REKLAMA

Tak chętnie korzystamy z chmury, że niedługo możemy mieć z nią poważny problem

Chmura, chmura… wszyscy nas do niej zaganiają i trudno im się dziwić. Bilans zysków i strat jest korzystny dla wszystkich stron. To wspaniały wynalazek, który coraz chętniej wykorzystują zarówno klienci indywidualni, jak i MŚP oraz korporacje. Ich entuzjazm staje się jednak problematyczny.

Copy
REKLAMA
REKLAMA

Chmura istniała już na długo zanim zaczęła być określana tym mianem. Owa chmura to przecież nic innego jak, w pewnym uproszczeniu, serwer z danymi obsługiwany przez aplikację pozwalającą na łatwą synchronizację i podgląd tych danych. Na upartego chmurą można nazwać nawet pierwsze serwery FTP.

Dziś praktycznie każdy z nas korzysta z chmury, choć w różny sposób na niej polegamy. Jedni, w obawie przed naruszeniem prywatności i dostępu do danych, stawiają na absolutne minimum, zazwyczaj ograniczając się do synchronizowanej z urządzeniami poczty elektronicznej. Inni, w tym wyżej podpisany, idą „pełną parą”, trzymając w chmurze dziesiątki gigabajtów danych, by były zawsze i wszędzie dla niego dostępne. Chmura jest wygodna, praktyczna i tania. Dropbox, OneDrive, iCloud i im podobne mają setki milionów zadowolonych użytkowników. A to zaczyna być poważnym problemem dla infrastruktury całego Internetu.

„Telekomy” są przerażone

Dostawcy internetowi, zarówno ci B2C jak i B2B ostrzegają, że przepustowość globalnej sieci, kabli i światłowodów, wkrótce zostanie wykorzystana do granic jej możliwości. Już teraz ISP inwestują w dublowanie linii transmisyjnych, by sprostać nowemu wyzwaniu. Z czasem jednak kolejna rozbudowa infrastruktury, przy założeniu że nie zmieni się model biznesowy świadczenia usług sieciowych, przestanie się tym dostawcom opłacać. A to oznacza, że Internet, pisząc kolokwialnie, „się zatka”.

chmura cloud computing serwery w chmurze

Tylko w ostatniej dekadzie przepustowość globalnej Sieci musiała być zwiększona 50-krotnie. Dostawcy z coraz większym niepokojem patrzą w kierunku świata nauki, licząc na to, że ten w końcu wynajdzie opłacalnego następcę światłowodu. Sęk w tym, że świat nauki milczy. A to oznacza, że ceny za świadczenie usług internetowych mogą w przewidywalnej przyszłości gwałtownie wzrosnąć, co oznaczać może wykluczenie cyfrowe dla mniej zamożnych konsumentów.

Kiedy dokładnie to nastąpi? Zdaniem profesora Andrewa Ellisa, który przeanalizował trendy wzrostu konsumpcji chmury, tempo rozbudowy infrastruktury internetowej z uwzględnieniem rachunku kosztów, jeżeli za osiem lat nie pojawi się opłacalny następca światłowodu, będziemy mieli problem.

To jednak nie koniec problemów

Jak się okazuje, przepustowość sieci to nie jedyny problem. Choć centra danych są coraz bardziej efektywne energetycznie, nadal muszą obsłużyć coraz większą ilość danych pochodzącą od coraz większej ilości użytkowników. Jeżeli internetowi giganci nie zaczną inwestować we własne elektrownie napędzane surowcami zbieranymi we własnym zakresie lub energią odnawialną, świat za 1,5 dekady czeka poważny kryzys energetyczny.

Z matematyką prof. Ellisa i jego wyliczeniami nie zgadza się Andrew Lord, szef działu badań nad łączami optycznymi w BT. Jego zdaniem same usprawnienia strategii magazynowania i transferu danych w centrach danych w znaczący sposób pomoże zwalczyć ów problem.

REKLAMA

Choć przyznaje, że odsuwa go tylko o kolejne lata.

* Ilustracje pochodzą z serwisu Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA