REKLAMA

Huawei Mate 30 Pro to najlepszy smartfon, którego nikt nie kupi

Jeśli to, co właśnie zobaczyliśmy, okaże się prawdą, Huawei Mate 30 Pro będzie najlepszym smartfonem na rynku. Którego… nikt nie będzie chciał ani mógł kupić.

Huawei Mate 30 Pro to najlepszy smartfon, którego nikt nie kupi
REKLAMA
REKLAMA

O Huawei Mate 30 Pro powiedziano już wszystko. Dla tych, którzy z jakiegoś powodu przegapili całą sytuację – w następstwie wojny handlowej Stanów Zjednoczonych z Chinami i decyzji Donalda Trumpa o wpisaniu Huawei na czarną listę podmiotów współpracujących z amerykańskimi firmami, najnowszy smartfon Chińczyków zadebiutuje bez aplikacji Google’a na pokładzie.

Nadal będzie napędzał go Android z nakładką EMUI 10, lecz nie znajdziemy tam usług Google’a, ani żadnych aplikacji. Ktoś powie – żaden problem, kupię sobie smartfon i doinstaluję aplikacje Google’a ręcznie. Tyle że to nie do końca dobry pomysł, gdyż szereg ważnych usług polega chociażby na wypuszczanych przez Google’a aktualizacjach bezpieczeństwa. Aplikacji swojego banku najprawdopodobniej nie zainstalujesz, między innymi.

Prawdopodobny scenariusz istnienia Huawei Mate 30 Pro, który nie będzie oficjalnie dostępny w Europie, jest więc taki:

Nikt go nie kupi. A szkoda, bo Huawei Mate 30 Pro najpewniej zamiecie konkurencję.

Jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom, Mate 30 Pro będzie absolutnie najlepiej wyposażonym telefonem na rynku.

Od czego zacząć? Od Kirina 990, wspieranego przez 8 GB RAM-u i 128/256 GB pamięci na dane? Od ekranu o przekątnej 6,53” i rozdzielczości 2400 x 1176, zawiniętego wokół krawędzi urządzenia? Może od 4500 mAh akumulatora, ładowanego przewodowo z mocą 40 W i bezprzewodowo z mocą 27 W?

Głośniki? A komu to potrzebne? Mate 30 Pro będzie emitował dźwięk wibrując ekranem. Zaoferuje też odblokowywanie smartfona twarzą na wzór Apple’owego Face ID.

Wszystko wskazuje też na to, że Mate 30 Pro pozamiata aparatami. W „ciasteczku” na pleckach Huaweia znajdzie się stabilizowany 40-megapikselowy sensor główny, z obiektywem szerokokątnym o jasności f/1.6, do tego 40-megapikselowy sensor pomocniczy, z obiektywem ultraszerokokątnym o jasności f/1.8 i stabilizowany sensor 8-megapikselowy, połączony z obiektywem telefoto o jasności f/2.4.

Za selfie odpowiadać ma zaś aparat o rozdzielczości 32 Mpix i jasności f/2.0.

Sądząc po jakości zdjęć z modelu P30 Pro, możemy spodziewać się nowego króla fotografii mobilnej. Huawei poszedł też o krok dalej i zaimplementował w swoim smartfonie super-super slow-motion, nagrywane w aż 7680 klatkach na sekundę i rozdzielczości 720p. Podejrzewam, że jakość takiego nagrania będzie zbliżona do jakości wizualnej tłuczonych ziemniaków, ale sam fakt stworzenia takiej technologii jest imponujący. Chcąc uzyskać slow-motion wyższej jakości, będziemy mieli do dyspozycji 960 fps w Full HD.

A może raczej powinienem napisać „nie będziemy mieli do dyspozycji”, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach tego smartfona u nas nie kupi. Nie będzie dostępny w oficjalnej dystrybucji, a sprowadzany z Chin będzie wykastrowany z najważniejszych usług, których brak sprawia, że Mate 30 Pro w Polskich realiach może służyć co najwyżej za bardzo, bardzo drogi przycisk do papieru.

Gdy technologia przegrywa z polityką.

Huawei Mate 30 Pro w świecie technologicznym bez wątpienia stanie się symbolem tego, jak polityczne rozgrywki mogą wpłynąć na elektronikę użytkową i jak niewiele trzeba, by zachwiać pozycją giganta rynku.

Abstrahując od politycznego znaczenia tego telefonu, dla nas, konsumentów, jest to po prostu ogromna strata. Rynek elektroniki użytkowej w Europie został pozbawiony dostępu do prawdopodobnie najlepszego smartfona z Androidem, którego w innym wypadku kupiłoby u nas mnóstwo osób, wybierając go zamiast produktów Samsunga czy Apple’a.

REKLAMA

A tak pozostaje nam tylko wzdychać tęsknie i patrzeć na pierwszą od co najmniej 6 lat premierę Huawei, która… nikogo nie obejdzie.

A tymczasem Huawei Mate 20 Pro doczekał się świetnej promocji. Można go kupić za 1499 zł.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA