Porównywarki cen i produktów na świecie i w Polsce
Mało kto kupuje jakikolwiek, nawet niekoniecznie przesadnie drogi produkt pod wpływem impulsu, bez wcześniejszego sprawdzenia, czy w innym sklepie nie może kupić go taniej. W dobie Internetu i zakupów dokonywanych w sporej części przypadków właśnie tą drogą, zestawienie cen przed kliknięciem przycisku „Kup” wydaje się być jak najbardziej naturalne. Pomagają w tym przypadku oczywiście specjalnie przygotowane porównywarki internetowe, o skali lokalnej lub globalnej. Którą z nich można jednak określić mianem lidera, a które wloką się w ogonie?
Porównywarki cenowe same w sobie nie są na rynku niczym nowym, a ich początki sięgają praktycznie początków internetu, czy też raczej początków sprzedaży przez Internet. Od tego czasu jednak stale ewoluują, starając dostosować się do wymagań klientów – zarówno jeśli chodzi o sklepy, jak i kupujących, w konsekwencji zyskując lub tracąc coraz więcej użytkowników.
Pojedynek gigantów robiących to po swojemu
Nietrudno jest się domyślić, że każdy internetowy gigant już dawno włączył się do walki o portfele firm chcących zaprezentować swoje produkty w tego typu wyszukiwarkach i to właśnie na nich powinniśmy patrzeć w pierwszej kolejności. Kto jako pierwszy przychodzi nam do głowy? Oczywiście Google, Microsoft i Amazon.
Pierwszy z nich stoi oczywiście na najlepszej pozycji, głównie ze względu na dominującą globalnie pozycję swojej wyszukiwarki. Zgodnie z raportem CPC Strategy za ostatni kwartał 2013 roku, biorąc pod uwagę odsłony oraz przychód, produkt z Mountain View (w połączeniu z PLA) praktycznie nie ma sobie równych, natomiast jeśli chodzi o pozostałe parametry, takie jak koszt sprzedaży, znajduje się w ścisłej czołówce. Nic więc dziwnego, że porównywarki cenowe opierające się na przekierowaniach z wyszukiwarki niechętnie przyglądają się ekspansji Google w tym segmencie – w końcu dla użytkownika łatwiej, wygodniej i szybciej będzie kliknąć na odnośnik do sklepu wyświetlany bezpośrednio na liście wyników lub bezpośrednio z niej przejść do „google’owej” porównywarki.
Podobną strategię w tej kategorii obrał również Microsoft, choć w jego przypadku Bing Product Search w całości zastąpił w sierpniu zeszłego roku rozwiązanie Bing Shopping. Posunięcie to jednak okazało się całkiem skuteczne, owocując pod koniec 2013 wyraźnym wzrostem efektywności prowadzonych w ten sposób kampanii. Na tyle wyraźnym, że wyprzedził on nawet pod tym względem wyniki uzyskiwane przez Amazon PA, co jest bardzo dużym osiągnięciem.
Problemem usługi zakupowej powiązanej z Bingiem jest jednak jego mocno ograniczony zasięg, nie tylko w porównaniu do Amazonu, ale także innych podmiotów, takich jak Nextag czy Pricegrabber.
O samym Amazonie również nie wypada milczeć. Choć trudno jest uznać go za klasyczną porównywarkę cenową, jego wejście na każdy rynek jest w stanie wywołać w tej branży spore zamieszanie. Nic dziwnego, jeśli weźmiemy pod uwagę gigantyczną liczbę dostępnych w ofercie produktów oraz firm i dostępnych mechanizmów promocji, wliczając w to chociażby Amazon Product Ads. Te charakteryzują się zasięgiem kilkukrotnie większym niż Bing, stosunkowo niewielkim kosztem oraz drugi na rynku wskaźnik skuteczności.
Wyraźnie jednak widać w przypadku tych trzech firm, że ich wizja porównywarki cenowej jest nieco odmienna niż to, z czym kojarzą ją sobie użytkownicy. Owszem, wszystkie wyniki wskazują na to, że klienci o wiele chętniej klikają w proponowane im przez wyszukiwarkę produkty i prawdopodobnie w tym kierunku będzie docelowo zmierzał ten rynek, ale nie oznacza to, że klasycznych porównywarek nie ma już na rynku. Są i w dalszym ciągu radzą sobie doskonale.
Podaj produkt, podamy Ci cenę
Pod względem popularności na świecie, miejsce w ścisłej czołówce (tym razem drugie, choć z ogromną stratą do Google) pod względem popularności i generowanego ruchu zajmuje nic innego, niż klasyczna porównywarka, działająca na zasadzie „wpisz nazwę produktu, a my podamy Ci wszystkie możliwe ceny”. Jest nią Shopping.com, należący do kolejnego internetowego giganta – eBay.com. Portal od lat zajmujący miejsca w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych w swojej kategorii, z zasięgiem obejmującym m.in. Francję, Niemcy i Wielką Brytanię, nie zdradza niestety szczegółowych danych na swój temat, ujawniając jedynie, że spośród 300 największych sprzedawców w USA, 85% jest obecnych na jego platformie. W przypadku pozostałych krajów musi wystarczyć nam określenie „większość”, a w kwestii ogólnej liczby sprzedawców – „tysiące”.
Z całą pewnością właściciele największego portalu aukcyjnego nie mogą spać spokojnie, jeśli chodzi o konkurencję na rynku porównywarek. Tuż za Shopping.com plasuje się bowiem Pricegrabber, popularny nie tylko w USA, ale także m.in. w Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Obecnie firma może pochwalić się ponad 100 milionami produktów i ofert, pochodzącymi od ponad 4000 sprzedawców. Miesięcznie z PG korzysta ponad 26 milionów unikalnych kupujących, pozostawiając średnio 200 dolarów w każdym zamówieniu.
Czwartą pozycję, znów z nie tak ogromną stratą do wyższego miejsca, zajmuje popularny szczególnie w Stanach Zjednoczonych (i z tego kraju się wywodzący) Nextag. Zgodnie z podawanymi przez przedstawicieli tej firmy danymi, miesięcznie rejestruje ona odwiedziny ponad 30 milionów użytkowników, z których część pochodzi z innych krajów, takich jak Australia, Kanada, Niemcy (po przejęciu w 2011 roku Guenstiger.de GmbH), Francja, Włochy, Japonia czy Hiszpania.
Liczącą się czołówkę, choć tu już z rezultatem gorszym dwukrotnie niż Shopping.com zamyka Shopzilla. Firma założona w 1996 roku ma za sobą burzliwą historię, obejmującą m.in. sprzedaż najpierw za ponad 500 milionów dolarów (2005 rok), a następnie za zaledwie 165 milionów dolarów (2011 rok). Nie przeszkodziło to jednak Shopzilli w stałym powiększaniu swojej oferty, liczby odwiedzających (w 2009 roku było to 19 milionów mieszkańców USA miesięcznie) oraz zwiększaniu zasięgu. Zgodnie z najnowszymi danymi, 12 portali należących do firmy, dostępnych w 6 krajach, daje sprzedającym co miesiąc możliwość kontaktu z ponad 40 milionami kupujących.
To miejsce jest już zajęte
Nawet jednak jeśli zestawimy razem wszystkich powyższych graczy, na miejscu wciąż pozostaje nieco miejsca. Problem w tym, że – przynajmniej w ujęciu globalnym – jest ono już raczej wykorzystane przez mniejszych zawodników.
Jednym z nich, choć należy zaznaczyć, że pod względem klikalności i tak większym od Binga, jest chociażby Become. Amerykańska firma założona w 2004 roku, której szeregi niedługo później zasilił m.in. człowiek odpowiedzialny za… wyszukiwanie w Yahoo, nie tylko utrzymała się na rynku przez 10 lat, ale też udało jej się wyjść poza swój ojczysty kraj. Na tyle skutecznie, że obecnie ponad 70% przychodów pochodzi z rynków poza USA, takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Austria, Japonia czy Filipiny. Co ciekawe, według badań, skuteczność Become jest wyższa niż w przypadku Pricegrabbera czy Shopping.com.
Stawkę „widocznych” na tym rynku w skali światowej firmy zamyka Pronto, które również stara się uniezależnić od USA, od dwóch lat walcząc m.in. o rynek niemiecki, francuski czy brytyjski.
Szansa na lokalny sukces
Czy jednak nie ma już absolutnie nawet najmniejszego miejsca, w które dałoby się upchnąć podobny produkt? Okazuje się, że jest – są to rynki lokalne, na których niektóre porównywarki cenowe wystartowały, zanim danym krajem zainteresowali się światowi giganci.
Dobrym przykładem jest chociażby Wielka Brytania. Choć obecnie odnajdziemy tam oferty praktycznie wszystkich liczących się graczy, sukcesy święci tam kto inny. W czołówce najpopularniejszy i polecanych przez użytkowników stron plasują się m.in. Pricerunner, należące do Yahoo Kelkoo (obecne też w Hiszpanii, Włoszech, Norwegii, Szwecji czy Dani), Play czy Twegna.
