REKLAMA

Temat tygodnia: Streaming muzyki, czyli porzucenie rytuałów w imię wygody. Tylko czy ludzie to kupią?

Trzy pytania, trzy odpowiedzi. Czy Spotify zmieni rynek muzyczny? Czy uda się przekonać do streamingu nie tylko klientów ale również artystów? Czy kupowanie albumów w MP3 lub na CD ma dzisiaj jeszcze jakikolwiek sens?

Temat tygodnia: Streaming muzyki, czyli porzucenie rytuałów w imię wygody. Tylko czy ludzie to kupią?
REKLAMA
REKLAMA
grabiec nowe

Piotr Grabiec: Mam strasznie mieszane uczucia. Dla mnie jako użytkownika Spotify jest wybawieniem. Nie chodzi nawet o to, że to usługa śmiesznie tania w porównaniu do płyt CD i plików MP3 z iTunes lub innych sklepów. Najważniejsze jest dla mnie to, że zupełnie zmieniła sposób w jaki słucham. Za konto premium płacę z przyjemnością, bo te 20 zł miesięcznie oszczędza mi masę czasu, który mogę spożytkować chociażby na... słuchanie.

Spotify to wygoda. Dostęp do swojej bazy utworów z każdego urządzenia (smartfony, tablety, nawet telewizory!) i możliwość wysyłania kawałków znajomym jednym kliknięciem to coś, czego nie zaoferuje własna kolekcja plików MP3. Nie muszę też trzymać wszystkie na dysku, a mając dostęp do Wi-Fi mogę pobrać wszystko z 20 mln bazy na dysk. Nic więcej od usługi muzycznej nie potrzebuję. Dla wielu osób o mniejszych potrzebach darmowa wersja jest też w pełni wystarczająca.

spotify

Niestety, z drugiej strony nie wygląda to tak różowo. Stowarzyszenia zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, wytwórnie i prominentni artyści nie widzą w Spotify i pochodnych świętego Graala rynku muzycznego. Porównując z zarobkami na płytach sprzed dekady lub dwóch, to co proponuje im Spotify to ochłapy z zysków do których są przyzwyczajeni.

Rynek jednak się zmienił. Można krzyczeć na wiatr, że wieje (i piractwo się szerzy) i nadchodzi zima (brak pieniędzy), albo można ratować sytuację ogrzewać się tym, co zostało (czyli podziękować Spotify za to co udaje im się zarobić).

Artyści mogą odbijać sobie te "straty" na koncertach, a muzykę online traktować jako sposób na promocję. Jasne, nie jest to idealny stan, ale lepsze w końcu te "ochłapy" od Spotify, nic 100 proc. zysków z piractwa - które wynoszą równo zero dol.

muzyka sluchawki streaming spotify wimp deezer

A co do albumów na płytach CD to nadal jest na nie miejsce. Nie każdy musi się digitalizować, a zwłaszcza tradycjonaliści wolą swoje pięknie wydane płyty z książeczką i tekstami. Podobnie jest z książkami - beletrystykę mogę konsumować na Kindle'u, To samo z grami - nie potrzebuję pudełek, ale następnego Wiedźmina biorę w edycji kolekcjonerskiej. Ba, filmy też mogę wypożyczać w iTunsie, ale swoje ukochane Gwiezdne wojny mam na VHS-ie, DVD i pewnie kiedyś kupię wydanie Bluray pełne dodatków.

Ja tego zresztą nie czuję, ale rozumiem argumenty, że słuchanie muzyki to celebracja, rytuał. Spotify odziera muzykę z magii. W dzieciństwie miałem kilkanaście kaset, które zajeżdżałem aż przestawały grać i znałem wszystkie kawałki na pamięć. Teraz puszczam w tle radio z lat 80-tych i nie przykładam dużej wagi do tego kim jest dany artysta, o czym śpiewa, jaka jest jego historia. Mi to nie przeszkadza, ale dla wielu moich znajomych muzyka to coś więcej. Dla takich osób płyty CD to bardzo dobre rozwiązanie.

pawel luty

Paweł Luty: Jaki jest idealny system dystrybucji muzyki? Zapewne ten, w którym słuchacz płaci bezpośrednio artyście. Najchętniej kupowałbym muzykę wprost od moich ulubionych twórców i w niektórych przypadkach jest to możliwe. Mój serdeczny kolega, a jednocześnie muzyk, Michał Wolski wydaje swoje nagrania z muzyką elektroniczną na własną rękę lub za pośrednictwem serwisu Bandcamp - to taki BookRage dla muzyki.

Kiedy pomija się wszelkich pośredników w postaci wytwórni, OZZ czy serwisów streamingowych sytuacja jest najzdrowsza. Wiem, że artysta, którego cenię dostanie pieniądze na swoją działalność prosto ode mnie i po drodze nie trafi ona w ręce osób, które niekoniecznie zasługują na to, żeby je dofinansowywać z mojej kieszeni.

youtube vlog

Problem polega jednak na tym, że taki model - płacę bezpośrednio artyście - w dzisiejszych czasach jest związany z szeregiem ryzyk, a główne z nich to to, że ten model trudno zastosować na szeroką skalę. To znaczy, uznany artysta mógłby pokusić się o to, żeby pominąć wszelkich pośredników. Pytanie tylko, czy bez tych pośredników osiągnąłby popularność pozwalającą mu sprzedawać bezpośrednio muzykę swoim fanom na masową skalę? Wątpię.

Dlatego uważam, że pośrednicy w postaci wytwórni czy serwisów streamingowych takich jak Spotify mogą odgrywać i często odgrywają bardzo pożyteczną rolę, z punktu widzenia artystów. Oczywiście, ani wytwórnie, ani Spotify nie są pozbawione wad.

Z punktu widzenia słuchacza, Spotify to jednak usługa bliska ideałowi. Za przystępną cenę - płacimy naszą uwagą lub po prostu kartą kredytową czy PayPalem - dostajemy dostęp do pokaźnych zasobów muzyki. Nie musimy kupować fizycznych czy cyfrowych albumów. W coraz większym stopniu jesteśmy takimi konsumentami, którzy nad posiadanie dóbr przekładają sobie możliwość dostępu do nich i Spotify ma dobrą odpowiedź na to zjawisko.

Nie trzeba skupiać się na tym co i gdzie kupić, jak to zgrać na nośniki, z których korzystamy najczęściej oraz nie trzeba się martwić o to, czy aby nie przekracza się granic dozwolonego użytku i zaraz do naszych drzwi nie zapuka policja nasłana przez ZAiKS czy poborca podatkowy wysłany przez tych samych zleceniodawców. Ze Spotify, WiMPa czy Deezera korzysta się łatwo i na wielu platformach.

muzyka sluchawki spotify wimp rdio deezer strewming

Rozumiem, że nie wszyscy muzycy uważają Spotify czy streaming w ogóle za dobre rozwiązanie dla siebie. Mam świadomość, że obecnie zarobki z tytułu obecność twórczości w takich serwisach, łagodnie mówiąc, nie powalają. Patrząc krótkookresowo, może i Taylor Swift wyjdzie na swoje porzucając Spotify. Pytanie tylko, czy w dłużej perspektywie to mądry ruch? Moim zdaniem, nie.

Nie wiem jak Wy, ale ja nie pamiętam kiedy ostatnim razem kupiłem album na płycie CD czy winylowej. Owszem, od czasu do czasu zdarza mi się zakupić jakiś album lub pojedynczy utwór na iTunes, ale dzieje się tak tylko wtedy, gdy pożądanej przeze mnie muzyki nie ma na Spotify. Kupuję muzykę Michała Wolskiego i innych bardziej niszowych artystów przez Bandcamp. Zdarzyło mi się nawet kupić jeden album w serwisie BitTorrent, a mianowicie „Tomorrow’s Modern Boxes” Thoma Yorke’a. Z tak zwanych pirackich serwisów muzycznych jednak w ogóle nie korzystam, poza tym jednym przypadkiem, w którym za ten konkretny album zapłaciłem 6 dol.

Co miesiąc jednak z mojej karty kredytowej Spotify pobiera 20 zł za abonament premium. Wychodzi na to, że rocznie na zakup muzyki przeznaczam 240 zł. Jak mniemam, na ten cel przeznaczam dużo, dużo więcej niż przeciętny Polak.

spotify streaming

Takich ludzi jak ja na świecie jest w tej chwili zaledwie 12,5 mln. Ale już niedługo ma nas być ponad 190 mln. Skoro przy obecnej skali działalności Spotify potrafi przynieść rynkowi muzycznemu miliard dolarów w ciągu kilkunastu miesięcy, to ile zarobi dla muzyków jak baza płacących te 240 zł czy 120 dol. rocznie urośnie do prawie dwóch setek milionów?

Dla mnie Spotify przyszłości to klasyczny przykład usługi, na której korzystają wszyscy - sama firma, muzycy i użytkownicy. Może tak nie jest jeszcze teraz, ale mam przeświadczenie graniczące z pewnością, że wraz z rozwojem streamingu będzie rosło także zadowolenie artystów.

