"Nikt nigdzie nie obiecuje, że kończąc daną uczelnię studenci dostaną dobrą pracę. To samo tyczy się startupów." - Michał Zwoliński, Studia dla startupów
Studia podyplomowane dla przyszłych startupowców? Brzmi jak fantasy, ale kilka dni temu stało się faktem. Na Uniwersytecie Łódzkim rozpoczęła się właśnie rekrutacja, która swoją droga będzie trwała do 9 marca, na pierwszy rok studiów podyplomowych mających na celu dać studentom praktyczną wiedzę w zakresie budowania biznesu w sieci.
Czy pomysł jest słuszny? Czas pokaże. Tymczasem, o tym skąd w ogóle wzięła się idea studiów dla przyszłych internetowych biznesmenów, jak doszło do utworzenia oryginalnego projektu i w jakim kierunku będzie się on rozwijał rozmawiałem z Michałem Zwolińskim, pomysłodawcą i współtwórcą nowego kierunku studiów na Uniwersytecie Łódzkim.
Akademia dla startupów w pełnym tych słów znaczeniu. Czym konkretnie jest jest wasz projekt?
W skrócie są to studia podyplomowe o tematyce StarUp’ów na Uniwersytecie Łódzkim, ale to brzmi bardzo trywialnie w obecnym czasie, kiedy bańka dotycząca samego słowa “startup” jest bardzo rozdmuchana.
Jest to program zajęć ukierunkowany na pracę przy autorskich pomysłach studentów na swój własny biznes internetowy. Chcemy uczyć metodą projektową. To żadna nowość, ale innowacją jest to że słuchacze budują tylko jeden projekt przez cały tok studiów, a nie w ramach pojedynczych przedmiotów.
Studiując u nas studenci będą mieli ogromną szanse na pozyskanie dofinansowania od akceleratora przedsiębiorczości CIAT, w kwocie nawet do 200 tys euro. Jego pracownicy będą prowadzić zajęcia dydaktyczne dotyczące przedsiębiorczości i na bieżąco będę podglądać rozwój powstających projektów. To ścisła współpraca ukierunkowana na realne komercyjne wdrożenie. Celem jest stymulacja studentów do działania biznesowego oraz pokazania im, że można połączyć przyjemne z pożytecznym. Startup to nie tylko praca, ale spełnienie marzeń i realizacja samego siebie. To inwestycja w siebie i własną przyszłość.
Jak doszło do powstania tego projektu? Kto za tym wszystkim stoi?
To całkiem fajna historia. Swego czasu, zaraz po studiach, pracowałem jako dydaktyk w jednej z łódzkich uczelni. Bardzo zależało mi na tym aby zajęcia prowadzić niesztampowo. Tak naprawdę duchem byłem jeszcze studentem i doskonale wiedziałem czego chcę się nauczyć, a co było sprzeczne z narzuconym odgórnie programem. Pozwoliłem sobie wtedy delikatnie nagiąć ramy tegoż programu i pokazać technologie internetowe, które były obecnie na topie i nie zalatywało od nich archaizmem. Narzędzia które zaproponowałem dawały natychmiastowy efekt ich wykorzystania. Pamiętam, że tworzyliśmy czytnik kanałów RSS i sprawdzaliśmy komu uda się go napisać jak najmniejszą ilością kodu. Niektórym udało się tego dokonać dosłownie w kilku liniach. To bardzo stymulujące doświadczenie dla tych, którzy przez wiele miesięcy nie mogli pojąć podstaw programowania obiektowego.
Później pytałem studentów czy mają pomysł na swoje aplikacje. Poczuli, że mogą zrobić coś fajnego bez nakładu ogromnej pracy i wiedzy na temat niskopoziomowego developmentu. To był strzał w dziesiątkę. Jeden z moich studentów zdobył drugą nagrodę w konkursie na aplikacje RIA organizowaną przez uczelnię we współpracy z firmą Adobe. Pomysł przypomina dzisiejszego Dropboxa, tyle że jego program uruchomiony na pulpicie służył jako skrzynka wrzutowa do plików graficznych. Upuszczając zdjęcie na półprzezroczystym oknie, fotka leciała na serwer, a w schowku użytkownika lądował adres url do tegoż pliku, którym mógł się dzielić poprzez wklejenie, np podczas rozmowy na komunikatorze. I zrobił to jeszcze zanim pojawił się Dropbox :) Takie doświadczenie dało mi pogląd czego tak naprawdę chcą uczyć się ludzie i jaki drzemie w nich potencjał.
Po pewnym czasie zadzwonił do mnie Piotr Milczarski, mój były wykładowca z mojej macierzystej uczelni i spytał czy nie chciałbym z nim poprowadzić studiów podyplomowych. Ten rodzaj studiów ma to do siebie, że jest bardzo elastyczny, nie ma w nim narzuconego programu co daje większe pole manewru. Wtedy padło magiczne słowo „startup”. Choć nie lubię tego słowa jest ono bardzo popularne i wszyscy wiedzą o co chodzi mimo braku konkretnej definicji. Przecież startupem możemy nazwać biznes kogoś kto otwiera zieleniak na osiedlu, albo mega zaawansowany projekt informatyczny z mocnym fundamentem w postaci inwestora i grupy zapaleńców od IT.
Skoro mogliśmy poszaleć, to wzięliśmy kartkę długopis i spisaliśmy listę przedmiotów, które na dzień dzisiejszy mają się przydać przy tworzeniu projektu. Oczywiście wymagało to szczegółowienia ale zarys już mieliśmy. Piotr stoczył walkę papierkową i dostaliśmy zielone światło na działanie. Najbardziej zależało nam na tym, żeby program był przystępny, aktualny, a wiedza faktycznie potrzebna. Skupiliśmy się na jej praktycznym zastosowaniu w konkretnych przypadkach. Każde zajęcia to kolejna warstwa dla projektu. Nasuwa się porównanie do ogrów i cebuli ;) Startup internetowy nie może nie mieć silnika, wiec potrzebna jest wiedza o programowaniu, bez interfejsu graficznego również się nie przyda, a bez odpowiedniego podejścia biznesowego z pewnością się nie sprzeda, stąd przedsiębiorczość. Wspaniałym wsparciem jest akcelerator przedsiębiorczości CIAT. Dogadaliśmy się, tak że jego pracownicy będą prowadzić zajęcia z zakresu marketingu i przedsiębiorczości, ale to nie jedyny benefit, który uzupełnia siatki godzinowe studiów. Akcelerator będzie szukał potencjalnych pomysłodawców/projektów celem dofinansowania i utworzenia spółek.
Studenci mogą dostać zastrzyk finansowy w kwocie nawet 200tys euro, na realizację swojego pomysłu.
Czy to nie jest tak, że po raz kolejny tworzony jest projekt, który w rezultacie przyniesie więcej medialnego szumu niż pożytycznego i konkretnego działania?
Szczerze mówiąc nawet nie liczymy na duży szum medialny. Dla nas samych jest to wyzwanie i dlatego podchodzimy do tego z dużym zaangażowaniem i wkładamy w to wiele serca. Sukces w dużej mierze zależy od tego z jakimi ludźmi przyjdzie nam pracować. Z doświadczenia wiem, że z każdego da się wyciągnąć coś pożytecznego ale musi być to podparte chęciami i determinacją. Nie chciałbym żeby to była chwilowa zajawka. Miasto, w którym się znajdujemy też jest specyficzne. Drzemie w nim ogromny potencjał zarówno ludzki jak i infrastrukturalny ale sam rozwój jest powolny. Chciałbym żeby udało nam się zwalczyć to zakompleksienie. Sama
praca nad tworzeniem prototypów to jedno. Najlepsze pomysły mają naprawdę dużą szansę na realne dofinansowanie. To może się przyczynić do faktycznego startu niektórych z nich. Kadra nie może obiecać sukcesów ale to jest oczywiste. Nikt nigdzie nie obiecuje, że kończąc daną uczelnię studenci z pewnością dostaną dobrą pracę. To samo tyczy się startupów. Zrobimy wszystko by spełnił się nasz zamysł.
Jak wygląda, lub będzie wyglądać współpraca z funduszem inwestycyjnym?
Pracownicy akceleratora będą nie tylko obserwować pomysły i realizacje szukając potencjalnej inwestycji, ale będą dydaktykami. Ich rolą jest nauczanie przedsiębiorczości pod kątem projektów internetowych. Powstaje mocna synergia wiedzy o technologiach informatycznych i podejścia biznesowego. W połączeniu z dobrym pomysłem powstaje komplet i fundament startup’u. Reszta to chęci i determinacja w dążeniu do zamierzonego celu. Akcelerator ma swoje cele do zrealizowania, a nasze podwórko będzie ich polem działania.
Jaka jest szansa na połączenie studiów i realizacji własnego biznesu?
Ogromna! Warunki są dwa: fajny pomysł i determinacja. Wszystkie inne zasoby studenci dostają od nas.
Skąd pewność, że wykładowcy - ludzie nauczeni praktyką - będą potrafili w dobry sposób przekazać swoją wiedzę studentom?
Większość z nas faktycznie prowadzi własne działalności gospodarcze co jest dodatkowym plusem, ale w mniejszym czy większym stopniu każdy ma za sobą wystąpienia publiczne i kontakt z ciałem studenckim :) Nic tak dobrze nie uczy jak prawdziwe nieteoretyczne case’y. Będziemy się dzielić wiedzą pochodzącą z naszego doświadczenia w zakresie tworzenia produktów, sprzedaży i kontaktów z klientami.
Zamierzamy również angażować się w pracę studentów nie tylko jako dydaktycy, ale jako prywatne osoby. Ustaliśmy, że trzech głównych prowadzących będzie opiekunami wybranych podgrup studentów, dla których będziemy dostępni poza godzinami pracy na uczelni.
W ramach zajęć będziemy organizować prelekcje zewnętrznych gości, którzy są autorami własnych startupów. Ich obecność potraktujemy jako mentoring i wykorzystamy do prezentacji idei studentów. To świetna okazja by poddać je niezależnej krytyce i ocenie.
Ważną kwestią jest również sposób oceny. Projekty mogą być różne pod względem ambicji. Jedni mogą zaproponować niewielkie aplikacje zaspokajające drobne potrzeby ich użytkowników, a inni mogą sfocusować się na bardziej skomplikowanych przedsięwzięciach, których przez rok nie będą w stanie sfinalizować. Dla nas liczyć się będzie progres prac i rozliczanie się z założonych milestone’ów, które wpłyną na oceny końcowe.