Od najbardziej spektakularnej wygranej Virtus Pro minęło już prawie dwa lata. Gdybyśmy chcieli w formie graficznej przedstawić ich turniejowe wzloty i upadki, wyszła by z tego niezła sinusoida. W międzyczasie, po słabej końcówce 2014 roku, w drużynie pojawił się „szósty zawodnik”, znany esportowym wyjadaczom jeszcze z czasów Złotej Piątki. Mowa o obecnym trenerze drużyny, Jakubie „kubenie” Gurczyńskim, który został zatrudniony, by swoim wieloletnim doświadczeniem wspierać zespół pod względem taktycznym, ale także organizacyjnym.

IEM 2016 Virtus Pro (3)

Obecnie w szeregach Virtus Pro co chwilę zachodzą jakieś zmiany – oczywiście nie personalne, bo w przeciwieństwie do innych topowych drużyn, skład VP nie zmienił się od momentu jego ogłoszenia w sierpniu 2013 roku. Pisząc „zmiany” mam na myśli roszady na stanowisku prowadzącego drużynę (od niedawna tę funkcję po Tazie „odziedziczył” Filip „NEO” Kubski) czy zawodnika grającego z AWP (kiedyś domena Pashy, później NEO, a teraz, to już ciężko powiedzieć). Widać, że zawodnicy starają się kombinować, mając świadomość tego, iż rezultaty osiągane obecnie nie są w żadnym stopniu satysfakcjonujące. Zarówno dla nich, jak i dla fanów zespołu.

Czy jest nadzieja dla Virtus Pro?

Czym spowodowana jest sukcesywnie spadająca forma Virtusów? O tym możemy jedynie dywagować, ale myślę, że składa się na to kilka ważnych czynników.

Counter Strike: Global Offensive to gra bardzo dynamiczna. Na poziomie profesjonalnym o wygranej często decydują ułamki sekund. Słabsza forma psychofizyczna czy chwilowa nawet dekoncentracja spowoduje sytuacje, które zaważają na przegranej rundzie, a nawet całej mapie. Biorąc to pod uwagę, bardzo żałuję, iż nasza drużyna nie korzysta z pomocy żadnego psychologa sportowego. Myślę, że współpraca ze specjalistą na pewno nie przyniosłaby żadnych złych skutków, a mogła jedynie poprawić dyspozycję zawodników podczas kolejnych turniejów.

Nastawienie psychiczne, wola walki oraz pewność siebie mocno sprzyjają formie zawodników i nie jest to raczej żadna tajemnica. Sami Virtusi niejednokrotnie podkreślali w wywiadach, jak ważne i pomocne jest dla nich wsparcie publiczności, a zaznaczyć trzeba, że mają oni swoich fanów na całym świecie. Nawet na turniejach gdzie pośród publiczności Polaków jest tylko garstka, spotykają się z bardzo ciepłym przyjęciem. Presja, jaka ciąży na Virtus Pro przed każdym kolejnym występem może być nie do zniesienia i najzwyczajniej w świecie przeszkadzać zawodnikom w jak najlepszym zaprezentowaniu się w danej rozgrywce.

IEM 2016 Virtus Pro

Dla mnie bardzo dobrym przykładem jest Byali, którego forma mocno zależy od nastawienia psychicznego. Jeden z najlepszych aimerów na świecie potrafi bowiem zdenerwować się do takiego stopnia, iż przez pół meczu w ogóle nie fraguje, by po skończonej rozgrywce na swoim facebookowym profilu publikować posty typu „nie umiem grać w csa” bądź „pokażcie mi jak trzymacie myszkę, bo ja nie potrafię”. Moim zdaniem psycholog dla esportowca jest absolutnie niezbędny. Tak samo, jak dla „zwykłego” sportowca. Nie wiem dlaczego Virtus Pro nie pomyślało dotąd o skorzystaniu z takiej pomocy.

Nie sposób nie wspomnieć też o wieku naszych zawodników. Co prawda, najstarszy z zespołu - Taz - kończy w tym roku „dopiero” 29 lat, jednak wszyscy mamy świadomość tego, jak wiek zawodników wpływa na czas reakcji. Refleks, którego nie sposób bagatelizować, kiedy mówimy o grze takiej jak CS:GO, jest kluczowy. Zarówno Taz, Neo jak i Pasha są wyraźnie starsi od pozostałych dwóch kolegów i nadal „dają radę”, ale nie wiemy, jak ich wiek wpływa na omawiany wcześniej spadek formy, przy czym sam NEO zdaje się w ogóle nie podlegać tej regule.

„Dumni po zwycięstwie – wierni po porażce”

Analizując wzloty i spadki Virtus Pro przyznam się, że zawsze z trwogą siadam do oglądania kolejnych meczów. Zawsze zastanawiam się, czy dziś moi idole zaprezentują najwyższy światowy poziom, czy po raz kolejny będę świadkiem słabych decyzji, niewybaczalnych błędów oraz dowodów na to, że drużyna od jakiegoś czasu stoi w miejscu, kiedy inni mocno prą do przodu.

Kolejne „wrócimy silniejsi” po przegranym turnieju wprawia mnie w nerwicę żołądka, bo ileż razy słyszeliśmy to z ust TaZa? Mimo, że w żadnym stopniu nie skutkowało to poprawą gry drużyny. Wkurzam się okropnie, mając w pamięci efektowne eliminowanie najlepszych drużyn świata, kiedy bagatelizując słabszego przeciwnika przegrywamy z nim 16 do 0. Nie rozumiem jednak hejtu sezonowych fanów. Esport polega na tym, że wygrywa ten, który aktualnie jest w najlepszej formie.

Finały IEM 2016 już za miesiąc. Chociaż Virtusi nie zabłysnęli formą podczas DreamHack Open Leipzig 2016, gdzie jako jedni z pierwszych odpadli z turnieju, to moja nadzieja umiera ostatnia. W opublikowanym kilka dni temu przez HLTV zestawieniu Virtus Pro zajmuje obecnie szóstą pozycję w rankingu najlepszych drużyn na świecie. Co prawda zaliczyli spadek z miejsca piątego, ale nie zmienia to faktu, że jestem dumna z tego, iż przez tyle lat, począwszy od pierwszych wygranych Złotej Piątki, Polacy osiągają na tym polu światowe sukcesy.

Czytaj również:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA