Samsung Galaxy Camera – test okiem fotografa, cz. 1.
Samsung Galaxy Camera - aparat budzący skrajne odczucia. Serwisy technologiczne opisywały go jako przełom, rewolucję i przyszłość fotografii. Na portalach fotograficznych był ledwo wspomnianą ciekawostką, dziwolągiem z pogranicza smartfonów i kompaktów. Jaki jest naprawdę? Zapraszam do pierwszej części testu tego niezwykłego kompakta z Androidem.
Test podzieliłem na trzy części. W pierwszej znajdziecie opis budowy oraz funkcje i parametry aparatu. Z części drugiej dowiecie się, czy zdjęcia i filmy z Galaxy Camery dają radę oraz jak wytrzymują porównanie z bezlusterkowcem Sony NEX i z klasycznym kompaktem Canona. Część trzecia poświęcona będzie moim wrażeniom z używania aparatu podczas testu – dowiecie się jak sprawdzał się w zastępstwie lustrzanki i czy jest to kompakt godny polecenia.
Wygląd i budowa
Samsung Galaxy Camerę dostajemy w małym, zgrabnym pudełeczku, w którym poza aparatem znajdziemy jedynie kabel USB wraz z adapterem do gniazdka, pasek na nadgarstek z tworzywa imitującego skórę, skrócone instrukcje obsługi i kartę gwarancyjną. Zestaw jest więc raczej ubogi.
Pierwszym co rzuca się w oczy po wyciągnięciu aparatu jest jego wielkość. Jak na aparat kompaktowy jest naprawdę duży! Przy czym ma on zdecydowanie smartfonowe proporcje – jest spory, ale stosunkowo cienki, wygląda trochę jak rozwałkowany kompakt. W białym kolorze prezentuje się rewelacyjnie. Prawie jednolitą białą bryłę urozmaicają wyciągnięte z tylnej ścianki ramki, które okalają boki i uchwyt urządzenia – są one czarne, ale pod światło mają niebieski połysk. Wygląda to naprawdę dobrze. Galaxy Camera na żywo robi duże wrażenie i na pewno nikt nie przejdzie obok niej obojętnie. Jako lanserski gadżet sprawdzi się w 100%.
Na przedniej ściance aparatu znajduje się mały grip, który ma za zadanie ułatwić trzymanie aparatu, jednak w praktyce się to nie sprawdza. Grip co prawda pokryty jest przyjemnym materiałem z wyraźnie zaznaczoną fakturą, ale fakturowana powierzchnia nie sięga wystarczająco daleko – opuszki palców i tak leżą na gładkiej powierzchni, poza chwytem. Aparatu nie trzyma się pewnie jedną ręką, więc dobrze, że jest dołączony pasek na nadgarstek. Tył obudowy także nie ułatwia trzymania aparatu – dotykowy ekran znajduje się za blisko prawej krawędzi i w trakcie testów zdarzało mi się kilkukrotnie niechcący włączyć nagrywanie filmu.
Na górnej ściance aparatu znajdziemy klapkę lampy błyskowej, mikrofon mono, włącznik (który jest też przyciskiem uśpienia) i dwustopniowy spust migawki, wokół którego umieszczona jest dźwigienka zooma. Kiedy nie robimy zdjęć i przebywamy w jakiejś aplikacji, dźwigienka zooma służy do zmiany głośności.
Na lewej ściance urządzenia znajduje się przycisk podnoszący lampę błyskową oraz głośniczek. Po prawej stronie aparatu jest gniazdo słuchawkowe i port USB. Na dolnej ściance jest klapka, pod którą kryje się bateria, port HDMI i sloty na karty micro SD i micro SIM. Co ważne, pośrodku dolnej ścianki znajduje się standardowy gwint statywowy. Możemy dzięki niemu zamocować aparat na wszystkich statywach – zarówno małych, stołowych, jak i dużych, profesjonalnych. Tył urządzenia w całości zajmuje dotykowy ekran.
Korpus aparatu wykonany jest bardzo solidnie, wszystko jest dobrze spasowane. Jednolita bryła budzi zaufanie. Jedynym elementem, do którego mógłbym się przyczepić jest lampa błyskowa. Kiedy jest schowana w korpusie, jej klapka ugina się pod naciskiem i nie sprawia solidnego wrażenia. Gorsze wrażenie robi obiektyw. W pozycji wysuniętej ewidentnie czuć luzy między poszczególnymi elementami tubusa, a czyszcząc przednią soczewkę sprawiamy, że cały obiektyw trzęsie się i porusza. Myślę, że w razie upadku aparatu niewiele zostałoby z obiektywu.
Wnętrzności
W aparacie zastosowano matrycę 1/2.3 cala (ok. 6,2 x 4,5mm), znaną z najprostszych i najtańszych kompaktów. Wykonana jest ona w technologii BSI CMOS, a jej rozdzielczość to 16,3 megapiksela. Zakres ISO matrycy to 100 – 3200. Matryca jest więc bardzo mała, a dodatkowo przepakowano ją pikselami do granic przyzwoitości, co nie nastawia pozytywnie. Dziwi mnie, że w aparacie z ambicjami, w którym umieszczono tyle nowoczesnych technologii, zdecydowano się na tak słabą matrycę. Jaki ma to wpływ na zdjęcia, przekonacie się w dalszej części testu.
Aparat został wyposażony w obiektyw o ogniskowej 4,1 - 86,1mm. W przeliczeniu na pełną klatkę jest to ogniskowa 23 - 483mm, a w przeliczeniu na popularne lustrzanki APS-C ogniskowa aparatu wynosi 15 - 320mm. Tutaj wielki plus dla Samsunga za zastosowanie tak szerokiego kąta widzenia w dolnym zakresie – większość producentów zaczyna zakres od 28mm (19mm dla APS-C). Przypominam, że standardowy obiektyw lustrzanki APS-C zaczyna się od 18mm, zatem te 3 dodatkowe milimetry na dole zakresu naprawdę dużo zmieniają. Bardzo mi się to podoba, jest to cecha wyróżniająca kompakty z wyższej półki. Zakres ogniskowych jest jak widać bardzo duży – krotność zooma to 21x. Obiektyw ma światło f/2.8 – f/5.9, co uważam za bardzo dobry wynik. Z parametrów wynika, że na najszerszym kącie aparat powinien całkiem sprawnie radzić sobie w gorszych warunkach oświetleniowych, choć pamiętajmy, że głównym ograniczeniem będzie tu matryca, która na pewno nie pozwoli poszaleć z wysokim ISO. Test praktyczny znajdzie się w drugiej części tekstu. Obiektyw jest stabilizowany, i to całkiem sprawnie. Na najdłuższej ogniskowej wyraźnie widać, jak eliminowane są drgania rąk.
Ekran. Jest wielki. 4,8 cala, rozdzielczość 1280x720. Przy okazji mała dygresja – ekrany w lustrzankach już od jakichś pięciu lat mają podobne (lub większe) rozdzielczości, przy czym mają rozmiar 3 – 3,2”. Wobec tego rozdzielczość HD rozciągnięta na prawie 5 cali na pewno nie zrobi na żadnym fotografie wrażenia. Co innego wielkość ekranu. Jest on po prostu przepotężny, a kadrowanie na nim to sama przyjemność. Tak duży ekran wpływa jednak na wielkość aparatu i ja osobiście chyba wolałbym urządzenie z ekranem ok. 4 cali, ale z odpowiednio mniejszą obudową. Wyświetlacz dobrze oddaje kolory, są one naturalne i nie rażą przesadnym nasyceniem. Gdyby jednak wyświetlana kolorystyka komuś nie odpowiadała, dostępne są trzy profile kolorów, różnice się nieznacznie nasyceniem i kontrastem. Ekran pokrywa szkło Gorilla Glass 2.
Za płynne działanie aparatu odpowiada czterordzeniowy procesor 1,4 GHz i 1 GB pamięci RAM. Jak na urządzenie z Androidem przystało, aparat wyposażony jest we wszystkie potrzebne łączności – obok WiFi oferuje także 3G i 4G, bluetooth oraz GPS. Wysyłanie zdjęć na komputer bez kabli jest niesamowicie wygodne i bardzo uzależnia. Geotagowanie także może się przydać, szczególnie w podróży. Co ciekawe, aparat oferuje wysyłanie wiadomości SMS, ale nie ma wbudowanej aplikacji telefonu – być może jest w markecie jakaś aplikacja, która umożliwiłaby dzwonienie. Aparat działa na systemie Android 4.1.2 Jelly Bean z nakładką Samsunga znaną ze smartfonów. Jest to standardowa wersja Androida, z delikatnie przebudowanym launcherem, w którym na każdym ekranie mamy dostęp do aparatu. System oferuje pełen dostęp do sklepu Google Play, możemy zatem instalować dowolne aplikacje, w tym zupełnie niefotograficzne. Nie ma problemu, żebyśmy pograli na Galaxy Camerze w Need For Speed, czy przejrzeli Facebooka. Powiadomienia o mailach i wydarzeniach serwowane przez – bądź co bądź – aparat, są na początku nieco dziwne, jest to kolejna rzecz, do której trzeba przywyknąć. Siłą Androida w tym wydaniu są jednak aplikacje fotograficzne. Aparat ma wbudowany Instagram oraz Dropbox, do przesyłania zdjęć. Ponadto dostajemy na starcie cały szereg aplikacji od Samsunga służących do edycji zdjęć i filmów.
Samsung Galaxy Camera ma sporo rozwiązań zaczerpniętych ze smartfonów. Ładowanie baterii odbywa się poprzez kabel USB, więc podczas ładowania cały aparat musi być podpięty do komputera lub do gniazdka. Trochę dziwne to rozwiązanie, w większości aparatów stosuje się zewnętrzne ładowarki. Bateria ma 1650 mAh i jest po prostu skandalicznie słaba! Przy włączonym WiFi i robieniu co jakiś czas zdjęć energii nie wystarcza nawet na jeden cały dzień. Przy włączonej transmisji 3G jest jeszcze gorzej. Sytuację niewiele ratuje wyłączenie wszystkich łączności - zdecydowanie nie jest to aparat, który można wziąć w podróż, albo chociaż na całodzienną wycieczkę. Bateria to jedna z największych wad Galaxy Camery.
Zdjęcia zapisujemy we wbudowanej pamięci, lub na kartach micro SD. To także niecodziennie rozwiązanie - standardem w fotografii są karty SD. Każdy fotograf na pewno ma ich cały stos, więc trzeba pamiętać, że w Galaxy Camerze mamy do czynienia z innym formatem. Do dyspozycji mamy także 8GB pamięci w budowanej, jednak użytkownik dostaje z tego tylko niespełna 4GB. Pamięć ta jest współdzielona na zdjęcia, aplikacje i wszystkie inne pliki, jakie postanowimy wgrać do pamięci aparatu.
Sterowanie i fotografowanie
Jak na aparat, liczba przycisków na body jest koszmarnie mała. Mamy w zasadzie tylko włącznik, spust migawki, dźwigienkę zooma i przycisk lampy, zatem żadnych ustawień nie możemy wprowadzać z poziomu aparatu. Nawet najprostsze kompakty mają przyciski odpowiadające za kompensację ekspozycji, wybór ISO, czy tryb pracy lampy. Jest to oczywiście spowodowane faktem, że aparat jest wyposażony w dotykowy ekran, na którym zmieniamy wszystkie parametry. Wymaga to jednak użycia obu rąk i na początku trzeba się do tego przyzwyczaić. Jeżeli przesiadamy się z lustrzanki, bezlusterkowca lub nawet ze zwykłego kompakta, sterowanie nie będzie wygodne. Myślę, że w pełni odnajdą się tu jedynie osoby, które dotychczas fotografowały tylko smartfonem.
Wyświetlacz ma oczywiście proporcje 16:9, natomiast typowa fotografia to 3:2. Domyślnie aparat zapisuje zdjęcia w formacie 16:9, co wygląda dobrze na monitorach i telewizorach, ale na pewno sprawi problem przy wywoływaniu odbitek. Na szczęście można ustawić klasyczną proporcję zdjęć 3:2, a także znaną z aparatów kompaktowych 4:3. Po takiej zmianie przy kadrowaniu na ekranie są po bokach czarne pasy. Ekran jest oczywiście dotykowy. Działa bardzo sprawnie, nie ma żadnych lagów, obraz wyświetlany jest płynnie, a ekran jest bardzo czuły na dotyk. Jak wspominałem, sterowanie dotykiem jest średnio wygodne, kiedy jest się przyzwyczajonym do różnej maści pokręteł i przycisków, które zawsze są pod palcem w lustrzankach. Sterowanie poprzez dotyk jest na pewno znacznie wolniejsze. W trakcie testów denerwowały mnie też animacje – wyglądają bardzo ładnie, ale po jakimś czasie czekanie, aż w efektowny sposób rozwinie się panel ustawień jest po prostu męczące. Zdecydowanie nie jest to aparat reporterski.
Aparat oferuje trzy główne tryby fotografowania: Auto, Smart i Ekspert. W pierwszym aparat sam dobiera wszystkie parametry ekspozycji, pozostawiając nam jedynie wybór, czy chcemy mieć błysk lampy, czy nie. W trybie Smart zawarte są programy tematyczne: Najlepsze zdjęcie, Upiększanie twarzy, Ślady świetlne, Fajerwerki, Tryb nocny, Zachód słońca, Sylwetka, Wodospad, Panorama, Bogate kolory, Stopklatka, W pomieszczeniu, Jedzenie (?! – czyżby tryb specjalnie dopasowany pod Instagram?), Makro, Śnieg, Świt, Pocztówka. Najbardziej zaawansowany tryb, Ekspert, daje nam dostęp do znanych z lustrzanek trybów P, A, S, M, w których możemy sami kontrolować ekspozycję. Po wybraniu któregoś z trybów na ekran wjeżdża grafika przedstawiająca obiektyw (ach, te animacje…), a my kręcąc jego pierścieniami ustawiamy czas, przysłonę, ISO i kompensację ekspozycji. Jest to rozwiązanie stosunkowo wygodne, oczywiście jak na dotykowy ekran. Niewątpliwie takie rozwiązanie nie ma startu do manualnych kontroli poprzez przyciski i pokrętła znane z bardziej zaawansowanych aparatów.
Aparat zapisuje zdjęcia tylko w formacie JPG, czyli dokładnie tak, jak najprostsze kompakty. Brakuje tu dostępu do surowych plików RAW z matrycy, dzięki którym można by wycisnąć ze zdjęć znacznie więcej podczas obróbki. Mamy też oczywiście możliwość nagrywania filmów. Dostępne są cztery rozdzielczości: 1920x1080 w 30fps, 1280x720 w 30fps, internetowy rozmiar 320x240 w 30fps i gwóźdź programu – tryb slowmotion, w którym aparat rejestruje 120 klatek na sekundę w rozdzielczości 768x512. Filmy w takim spowolnieniu wyglądają po prostu obłędnie! Szkoda tylko, że do dyspozycji mamy tak małą rozdzielczość.
Migawka oferuje nam czasy naświetlania od 1/2000s do 16 sekund, bez możliwości ustawienia własnych długich czasów w trybie BULB. Szybkość wykonywania zdjęć seryjnych to 3 kl/s.
Balans bieli dostępny w aparacie to: auto, światło dzienne, pochmurno, światło jarzeniowe 1 i 2, żarówka, niestandardowe, oraz ustawienia temperatury świetlnej w kelwinach. Trzeba przyznać, że automatyczny balans bieli radzi sobie bardzo dobrze – kolory są naturalne zarówno w dzień, jak i w świetle żarowym lub jarzeniowym.
Do dyspozycji mamy także wybór trybu AF – normalny lub makro. W tym drugim nie mamy możliwości zoomowania, ale aparat pozwala na łapanie ostrości ze znacznie mniejszego dystansu - aparat łapie ostrość już na obiektach znajdujących się ok. 4cm przed obiektywem. Możemy także wybrać obszar działania AF – centralny lub wielopunktowy. Aktywny punkt AF ustawiamy dotykając wybrane miejsce na ekranie. Niestety, po wyostrzeniu musimy i tak użyć spustu migawki – przydałaby się opcja jednoczesnego wyostrzenia i zrobienia zdjęcia za jednym dotknięciem ekranu.
Pomiar światła możemy zmienić z matrycowego na punktowy, bądź centralnie ważony. Jest to standard dostępny w lepszych kompaktach i we wszystkich lustrzankach.
Aparat jest wyposażony także w kilka ciekawych i nietypowych funkcji. Pierwszą z nich jest wykrywanie twarzy z możliwością rozszerzenia o wyzwalanie migawki podczas uśmiechu, lub blokadę wyzwolenia w momencie, gdy ktoś na zdjęciu mruga. Drugim ciekawym ficzerem (który jeszcze nie do końca działa…) jest zdalny wizjer. Aparat tworzy sieć WiFi do której można się podłączyć za pomocą tableta lub smartfona, po czym można obserwować na ekranie tego urządzenia to, co widzi aparat, a także zmieniać parametry i wyzwalać migawkę. Niestety jest do tego potrzebna osobna aplikacja, której jeszcze nie ma. Ostatnią ciekawostką są polecenia głosowe. Za pomocą głosowych komend można wyzwalać migawkę, zmieniać tryby, zoomować, nagrywać filmy i zmieniać ustawienia. Komendy są w języku angielskim, ale są bardzo intuicyjne. Żeby wyzwolić migawkę wystarczy powiedzieć ‘smile’, ‘cheese’, ‘capture’ lub ‘shoot’. W praktyce działa to bardzo dobrze, jestem zaskoczony jak dobrze radzi sobie aparat z wykrywaniem komend. Ta funkcja na pewno przyda się w połączeniu z samowyzwalaczem.
Ogromnym minusem jest fakt, że większość ustawień jest ukryta głęboko w menu, więc nie ma mowy o szybkiej zmianie parametrów. Kilka ustawień mamy dostępnych w skrótowym menu ekranowym, ale nie da się ustawić tam własnych skrótów, a wbudowane opcje należą raczej do tych rzadziej zmienianych przez fotografów.
Podsumowując:
Co mi się podoba:
+ wygląd!
+ wykonanie (poza obiektywem)
+ wielki ekran
+ łączność WiFi i GPS
+ szeroki kąt obiektywu
+ bardzo dobre światło obiektywu
+ system Android z mnóstwem ciekawych aplikacji do obróbki zdjęć
Co jest kiepskie:
- bateria!
- brak dedykowanych przycisków i pokręteł, co utrudnia obsługę
- niepotrzebne animacje
- dosyć słabe menu, w którym większość potrzebnych opcji jest zbyt głęboko schowana
- źle pomyślany uchwyt
- trochę za duży rozmiar aparatu
- mała matryca
- zastosowanie kart micro SD zamiast standardowych SD
Kolejne części testu już niebawem. Jeżeli macie jakieś pytania, lub chcielibyście, żebym przetestował jakąś konkretną rzecz – napiszcie w komentarzach.