Szef Ryanair do Polaków: wasz bagaż to wrzód na... [wiadomo czym]
Do Polski przyleciał szef Ryanair Michael O'Leary i przy okazji podzielił się kilkoma niezwykle głębokimi przemyśleniami. Okazuje się, że nie chce naszych pieniędzy za walizki, ale za to z chęcią przyjmie pieniądze od samorządów. Ot, biznes w wydaniu tanich linii lotniczych.

Ryanair otwiera nowe połączenia z Polski w sezonie letnim, więc szef Ryanair miał doskonałą okazję, żeby pojawić się w naszym kraju i opowiedzieć trochę swoich przemyśleń. Jeżeli nie znacie radosnej twórczości tego człowieka, to spieszę donieść, że kilka lat temu zastanawiał się nad likwidacją toalet w samolotach w celu zwiększenia miejsca, czy też wprowadzeniem miejsc stojących w ostatnim rzędzie. Był wręcz przekonany, że sprzedałyby się najszybciej, bo ludzie chcą latać tanio, a nie dobrze. Teraz poznaliśmy poglądy na temat bagaży.
Nie chcę waszych pieniędzy za walizki
To wrzód na d**pie, tak określił bagaże w samolocie. Wolałby, żeby pasażerowie latali bez bagaży, bo ich brak, to niższe ceny biletów, dłuższe kontrole bezpieczeństwa i samo zło. To wypowiedź szefa Ryanair, a teraz czas na małe przemyślenia. Traktowanie pasażerów w tanich liniach lotniczych już dawno doszło do poziomu absurdu. Nierealistyczne wymiary bagaży, kłótnie przy bramce o to czy plecak jednak nie powinien być obciążony dodatkową opłatą itd. Ryanair twierdzi, że nie chce bagaży, ale i tak chętnie kasuje za nie dodatkowe pieniądze. Szefowi rozchodzi się wyłącznie o opłaty lotniskowe. Im mniejsza liczba bagaży, tym niższy koszt dla Ryanaira, który musi płacić za wyładunek bagaży z samolotu portowi lotniczemu.
Dla przewoźnika brak bagaży pasażerów to sytuacja idealna - wsiadają i wysiadają w kilka minut, nie trzeba płacić za ich wypakunek, opłaty lotniskowe są mniejsze. Dzięki temu firma zarabia więcej i wszyscy są szczęśliwi, a najbardziej akcjonariusze, którym skapnie więcej dywidendy.
Szef Ryanair narzeka na pasażerów, którzy próbują naginać politykę bagażową przewoźnika. I to jestem w stanie zrozumieć, bo skoro ktoś płaci za jedną sztukę bagażu, a próbuje wnieść dwie, to musi się liczyć z konsekwencjami. Niestety w tanich liniach lotniczych tradycyjna walizka kabinowa, która w tradycyjnych liniach jest wliczona w cenie biletu, tutaj jest dodatkowo płatna. Na pokład można wnieść plecak o określonych wymiarach.
Oczywiście, że szef Ryanair nie chce pieniędzy Polaków za bagaże, bo to grosze. On liczy na pieniądze od samorządów
Tanie linie lotnicze czerpią całymi garściami z patologicznego układu współpracy z samorządami. W Polsce jest cała masa mniejszych lotnisk, które bez tanich linii lotniczych straciłyby rację bytu. Jednak przepisy unijne nie pozwalają na otwarte wspieranie konkretnych lotnisk i konkretnych linii. Dlatego samorządy wymyśliły mechanizm promocji regionu, który omija przepisy. Formalnie władze lokalne zawierają umowy na kampanie reklamowe regionu w materiałach pokładowych, kanałach cyfrowych i na samolotach. W praktyce jest to mechanizm dofinansowania operacji lotniczych.
Robi tak wiele województw. W kujawsko-pomorskim Ryanair miał utrzymać co najmniej 5 regularnych tras międzynarodowych z Bydgoszczy i umieścić grafiki promujące region na kadłubach dwóch samolotów w zamian za 33 mln złotych, które były płatne przez 35 miesięcy. Według ustaleń medialnych - do każdego biletu województwo dopłaca 60 zł. Ale to jest nic. W województwie podkarpackim od 2011 r. Ryanairowi wypłacono w różnych formach ponad 100 mln złotych. Według Onetu to kilkaset złotych dopłaty do każdego pasażera tej linii lotniczej odprawionego z portu lotniczego Jasionka.
Dopłaty od samorządów pozwalają na utrzymanie sztucznie niskich cen i przynoszą ogromne zyski w perspektywie firmy. To nie tylko polska specyfika, bo tak robi wiele mniejszych portów lotniczych na całym świecie. Jesteśmy krajem rozwijającym się, coraz więcej pasażerów chce latać, a często najważniejszym wyznacznikiem jest cena biletu. Dzięki temu, że Ryanair i inne tanie linie lotnicze otrzymują dotacje mamy później takie patologiczne wypowiedzi szefów firmy. Gdyby zabrać im środki na promocję, to szybko okazałoby się, że ten bagaż w sumie jest fajny i z chęcią go przyjmiemy. Oczywiście za dodatkową opłatą.
Niektórzy powiedzą, że takie akcje promocyjne przyciągają turystów. Owszem, robią to, ale koszt ich pozyskania wielokrotnie przekracza inne metody, przy podobnej skuteczności. Władzom samorządowym patoukłady z tanimi liniami lotniczymi są po prostu na rękę, bo dzięki temu mogą chwalić się, że co roku ich porty odprawiają coraz więcej pasażerów, więc region się rozwija, jest wręcz cudownie. To nic, że to krótkowzroczna wizja, która w przyszłości będzie generować coraz większe koszty. Liczy się tylko tu i teraz, a przyszłość zostawimy następcom.