Niemcy? Idealo, Billiger, Preissuchmaschine i Geizkragen. Dania? Edbpriser, Kelkoo, PriceRunner. Norwegia? Ponownie Kelkoo. Na rynku holenderskim doskonale radzi sobie stworzony przez firmę Sanoma www.kieskeurig.nl, uznawany przez klientów za jedno z najlepszych źródeł informacji podczas porównywania cen.
Przykłady można podawać prawie bez końca – Ciao!, Beslist, Foundem, Smartshopping, Shoppershub, Price2Price, Shopgenie, Buy Central. Nawet w USA udało znaleźć się kilka luk, które zajęło m.in. Sortprice, Smarter, Pricescan, Price, Roboshopper, Metaprices, Shopwiki. I z całą pewnością powyższa lista nie wyczerpuje wszystkich pozycji dla dla któregokolwiek z krajów na świecie.
A w Polsce?
Sytuacja na naszym rynku nieszczególnie różni się od tej, którą obserwujemy na pozostałych rynkach. Najwięksi gracze rok po roku grożą odważnym wejściem, które mogłoby zakończyć żywot mniejszych podmiotów w dotychczasowej formie czy z dotychczasowym rozmachem, ale też niewiele z tego wynika i liderzy nie zmieniają się od lat.
Według badań przeprowadzonych przez Megapanel, w ostatnim kwartale zeszłego roku na rynku krajowych porównywarek cenowych poza zasięgiem konkurencji było Ceneo. Porównywarka zanotowała prawie 5,6 miliona realnych użytkowników miesięcznie, co jest sporym wzrostem rok do roku i ponad 66 milionów odsłon (co jest wyraźnym spadkiem) w tym samym okresie, z czego 4,6 miliona pochodziło z urządzeń mobilnych (absolutny rekord w swojej kategorii). Łączny zasięg Ceneo jest przy tym wielokrotnie wyższy niż wszystkich najbliższych konkurentów.
Daleko za nim, z niemal 2,7 miliona użytkowników (spory spadek) miesięcznie, 11 milionami odsłon, z czego zaledwie 0,6 miliona z telefonów i tabletów, wylądował Nokaut.pl, którego pod każdym względem stara się dogonić serwis Okazje.Info z 2 milionami użytkowników, 11 milionami odsłon oraz 0,6 miliona odsłon mobilnych oraz Skąpiec, z 1,96 miliona klientów i 17 milionami odsłon (1 milion mobilnych).
Bazując na podanych przez firmy na swoich stronach i w wywiadach danych, Ceneo współpracuje z ponad 4500 sklepów, prezentując 12 milionów ofert, Nokaut ma ich odpowiednio 3700 i 14 milionów, Okazje.info – 2700 i 12,5 miliona, a Skąpiec 3100 i 6,4 miliona.
Oczywiście są to tylko największe serwisy – poza nimi istnieje w różnych formach jeszcze wiele, być może nawet dziesiątki, mniejszych lub mniej znanych portali umożliwiających standardowe porównywanie cen lub nawet porównywanie cen na bazie danych z innych porównywarek. Część z nich już upadła lub od miesięcy nie daje znaków życia, część zmienia strategię, a część z nich ma się całkiem dobrze na małą skalę.
Tym ciekawsze na tle tych danych i wyraźnej dominacji Ceneo są próby wejścia na polski rynek Sanomy z Expertcen.pl. Zadanie to z całą pewnością nie będzie należeć do łatwych, biorąc pod uwagę fakt, że wielokrotnie odrzucaliśmy już nowe projekty, na rzecz starszych, nie zawsze lepszych, ale takich, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Sanoma ma jednak plan, dzięki któremu nie stanie się kolejnym klonem znanych już serwisów, a zaoferuje zupełnie nową jakość, która ma przełożyć się na szybki wzrost popularności wśród użytkowników polskiego internetu.
Oprócz tego, Expercen.pl stawia na wygodę w użytkowaniu na urządzeniach mobilnych, co – patrząc na te statystyki w wydaniu dotychczasowych liderów (mniej niż 10% ruchu to ruch z urządzeń mobilnych) oraz coraz większą popularność smartfonów w naszym kraju, daje naprawdę spore pole do popisu i jest dużą szansą dla młodego serwisu. Bez wątpienia to nie wszystko, czym zechce nas zaskoczyć Sanoma i czym spróbuje wywalczyć sobie miejsce na naszym rynku, w związku z czym warto przyglądać się kolejnym nowościom i rozwojowi tego portalu.
Zdjęcie Woman shopping using tablet pc and credit card .indoor.close-up, Amazon.com, the largest online seller pochodzi z serwisu Shutterstock.