My tym kangurem otwieramy oczy niedowiarkom. Wrócił klasyk, grałem w Kangurek Kao
Miałem przyjemność zagrać w pełną, niemal finalną wersję nowej gry Kangurek Kao. Ikona polskich platformówek powraca w zaskakująco dobrej jakości. Równie uroczy co sama produkcja wydaje się zapał jej twórców, którzy opowiadają z wielką pasją o polskich fanach oraz najnowszym projekcie.
Siedzibę Tate Multimedia można było pomylić z przedszkolem albo rodzinnym piknikiem. Dookoła biegały dzieci, a w jednym z pomieszczeń artystka wykonywała kolorowe kangurze tatuaże. Na dwa tygodnie przed premierą Kangurka Kao polscy producenci gier zaprosili do studia nie tylko dziennikarzy, ale również ich pociechy. Okazja była wyjątkowa: nareszcie mogliśmy zagrać w pełną, kompletną, niemal finalną wersję platformówki, która wyrasta z kultowej polskiej marki sięgającej 2000 roku.
Chociaż kawałki popcornu leżały dosłownie wszędzie, a dywan został ozdobiony sokiem z babeczek (możliwe, że na stałe), deweloperzy zdawali się tym nie przejmować. Dla ekipy z Tate Multimedia możliwość pokazania finalnej wersji Kangurka wydawała się mieć znaczenie niemal terapeutyczne. Owoc 3-letniej pracy warszawskiego studia nareszcie się zmaterializował. No i jest na tyle smaczny, że bez cienia wstydu można pokazać go recenzentom.
Sprawdziłem pełną wersję gry Kangurek Kao. Na komputerze, PlayStation 5 oraz… Nintendo Switchu.
Po niemal dwóch godzinach skakania i boksowania jestem przekonany: Kangurek Kao obroni swą legendę. Gra nie postawi gatunku platformówek na głowie, ale twórcy nigdy nie mieli takich aspiracji. Deweloperzy z Tate podkreślają, że ich tytuł oddaje cześć klasykom gatunku. Dlatego Kao bliżej do platformówek ery PS2 oraz PS3 niż drogich, "piksarowych" produkcji jak Ratchet and Clank: Rift Apart. Producenci zaznaczają: nasza platformówka to gra AA pełna serca. Warto dodać, że kosztująca połowę tego co Ratchet czy Crash Bandicoot na premierę.
Jako gra średniego budżetu, Kao ma mniejsze lokacje, mniej bogate scenerie i mniej filmową narrację względem zachodnich platformówek, tworzonych za nieporównywalnie większe sumy. Mimo tego polskim twórcom udało się upchnąć maksimum frajdy w środowisko 3D. Podczas prawie 2-godzinnego rajdu nie nudziłem się ani przez moment. Jeszcze tylko jedna platforma. Jedna skrzynia ze skarbami. Jedno pomieszczenie. Syndrom zatracenia złapałem niemal od razu, co nie zdarza się na wielu pokazach prasowych. Jeśli jednak gra jest dobra - a jest - potrafi przykuć do monitora nawet bez naklejki AAA przy tytule.
Nowy Kangurek Kao okazał się zaskakująco przyjemny. Naprawdę czuć, że pracują przy nim osoby doświadczone, które wiedzą jak powinny działać dobre platformery. Kilka pierwszych poziomów to umiejętnie dobrany miks sekwencji zręcznościowych, walk, zagadek i sekretów. Proporcje są świetnie wyważone, przez co rozgrywka pozostaje rześka, lekka i przyjemna. Kao sprawia wrażenie idealnej produkcji do wskoczenia na pół godziny, między gotowaniem obiadu i jazdą na siłownię. Dlatego tak mnie cieszy, że kangur wyląduje również na Switchu, pasując do profilu hybrydowej konsoli Nintendo.
Jeszcze bardziej cieszy mnie, że produkcja potrafi regularnie zaskakiwać. Najpierw większym i otwartym obszarem wioski Kangaloo, stanowiącej bazę wypadową pełną interaktywnych postaci. Później zmiennością rozgrywki, wyrażoną przy pomocy magii rękawic bokserskich. Od palenia wielkich pajęczyn po alternatywne wymiary z platformami, umiejętności kangurzych rękawic nadają rozgrywce dodatkowego pazura. Na końcu zaskoczył mnie poziom trudności: dosyć niski podczas skakania nad przepaściami, ale odczuwalnie rosnący w trakcie walk, zwłaszcza z bossami.
