Nawigacja rowerowa czy aplikacja na telefon? Sprawdziłem i dokonałem wyboru
Dedykowana nawigacja rowerowa czy smartfon z aplikacją? Niedawno rozważałem to zagadnienie czysto teoretycznie, ale nadarzyła się okazja, żeby sprawdzić to w praktyce.
Przez dwa tygodnia miałem bowiem okazję jeździć równocześnie z najwyższym modelem nawigacji rowerowej Garmina, Edge 1030, a także sztandarowym smartfonem Apple'a - iPhone'em XS Max.
Który z nich okazał się lepszy i co wybiorę na przyszły sezon? Przekonajmy się krok po kroku, detal po detalu.
Cena
Tutaj nie ma większej rywalizacji. Smartfon niezbędny do rowerowej nawigacji ma niemal każdy. Wymagania? GPS - jest prawie wszędzie. Pakiet danych? Gigabajty są w niemal każdej ofercie. Ewentualna przestrzeń na mapy? Też nie powinno jej braknąć. Można więc przyjąć, że sprzętowo do rowerowej nawigacji na telefonie nie musimy dołożyć ani złotówki.
Co innego, jeśli chodzi o same aplikacje do nawigacji. Spora część jest darmowa lub za darmo udostępnia sporo przydatnych funkcji. Czasem jednak trzeba zapłacić, ale nie są to ogromne kwoty.
Nawet zakładając, że za aplikację przyjdzie nam zapłacić 100-200 zł, to i tak będzie to wydatek wielokrotnie mniejszy od dedykowanego urządzenia. Testowany przeze mnie przez kilka tygodni Garmin Edge 1030 kosztuje sporo ponad 2000 zł. Pozbawiony funkcji treningowych, czysto nawigacyjny Edge Explore to z kolei wydatek około 1000 zł.
Werdykt w tej klasyfikacji może być tylko jeden.
Sposób montażu
W moim przypadku sprawa jest prosta - telefon podczas jazdy trafia do obudowy QuadLock, natomiast ta mocowana jest solidnie do dedykowanego uchwytu. Dostępne są przy tym dwie wersje uchwytu - albo taki, na którym telefon zamontowany jest bezpośrednio na kierownicy, albo taki, gdzie telefon jest wyraźnie przed nią wysunięty.
O ile do solidności tego rozwiązania nie można mieć żadnych zarzutów, o tyle można się przyczepić do dwóch elementów - dostępności i ceny.
Po pierwsze QuadLock, zwłaszcza w pełnym zestawie, jest piekielnie drogi. Do tego stopnia, że jeśli go nie kupimy, to oszczędzone pieniądze stanowią już jakąś część oszczędności np. na Edge Explore. Po drugie jest dostępny wyłącznie dla wybranych modeli urządzeń w swojej dedykowanej formie.
Oczywiście można przyczepić telefon do kierownicy uniwersalnym uchwytem rowerowym, nawet takim za kilkanaście złotych, ale testowałem kilka takich i wszystkie ostatecznie wylądowały w koszu na śmieci.
W przypadku dedykowanej nawigacji (nie tylko Edge 1030 za ponad 2000 zł) jest o tyle łatwiej, że już w zestawie mamy uchwyt montażowy, więc nie musimy czegoś dobierać albo dokupować. Odbieramy paczkę, montujemy, jedziemy.
Do tego uchwyty Garmina dostępne są w wersjach np. z mocowaniem na GoPro (z którym zgodna jest też m.in. lampka rowerowa Garmina). Tyle tylko, że... QuadLock też oferuje takie rozwiązanie.
Kto wygrywa? Jeśli masz zgodny z QuadLockiem telefon i nie żal ci kilkuset złotych, można uznać, że jest remis. Ale taki trochę naciągany.
Solidność w trakcie jazdy
Znów - jeśli chodzi o QuadLocka w zestawieniu z Garminem, jestem zmuszony ogłosić remis.