Nie zapominajmy też, że sprzedaż muzyki nie jest jedynym źródłem utrzymania muzyków. Zarabiają jeszcze na koncertach, sprzedaży gadżetów, współpracach reklamowych i na wiele innych sposobów. A czy znacie lepszy sposób zachęcania ludzi do kupowania gadżetów czy udziału w koncertach niż popularyzowanie swojej muzyki w miejscach, gdzie gromadzą się słuchacze? Ja nie.

maciek gajewski

Maciej Gajewski: Rynek muzyczny jest zepsuty od środka i obecność lub brak Spotify w naszej rzeczywistości niewiele zmienia. Został on opanowany przez tak zwane wytwórnie muzyczne, które wiedząc doskonale, że z artysty zazwyczaj jest kiepski menadżer, przejęły ten biznes, zachowując większość przychodów dla siebie.

W efekcie jesteśmy świadkami chorej sytuacji, gdzie artyści zamieniani są w produkty i wartościowani na tej samej zasadzie, co nowe telefony czy przyprawy do kurczaka na grilla. Pieniądze są olbrzymie, wartość artystów znikoma a tym naprawdę wnoszącym coś nowego w świat popkultury bardzo ciężko się przebić. Co więcej, muzyka stała się diabelnie… droga. Nie byłoby w tym nic nieprzyzwoitego, gdyby w cenie płyty zawarte były koszt wynajęcia studia, gaża dla wykonawców oraz drobny procent dla pośrednika w postaci wytwórni. Tymczasem w cenie albumu zawierają się również olbrzymie „koszty” tego pośrednika, zbędne kampanie marketingowe i masa syfu, który słuchacza czy melomana zupełnie nie obchodzą.

Wierzę, że Spotify i jemu podobni nie zapewniają dostatecznych zysków artystom. Co nie zmienia faktu, że jest to w tym momencie jedyna sensowna forma (dla słuchacza) rozliczania się za słuchaną muzykę.

spotify streaming muzyki

Albumy muzyczne są dla przeciętnego fana muzyki… za drogie. To nie jest tak, że „piracimy”, bo jesteśmy źli, złośliwi i mamy słomę w butach. „Piracimy”, bo i tak byśmy nie kupili tej całej muzyki, której chcemy posłuchać. Bo nas na to nie stać. I bo ta muzyka nie jest tyle warta. Na dodatek usługi muzyki na żądanie są, tak po prostu, bardzo wygodne. Klik, klik i już leci dokładnie ta płyta, której chcieliśmy posłuchać. Cena jest odpowiednia, obsługa jest bardzo wygodna, więc z tego korzystamy. A że to biznesowi nie wystarcza? To oznacza, że nie Spotify i jego klony są złe, a ów biznes jest zły i źle zorganizowany.

Od czasów Deezera, Spotify, Mixradio i reszty towarzystwa znowu zacząłem chętnie płacić za muzykę. Wcześniej było z tym różnie.

A co do pytania na temat sensowności kupowania albumów na CD lub w formie skompresowanej (mp3 i podobne): oczywiście, że to nadal będzie miało sens. Ale dla drobnej grupy odbiorców docelowych, oczekujących „eksluzywności”. Jakość muzyki w CD Audio jest nadal wyższa niż w mediach strumieniowanych, z oczywistych względów, i to na drogim sprzęcie grającym czuć, a owa różnica jest odczuwalna nie tylko dla melomanów. Eleganckie pudełeczko, z „książeczką”, dodatkami, wywiadami i podobnymi to wielka gratka dla kolekcjonerów. Ci chętnie za to zapłacą. Mi, osobie która chce przesłuchać nowy album ulubionego artysty w drodze autobusem do pracy, na słuchawkach podłączanych do smartfona, te dodatki nie są potrzebne. Nie chcę za nie płacić.

REKLAMA

Jak dla mnie, Spotify pokazał jak w świecie nowoczesnych technologii można dalej sensownie zarabiać na muzyce tak, by i artysta otrzymywał motywację w postaci wynagrodzenia finansowego, i użytkownik (słuchacz) otrzymywał wygodne, fajne i odpowiednio wycenione narzędzie do odtwarzania tej muzyki. To jednak nie załatwia całej sprawy, skoro to się „nie opłaca” – zreformować trzeba branżę i zredukować rolę tak zwanych wytwórni. Warto pamiętać, że artyści mieli się znakomicie jeszcze całkiem niedawno, jak owych wytwórni nie było, a piractwo kojarzyło się wyłącznie z morskimi bandytami…

*Wszystkie zdjęcia pochodzą z Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA