Jak można było tak zniszczyć Google Readera?!
Jakby na zawołanie po dzisiejszym wcześniejszym wpisie… Google właśnie poinformował, że jeszcze dzisiaj użytkownicy usługi Reader dostaną nowy wygląd tego najpopularniejszego czytnika RSS na świecie. Podniecenie czekaniem na nową odsłonę Readera było duże. To, co Google pokazał przyprawia jednak o dreszcze…, ale złości. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Nowy Reader to nie Propeller. Nowy Reader to nie coś nowego, innowacyjnego. Nowy Reader wygląda jak Gmail - w zasadzie trudno na pierwszy rzut oka odróżnić od siebie te dwie podstawowe usługi Google'a, bo wyglądają dosłownie identycznie. Rozumiem, że postawiono na identyfikację wyglądu poszczególnych usług firmy oraz podłączono je wszystkie pod Google+, ale w przypadku Readera chyba nie tędy droga.
Reader potrzebuje zmian strukturalnych, które sprawiłyby, że stałby się on bardziej na czasie, związany z nowym obiecującym trendem "curation", a nie tylko lekkiego liftingu wyglądu. Reader potrzebuje dziś integracji z zewnętrznymi usługami typu Instapaper, Read It Later, Readability czy Evernote, a nie zbliżenia go z Google+ zabijając popularny moduł dzielenia się polecanymi źródłami wewnątrz serwisu. Reader potrzebuje dziś właśnie lepszej integracji społecznościowej związanej z obserwowaniem tych, którzy są najbardziej opiniotwórczy wewnątrz usługi, a nie zabijania wszystkich podstawowych usług związanych z polecaniem, obserwacją i "lubieniem" danych treści wewnątrz usługi.
Przyznam szczerze, że liczyłem na coś naprawdę rewolucyjnego, bo Reader w poprzedniej postaci bardzo odstawał od najnowszych rozwiązań internetowych. Jednak to, co dostaliśmy przed chwilą to wręcz krok wstecz w kierunku jeszcze gorszych rozwiązań!
Całe szczęście istnieją zewnętrzne klienty, które Readera obsługują tak, jak powinien on funkcjonować natywnie. Tak więc autor Reedera (klienty na iOS oraz Mac OS X) może spać spokojnie.