Galaxy S7 nie skrywa już przed nami tajemnic, ale wciąż liczę na choć jedną niespodziankę
Karuzela plotek i spekulacji poprzedzających premierę flagowego Samsunga Galaxy S7 w końcu zaczyna zwalniać, wyrzucając z siebie resztki elementów układanki, których nam brakowało. Do premiery pozostało już raptem kilka tygodni, a kolejne doniesienia tylko potwierdzają, że naprawdę jest na co czekać.
Już w grudniu o nowym Galaxy S7 wiedzieliśmy wiele. Nigdy w takich sytuacjach nie wiem, czy “przecieki” to rzeczywiście wyciek informacji nieumiejących trzymać języka za zębami pracowników, czy w pełni kontrolowane, dokonywane z premedytacją podpuszczanie konsumentów. Przy dużych premierach zbyt często jednak dochodzi do takiej sytuacji jak teraz, że… smartfon równie dobrze mógłby już po prostu trafić na półki, bez specjalnej premiery, bo na światło dzienne wypływa wszystko, co w danym sprzęcie interesujące.
O Samsungu Galaxy S7 wiemy już praktycznie wszystko. Nawet to, jak będzie wyglądał.
Zazwyczaj nie zwracamy uwagi na rendery, które często są dziełem popuszczających wodze fantazji entuzjastów marki, ale tym razem wygląda na to, że mamy do czynienia z prawdziwym wyglądem nadchodzącego urządzenia. Tym bardziej, że pochodzą od nikogo innego jak Evana Blassa, czyli @evleaks, który już wielokrotnie dostarczał sprawdzonych, pewnych, przedpremierowych informacji. Tym razem opublikował w serwisie Venture Beat prasowe rendery Galaxy S7 i S7 Edge.
Jak widać na renderach, stylistyka nowych flagowców Samsunga nie różni się zanadto od tego, co zobaczyliśmy w ubiegłym roku, szczególnie w przypadku mniejszego Galaxy S7. Nie ma w tym jednak absolutnie nic złego - Koreańczycy linią S6 w w końcu odnaleźli swoją własną, odcinającą się od konkurencji stylistykę. A jak mówi bardzo mądre, angielskie przysłowie - “if ain’t broke, don’t fix it”.
Smartfony firmy zbyt długo przywodziły na myśl plastikowe mydelniczki, niezależnie od półki cenowej. Patrząc na nową stylistykę zarówno flagowców, jak i modeli ze średniej półki, takich jak A3 i A5, nie dziwię się, że Samsung nie chce wprowadzać nowego designu ledwie rok po tym, kiedy jego smartfony w końcu można było zacząć stawiać na wizualnej półce premium.
Mam za to nadzieję, że tak jak w zeszłym roku doczekaliśmy się rewolucji wizualnej w kwestii hardware’u, tak w tym roku czeka nas rewolucja w TouchWizie, który co prawda nie jest już tak ociężały jak jeszcze 2 lata temu, ale mały facelifting z pewnością by mu nie zaszkodził.
Dzięki Evanowi zyskaliśmy też kilka dodatkowych informacji o zbliżającej się premierze i potwierdzenie kilku innych plotek. Przede wszystkim, możemy być niemal pewni, że Galaxy S7 zadebiutuje nie w trzech (jak uprzednio sądzono), a w dwóch wariantach - Flat i Edge. Przy czym ten pierwszy ma mieć wyświetlacz o przekątnej 5,2”, drugi zaś 5,5”, z zakrzywionymi krawędziami. Obydwa panele sAMOLED cechować będzie rozdzielczość 2560x1440 i coś doświadczenie ubiegłego roku podpowiada mi, że będą to przepiękne wyświetlacze.
Reszta specyfikacji nie odbiega od tego, czego dowiedzieliśmy się już przy okazji poprzednich “przecieków”. Będziemy więc mieć do czynienia z procesorem Exynos 8 Octa 8890 (lub Snapdragonem 820, zależnie od regionu), 4 GB RAM-u i 32 lub 64 GB wariantami pojemności, choć z czasem ma się także pojawić wariant 128 GB.
Koniec pogoni za cienkim i lekkim?
Nowe doniesienia wnoszą też ciekawe informacje na temat baterii. W modelu S6 i S6 Edge może nie była ona dramatycznie słaba, ale jednak nieco rozczarowująca. Galaxy S7 i S7 Edge mają zmienić ten stan rzeczy, oferując odpowiednio 3000 i 3600 mAh pojemności akumulatora. Do tego oczywiście obydwa naładujemy bezprzewodowo w około 2 godziny, oraz znacznie krócej poprzez szybkie ładowanie “po kablu”, przy użyciu gniazda USB typu C.
Druga, bardzo ciekawa informacja, to główny aparat. Linia Galaxy S6 oraz niedostępny w Polsce Note 5 to bezwzględnie najlepsze, fotograficzne smartfony 2015 roku. W tym roku Koreańczycy idą o krok dalej i, co bardzo cieszy, wygląda na to, że nie wdając się w wojny na megapiksele, a zamiast tego skupiając się na zniwelowaniu największej wady smartfonowych aparatów - ich rezultatom w kiepskich warunkach oświetleniowych.
W Galaxy S7 i S7 Edge mamy zobaczyć matrycę o rozdzielczości “zaledwie” 12 MP, czyli znacznie mniej, niż 16 MP do którego przyzwyczaiły nas dwie poprzednie generacje flagowców Samsunga. Mniej pikseli = mniej cyfrowego szumu, a do tego matryca ma być sparowana z bardzo jasną optyką f/1.7, co powinno zapewnić bardzo dobre rezultaty w słabym świetle. Co ciekawe, tym razem optyka ma nie wystawać ponad obudowę. To bardzo interesujące doniesienie, gdyż w połączeniu z informacją o większym akumulatorze może oznaczać, że producent w końcu poszedł po rozum do głowy i przestał ścigać się także o ułamki milimetrów grubości obudowy, stawiając bardziej na walory użytkowe.
Premiera nie będzie przesadnie ekscytująca, ale Galaxy S7 wciąż może nas czymś zaskoczyć.
Nie wiemy na przykład, czy w nowym flagowcu na 100% ujrzymy implementację technologii a’la 3D Touch, choć byłbym bardzo zdziwiony, gdyby ten smartfon tego nie zaoferował. Nie mamy też pewności co do slotu microSD, na którego brak wielu użytkowników bardzo narzekało w modelach z rodziny Galaxy S6. I w końcu, Galaxy S7 ma być rzekomo “wodoodporny”, choć patrząc na rendery i jego - w dalszym ciągu - szklano-aluminiową konstrukcję, stawiałbym tu raczej na odporność na zalanie, a nie zanurzenie, czyli taką, z jaką mamy do czynienia w iPhonie 6s.
Dobrze, że chociaż tych kilka niewiadomych pozostało przed tą premierą. Bo skoro już światek tech tak bardzo lubi psuć sobie oczekiwanie na nowe, istotne dla branży urządzenia, to niech chociaż tych kilka drobiazgów zaskoczy nas podczas oficjalnej prezentacji urządzenia. Ta odbędzie się 21 lutego, w przeddzień targów MWC w Barcelonie, a na sklepowe półki nowy Galaxy S7 ma trafić 11 marca.
Patrząc na to, co już wiemy - szykuje się jeden z najlepszych smartfonów z Androidem, jaki kiedykolwiek ujrzał światło dzienne.
Czytaj również: