Smartr - jeden z ciekawszych projektów curation kończy działalność. Szkoda
Przykrego maila dostałem wczorajszej nocy - jeden z ciekawszych projektów medialnych tzw. trendu curation Smartr kończy działalność. 15 marca serwis zniknie z sieci, a aplikacje mobilne w App Store nie będą dalej wspierane. Szkoda, bo był to serwis, którego często używałem, szczególnie na iPadzie. Z tonu maila wynika, że według deweloperów usługa nie miała szans na szybką komercjalizację, więc australijski zespół zdecydował się postawić na drugi z projektów, który rozwija - aplikację Cinemagram.
Smartr nigdy nie przebił się medialnego mainstreamu, chociaż w moim odczuciu usługa na to zasługiwała, choćby z racji tego, że jako pierwsza pojawiła się na iPhone'a z wcale nie gorzej działającym serwisem od późniejszych hitów tj. Zite, czy Flipboard. Smartr miał także całkiem sensowny pomysł na zbudowanie społeczności wokół curation, znacznie ciekawszy od głośnego i przereklamowanego Klout. Ale po kolei.
Smartrt był (ciągle jest) aplikacją mobilną, która zamieniała Twittera i Facebooka w spersonalizowaną gazetę na smartfonie Apple'a, a w późniejszym czasie także na iPadzie. Oferowała w zasadzie dwa tryby prezentacji treści: jeden klasyczny z prezentacją strumienia tweetów oraz statusów Facebooka oraz drugi nieklasyczny, zbliżony konceptem do czytnika społecznościowego typu curation. W tym pierwszym był to po prostu klasyczny klient Twittera oraz strumienia statusów Facbeooka. Znacznie ciekawiej było w tym drugim, bardziej interesującym trybie pracy aplikacji.
Smartr analizował strumienie informacji z Twittera i Facebooka by wydobyć z nich linki do treści w internecie. Linki te prezentowane były od razu z zajawką tekstu. Po kliknięciu w ich rozwinięcie przechodziło się do wyciągniętego z docelowej strony tekstu za pomocą skryptu Readability.
Można więc powiedzieć, że był to z jednej strony taki klient Twittera i Facebooka na sterydach pokazujący od razu źródła informacji, do których linkują obserwowani przez nas ludzie, a z drugiej realizacja konceptu społecznościowego czytnika informacji - ze streamów automatycznie bowiem usuwane były wpisy prywatne, związane z wymianą zdań pomiędzy innymi użytkownikami Twittera, czy Facebooka, i zostawiana była jedynie esencja treści. Szczerze mówiąc, był to jeden z moich ulubionych sposobów przeglądania zawartości Twittera i Facebooka, szczególnie po nieco dłuższym czasie nieobecności w wymienionych sieciach społecznościowych.
Smartr całkiem przyjemnie się rozwijał. Zaczynał jako aplikacja na iPhone'a, później pojawiła się także aplikacja na iPada, a w międzyczasie serwis eksperymentował z wersją webową serwisu (niestety niezbyt udaną w porównaniu do aplikacji mobilnych). Na stronie projektu pojawiły się zapowiedzi wersji na smartfony z systemem Android, a także coś na co czekali wszyscy fani Smartr - aplikacji desktopowej. Oferowana była nawet możliwość zapisania się na newsletter z informacjami o postępach w pracach nad tym ostatnim produktem. Ochoczo zapisałem się i ja. Niestety jedyna wiadomość jaką dostałem od twórców serwisu na maila to ta wczorajsza o zamknięciu projektu.
Bardzo żałuję szczególnie tej niewydanej wersji desktopowej. Niosła ona bowiem obietnicę czegoś naprawdę innowacyjnego, czegoś czego bardzo mi dziś brakuje w czytnikach RSS i innych produktach typu curation. W toku rozwoju aplikacji mobilnej wprowadzono bowiem coś na kształt społeczności curation. Polegała ona na tym, że można było obserwować innych użytkowników Smartr, a system analizował następnie "ważność" danego użytkownika na podstawie tego jak ciekawe dla innych użytkowników treści promował w serwisie. W ten sposób tworzyła się jasna i naturalna selekcja tzw. wpływowych osób w mediach społecznościowych. Było to znacznie bardziej czytelne od tego, co oferuje głośny startup Klout, który tworzy swój ranking na totalnie niejasnych dla mnie zasadach.
Jedynym problemem Smartr była niezbyt dopracowana warstwa graficzna serwisu. Brakowało tu zarówno cukierkowatości Flipboard oraz niesamowicie pociągającej kreski Zite. Pomysł na serwis oraz sam silnik był o ile nie lepszy od bardziej znanych rywali, to na pewno nie gorszy. Niestety Smartr nigdy nie wdarło się na czołówki TechCrunchów, nie zdobyło też odpowiedniego finansowania, które zapewniałoby byt i możliwość w miarę spokojny czas na dopracowanie serwisu, a w szczególności wersji desktopowej. Wielka szkoda, bo to mogła być pierwsza usługa typu curation, która mogła zrobić coś sensownego w desktopie. A tak ciągle musimy zadowalać się skostniałym Google Readerem, na dodatek w wersji webowej coraz gorzej wyglądającym.
I taka mnie niezbyt miła refleksja naszła, że w historii internetu padło pewnie co najmniej tyle samo świetnych usług, które potencjalnie mogły zmienić bieg wydarzeń, co rzeczywiście odniosło sukces i owy bieg wydarzeń zmieniło.