5G na stadionie Olympique Marsylia. Tak się kibicuje w komfortowych warunkach
67 tys. ludzi na stadionie Olympique Marsylii nie przeszkadza Orange w tym, by testować tam 5G. Wprost przeciwnie: tak wielkim tłum to warunki bojowe, które w testach technologia przechodzi znakomicie. Miałem okazję samemu to sprawdzić.
"Spokojnie by dopłynął, to jest zaskakująco blisko". Stoję na szczycie fortu Rattonneau, spoglądam w stronę wyspy d’If i nie mogę się nadziwić. To na niej więziony był Edmund Dantes, nim stał się hrabią Monte Christo. Postaci z powieści Aleksandra Dumasa seniora faktycznie udało się z wyspy uciec, a więc nie było to takie marsylskie Alcatraz, jakby się mogło wydawać.
Jednak gdy potem wypływamy z Rattonneau (razem z wyspą d’If i jeszcze dwiema innymi należą do Archipelagu Frioul), widzę, jak duża jednak dla zwykłego człowieka jest odległość między obiema wyspami. Ten hrabia to jednak był kozak. Nie tylko uciekł z więzienia na wyspie, ale stał się bogaczem i zemścił na swych wrogach. Ale nie ma co spoilować, resztę doczytacie w tym jednym z najwybitniejszych dzieł Dumasa.
Spacerując po forcie, widać Marsylię, najstarsze francuskie miasto, z losami wzburzonymi jeszcze w czasach przedchrystusowych. Fort i wyspy leżą siedem kilometrów od marsylskiego portu. W czasach dżumy trzymano tu chorych. II wojna zmiotła niemal wszystkie fortyfikacje. Teraz można się do nich wspinać dość dzikimi szlakami. W niektórych domach mieszkają ludzie, w knajpce dwóch starszych dżentelmenów zapija kawą papierosy. Starsza pani, chyba mieszkanka, sprząta przed domem.
Tu czas się zatrzymał.
Ale nie te siedem kilometrów dalej. Samo miasto to od zawsze tygiel, w ostatnich latach jeszcze bardziej kotłujący się w związku z falami imigrantów z Afryki. Tu, na lądzie wszystko płynie szybko.
Tak jak w życiu innego marsylskiego kozaka, ale tym razem nie literackiego, a życiowego, czyli Bernada Tapie. Jego życiorys jest jak historia miasta: ciągłe zmiany, sukcesy i upadki. Był piosenkarzem, kierowcą wyścigowym, aktorem, prezenterem telewizyjnym, biznesmenem, sponsorem zawodowego kolarstwa, europosłem, a nawet ministrem. Fałszował na scenie, bankrutował w biznesie, odkuwał się, był ścigany za korupcję, siedział w więzieniu, wygrywał wielkie odszkodowania i jednocześnie pozbawiany praw publicznych przez sąd. W latach 1986-1994 był też prezesem i głównym sponsorem tutejszego klubu piłkarskiego Olympique Marsylia. To z powodu tego klubu przede wszystkim tu jesteśmy.
Na jego stadionie, Orange Velodrome, czas bardzo przyspieszył.
5G na trybunach
Jest sobota, 22. października. Już popołudniu można się zorientować, że to wyjątkowy dzień. Choć do godziny 21 jeszcze kilka godzin, przed stadionem zbiera się coraz więcej osób. Co jakiś czas wybuchają petardy, słychać pojedyncze śpiewy. Wielu kibiców siedzi w okolicznych ogródkach i popija piwo. Wieczorem Olympique Marsylia zagra z RC Lens. Obie drużyny w lidze francuskiej zajmują odpowiednio czwarte i trzecie miejsce.
Po dziewiętnastej za to petardy wybuchają już co chwilę, a schody przed głównym wejściem na stadion są przykryte tłumem kibiców w błękitnych i białych barwach. Wchodzimy. Wybór tego meczu nie jest przypadkowy, bo Orange jako sponsor klubu zaopatrzył także stadion w swoje technologie na czele z tą kluczową, czyli 5G.
Jeśli ktoś ma telefon obsługujący 5G, to... nawet się nie zorientuje, że coś się zmieniło. Standard ten dostępny jest w zasadzie w całym mieście. Ci bez telefonów, które go obsługują, też mogą się nie zorientować. Wydaje się bowiem, że wszystko działa jak zawsze: są telebimy, są ludzie z wielkimi kamerami, widowisko jak zawsze. Tyle że ci, którzy pamiętają starsze czasy, mogą też pamiętać, jak na stadionie trudno było się gdzieś dodzwonić czy złapać internet, bo siadała przepustowość.
I trzeba przyznać, że czary dzieją się na tyłach, tam, gdzie wzrok kibica nie sięga. Orange na stadionie testuje 5G równo od trzech lat i efekty tych testów zobaczyłem w trakcie meczu.
Choć najpierw Guillaume Chabas, który odpowiada za laboratorium 5G na Orange Velodrome, opowiedział o udogodnieniu dla fotoreporterów. Pracuje ich na stadionie dwudziestu. Gdy któryś z nich zrobi zdjęcie, jest ono automatycznie opisywane: oprogramowanie przypisuje, który zawodnik na nim jest i z jakiej drużyny. Plik od razu przesyłany jest do bazy zdjęć, a stamtąd może od razu iść do redakcji.
Każdy fotoreporter przyzna, że opisywanie zdjęć w systemie to jedno z najmniej interesujących zajęć, jakie muszą wykonywać. Na Orange Velodrome zastępuje ich technologia, poza 5G potrzebne są: aparat Sony Alpha 1 lub odpowiednio zmodyfikowany pod testy smartfon, same zdjęcia przetwarzane są w chmurze Amazona.
Nowy poziom piłki nożnej
To jednak tylko jeden z kilku testów, jakie Orange prowadzi na stadionie. Najciekawszy jest zdecydowanie ten o nazwie "Rozszerzony mecz" ("Augmented match"). Kiedy zobaczyłem, nad jaką technologią w tym projekcie pracują inżynierowie, byłem pełen podziwu. Co innego pewne rzeczy sobie wyobrażać, co innego zobaczyć je na żywo.
"Augmented match" to aplikacja zainstalowana na eksperymentalnym telefonie Sony, która jest bankiem danych w czasie rzeczywistym. Przetwarzane są one w chmurze i na bieżąco aktualizowane. Apka jednak nie jest zbiorem danych w Excelu. Przeciwnie.
Odpalając ją, włączamy kamerę i kierujemy na boisko, gdzie toczy się mecz. Na wyświetlaczu widzimy więc mecz, a apka dodatkowo pozwala na biegających przed nami piłkarzy nałożyć statystyki: liczbę strzałów, dryblingów, podań, aktualną prędkość biegu. W każdej chwil można włączyć mapę cieplną piłkarza, czyli schemat pokazujący, po których sektorach boiska się porusza i z jaką częstotliwością.
Efekt jest niesamowity. Piłkarze biegają po murawie Orange Velodrome, ale patrząc na nich przez kamerkę i ekran smartfona, czuję się, jakbym oglądał mecz w grze wideo. Jedno kliknięcie i wszystkie dane podane na tacy. Mogę w każdej chwili kliknąć każdego piłkarza, by wyświetlić jego statystyki, dowiedzieć się, jak się zachowuje w trakcie meczu. - Opóźnienie w lokalizacji graczy na boisku jest minimalne. Oglądając mecz, w zasadzie nie da się go dostrzec - mówi Guillaume Chabas, demonstrując aplikację.
Jest 40 minuta meczu, Marsylia próbuje atakować, ale RC Lens groźnie kontruje. Na razie na tablicy z wynikiem zero po obu stronach. My tymczasem dowiadujemy się o kolejnej testowanej usłudze: Supralive. Za pomocą specjalnej aplikacji kibic na stadionie może sobie założyć słuchawki i włączyć którąś ze ścieżek audio: komentatorów, stadion, dźwięki z murawy itd.
Jeszcze trochę poczekamy
Nowoczesność jest jednak na stadionie dyskretna, bo do 5G ludzie zdążyli już się tu przyzwyczaić. Sam komfort oglądania meczu, gdy internet w telefonie działa znakomicie, to już duży plus. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdy francuski stadion jest tak uzbrojony w technologię. Olympique Marsylia ma to szczęście, że jej sponsorem jest technologiczny potentat, czyli Orange.
I choć na stadionie internet działa z prędkością oszałamiającą, to tych prędkości niestety brakuje piłkarzom klubu. W 78 minucie to Lens wychodzi na prowadzenie, a Olympique, choć walczy, nie daje rady odwrócić losów meczu. W ten sposób spada na piąte miejsce, a Lens awansuje na drugie. Przed nimi już tylko wielkie PSG z Neymarem, Messim i Mbappe w składzie. Tego dnia testy 5G poszły lepiej niż gra piłkarzy z nadmorskiej miejscowości.
Ale i testy, choć robią wrażenie, mają pewien minus. Człowiekowi od razu nasuwa się pytanie, dlaczego choćby ta wspomniana aplikacja nie jest powszechnie dostępna? - Jako Orange nie mamy praw do tego, żeby wykorzystywać materiały z ligi francuskiej, dlatego robimy tylko testy na "naszym" stadionie - wzrusza ramionami Guillaume Chabas. Z tego samego powodu fotoreporterzy nie mogą w czasie meczu korzystać z technologii do automatycznych opisów zdjęć, używają jej tylko w trakcie rozgrzewek piłkarzy. A więc tym razem to przepisy prawa opóźniają rozwój technologii. Oby nie na długo.
Wyjazd do Marsylii był sfinansowany przez Orange Polska.