W ciągu dwóch godzin zginąłem aż trzy razy. Jako platyniarz Crasha i Ratcheta, kompletnie się tego nie spodziewałem. Mam wrażenie, że twórcy kangurka celują wyższym poziomem wyzwania w starszych fanów, pamiętających pierwsze odsłony serii. Bardzo młodzi gracze nie powinni mieć problemów z przechodzeniem samych poziomów, ale walki z bossami oraz kompletowanie wszystkich sekretów - to już zupełnie inna para kaloszy, tutaj przyda się pomoc opiekuna. Trochę jak w grach Nintendo, gdzie przejście Super Mario Odyssey, a przejście tej gry ze wszystkimi sekretami to dwa kompletnie różne wymiary.
Twórcy nie ukrywają: nowy Kao nie powstałaby, gdyby nie polscy fani. Ci sami, którzy teraz edukują graczy za zachodzie.
Magdalena Schwarzer z Tate Multimedia nie kryje zachwytu, rozmawiając o sytuacji, która szczególnie zapadła jej w pamięci. Gdy zachodni serwis IGN publikował pierwszy zwiastun nowego Kangurka, wielu komentatorów kompletnie nie kojarzyło zwierzaka z Dreamcasta. Na odsiecz ruszyli polscy gracze, sumiennie edukując kolegów i koleżanki. Fani Kao poświęcali własny cenny czas, tłumacząc światu, dlaczego ta zapowiedź jest dla nich tak ważna i ile ona znaczy w kraju Wiedźmina. Schwarzer nie ukrywa, że pasja fanów to jeden z głównych motorów napędowych nowego Kao. Oddolna i naturalna siła, dzięki której kangur został zauważony w Polsce, ale i na świecie.
Jednocześnie fani pamiętający Kao z 2000 roku będą najbardziej wymagającymi odbiorcami nowej produkcji. W Tate doskonale to rozumieją, zachowując narracyjną spójność z poprzednimi odsłonami. Nowy Kangurek Kao to syn bohatera sprzed dekad, a sama gra została naszpikowana elementami nawiązującymi do oryginałów, od przedmiotów po postaci. Nie zabraknie nawet możliwości zdobycia oryginalnej skórki pierwszego kangurka.
Mnie najbardziej imponuje jednoczesna premiera na WSZYSTKICH platformach. No i cena, na bardzo rozsądnym poziomie.
Kangurek Kao wskoczy za dwa tygodnie na wszystkie istotne platformy: PC, PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One oraz Xbox Series. Gra otrzyma nawet edycję dla konsoli Nintendo Switch. Miałem już okazję ją przetestować. Działa w 30 klatkach na sekundę, ale wygląda tak samo dobrze, jak pozostałe odsłony. To duże osiągnięcie. Ofensywa wydawnicza Tate Multimedia imponuje o tyle, że mamy do czynienia z niezależnym deweloperem średniej wielkości. Nawet tacy giganci jak Activision Blizzard wydawali Crasha i Spyro na Switcha z ponad rocznym opóźnieniem. Kao wskoczy natomiast na wszystkie platformy jednocześnie.
Do tego w bardzo przystępnej cenie, uczciwie oddającej mniejszą skalę produkcji. Grę dla PC kupimy za około 129 złotych, z kolei wersja konsolowa - również w postaci pudełkowej, nawet dla Switcha - będzie nas kosztować zaledwie 149 złotych. Stosunek jakości do ceny wydaje się jak najbardziej korzystny. Pozostaje wyłącznie pytanie o długość samej produkcji. W mniej niż dwie godziny przeszedłem trzy z około 18 poziomów. Jeśli tempo zostanie zachowane, nowy Kangurek Kao wystarczy na 6 - 7 godzin zabawy. Więcej, jeśli polujemy na wszystkie sekrety, trofea i platynę.
Przyznam, że po rewelacyjnych powrotach Crasha i Spyro polski kangur nie wywoływał we mnie ekscytacji. To się zmieniło.
Gdyby nie wizyta w siedzibie Tate Multimedia, premiera nowego Kankurka Kao zaplanowana na 27 maja raczej przeszłaby mi koło nosa. Miałem jednak okazję zagrać w niemal finalną wersję gry i zupełnie szczerze, już nie mogę się doczekać, kiedy położę ręce na komercyjnym pełniaku. Najpierw na PlayStation 5, by napisać recenzję dla Spider's Web, a później na Nintendo Switchu, przechodząc kangurka na sto procent w trakcie podróży pociągami i samolotami.
Bardzo pozytywne zaskoczenie! Tate może liczyć na naprawdę spory sukces.