Lądowałem w losowych miejscach w Polsce. Prosta gra pokazała mi, jak bardzo oszpecamy krajobraz
Przez weekend próbowałem odgadnąć, gdzie jestem, trafiając w przypadkowe miejsca na mapie Polski. Wciągnąłem się w Geoguessr niemożliwie, ale dobrze się bawiąc, zauważyłem coś bardzo smutnego.

Geoguessr nie jest nową grą, ale w końcu doczekało się wydania na Steam. Edycja nieprzeglądarkowa budzi jednak sporo emocji ze względu na ograniczenia. Niby można grać za darmo, ale po kilku wygranych partiach awansuje się do wyższej ligi i… trzeba zapłacić. Albo zaczynać od nowa zerując swój ranking. Na dodatek jedyną możliwą opcją jest pojedynek z innymi, więc jesteśmy bardzo ograniczeni. Miała być darmowa wersja, a jest demo w starym stylu.
To podejście na tyle nie spodobało się steamowej społeczności, że „ogólne recenzje” Geoguessr na tej platformie są przytłaczająco negatywne. Właśnie przez model biznesowy.
Przyznaję z małym poczuciem winy: na mnie przynęta zadziałała
Tyle że nie zostałem na Steam, gdzie trzeba od razu wyłożyć ponad 100 zł, a przeniosłem się na przeglądarkową wersję z możliwym abonamentem.
Geoguessr coś w moim mózgu aktywuje – nie chodzi o rywalizację, choć pojedynki na to, kto szybciej i lepiej odgadnie miejsce, w którym wylądowaliśmy, są ciekawe. Na tym właśnie Geoguessr polega. Poruszając się po zdjęciach z Google Street View, musimy rozpoznać okolicę. Czasami jest to proste, bo trafi się w charakterystyczny punkt, ale częściej trzeba wykazać się wiedzą albo zwykłym szczęściem. Poszukać flag, rozpoznać język, zwrócić uwagę na krajobraz czy architekturę. Podpowiedzią są tabliczki, ruch uliczny i wszystkie te najmniejsze szczegóły, które mogą ujawnić lokalizację. Nigdy tak często nie przydała mi się wiedza nabyta dzięki śledzeniu piłki nożnej. Wymalowane przez kibiców herby na ścianie błyskawicznie pozwoliły zorientować się w obcych stronach.
Najczęściej gram na mapie Polski. Wyłączony czas, nieograniczona liczba ruchów – po prostu szwendam się po okolicy. Doskonale wiem, że mamy problem z reklamozą, co dobitnie wykazał raport NIK, ale dopiero Geoguessr uzmysłowił mi skalę.
Ląduję w nieznanej mi wiosce. Trzy domy, prosta droga, jeden płot. I oczywiście pokryty szyldami reklamowymi, ewentualnie co jakiś czas wyskakuje baner wyborczy. Zastanawiające, że akurat tylko jeden w całej okolicy. Czyżby polityk zapomniał posprzątać?
Gra wrzuca mnie przed wjazd do niewielkiego miasteczka. Może to być woj. śląskie, pomorskie czy małopolskie, żadna różnica, bo najczęściej wszystko wszędzie wygląda podobnie. Ulica, na płotach szyldy, co jakiś czas stojące tablice reklamowe. Baner za banerem. Wolna ściana? Znakomicie, wieszamy.

I tak jest wszędzie. Od małych miejscowości po osiedla w dużych miastach. Niby doskonale to znamy, wystarczy przejść się po miejscu zamieszkania, przejechać się przez Polskę, odwiedzić inne miejsca. Tyle że wtedy jest to rozciągnięte w czasie, a tu widziałem to samo co chwila. Trafiałem w nowe miejsce i byłem pewny, że zobaczę znajomy widok: baner z numerem telefonu do speca od naprawy samochodu, sprzedawcy blachy albo firmy transportowej. Bez ładu i składu, hulaj dusza.
Jeszcze bardziej przeraziłem się, gdy wylądowałem w szczerym polu. Ruszam myszką, a za moimi plecami wielkie łanowe osiedle. Prowadzi do niego szutrowa droga. Spaceruję po wirtualnym placu budowy – domy już stoją, trwają ostatnie wykończenia. Może asfalt zostawiono sobie na koniec, ale co to zmienia? Jak okiem sięgnąć nie ma w pobliżu sklepów, transportu publicznego, podstawowych usług. Łyse pole i osiedle mieszkaniowe, do którego dojechać można wyłącznie samochodem. Miejsca, które nie mają zalet miasta, ale za to nie mają też korzyści wsi. Polski chaos przestrzenny i mieszkaniowy kryzys w pigułce.
Odwiedziłem zaskakująco wiele takich miejsc. Zaczynam i wokół mnie nie ma nic. Kilka kroków dalej i czas przyspiesza. To było stare zdjęcie, a teraz wczytało się nowe. Nagle jest nowe osiedle, tyle że pośrodku niczego, z dala od drogi.
To uderza tym bardziej, gdy zobaczy się, jak wiele ładnych miejsc mamy
Z przyjemnością spacerowałem po osiedlach małych miast. Ile ukrytych jest w nich perełek, ciekawej, zaskakującej, ale i często uroczo zwykłej architektury, placyków, miejsc, po których chciałoby się pochodzić, a o istnieniu których nie miałem pojęcia. Aż szkoda, że pewnie i tak nigdy ich nie odwiedzę.
Nie ma nic piękniejszego niż asfaltowa droga pomiędzy polskimi wsiami, szczególnie jeśli przebiega przez szpaler starych drzew. Ta swojskość miejsc, które mogły być wszędzie, rozczula i to właśnie przez nią czekałem na kolejne losowanie. I jeszcze jedno, i następne.
I tylko szkoda, że jakoś nie potrafimy tego docenić. Bo nie potrafimy, czego wyraźnym dowodem jest Geoguessr – wygrywa reklamowy chaos, zero planowania, wolna amerykanka.