I w jednym i drugim przypadku mocowanie telefonu prezentuje się podobnie - nakładamy urządzenie na uchwyt, przekręcamy i od tego momentu całość ani drgnie. Niezależnie od tego, po jakich strasznych wertepach nie jedziemy.
Aero
Tutaj nie ma miejsca na większy pojedynek. Jeśli ktoś chce uciąć sekundy ze swojego wyniku przez obniżenie oporów powietrza, to raczej nie będzie montował 6,5-calowej patelni na kierownicy. Ani nigdzie w jej pobliżu.
Z drugiej strony, jeśli ktoś po prostu na rowerze podróżuje - dalej lub bliżej - to raczej ten aspekt nie będzie miał dla niego większego znaczenia.
Odporność
W przypadku Edge wszystko jest jasne - sprzęt jest wodoodporny i zaskakująco dobrze radzi sobie z deszczem także wtedy, kiedy musimy korzystać z ekranu dotykowego podczas opadów. W przypadku telefonu nie zawsze jest to takie oczywiste - ani jeśli chodzi o odporność na wodę, ani o obsługę w takich warunkach.
Inną kwestią jest też ogólna odporność całej konstrukcji. Edge 1030 nie jest może absolutnie pancernym sprzętem, ale wiem jedno - wolałbym zaliczyć wywrotkę właśnie z nim przy kierownicy, zamiast zrobić to samo z iPhone'em. Jakoś nie wierzę, żeby nawet w ochronnej obudowie telefon wyszedł z tego cało.
Czytelność w słońcu
Jedna z kluczowych różnic, które trzeba zobaczyć na własne oczy, żeby mieć pojęcie o jej skali.
Kiedy rozpakujemy pudełko z Edge 1030, może nam się wręcz wydawać, że ekran jest zbyt ciemny i zbyt mało kontrastowy. Zdecydowanie nie chcielibyśmy mieć go w telefonie, żeby przeglądać na nim zdjęcia czy filmy. Smartfon oczywiście wprost przeciwnie - w dobrych warunkach (czyli bez ostrego światła) prezentuje się pięknie.
Sytuacja jednak zmienia się po wyjściu na rower w słoneczny dzień. Im mocniejsze światło, tym gorzej wypada nawet najlepszy smartfonowy ekran i jednocześnie tym lepiej wygląda wyświetlacz w Edge 1030.
Nie spotkałem się ani razu z sytuacją, kiedy musiałem drugi raz zerknąć na ekran dedykowanej nawigacji. W przypadku telefonu, przy pechowym ustawieniu, było to natomiast nagminne.
Tak, kontrast i kolory w Edge 1030 nie rozpieszczają, ale od strony użytkowej ta konstrukcja jest po prostu technicznie dużo, dużo lepsza.
Czytelność w ogóle
Pomijając jednak przypadki mocnego oświetlenia, dużo trudniej jest wyłonić zwycięzcę. Edge 1030 miał tego pecha, że moim telefonem i rowerową nawigacją od niedawna jest ogromny XS Max. Co za tym idzie - ilość treści, które mogą się zmieścić na jednym ekranie, jest równie gigantyczna.
W Edge'u trzeba się po prostu przyzwyczaić, że wszystkiego jest mniej. Że czasem mapa przy satysfakcjonującym przybliżeniu nie pokaże nam już najbliższych 5 zakrętów, tylko 2 albo 3.
I choć na papierze oznacza to zwycięstwo telefonu (mało który ma dziś tak mały ekran jak Edge), to nie mogę napisać, żeby mniejszy wyświetlacz był jakimś ogromnym problemem.
Na start.
Mały-wielki plus dla Edge'a 1030 - profile jazdy, dla których dowolnie możemy ustalić całą feerię opcji. Od tego, jakie parametry mają być wyświetlane na kolejnych kartach, przez to, jakie i ile tych kart ma być, przez ustawienia nawigacji, alertów, aż np. po ustawienia automatycznej pauzy czy automatycznych okrążeń.
Obsługa na postoju.
Proste - oczywiście że smartfon. Tak, Edge 1030 ma ekran dotykowy. Tak, ten ekran dotykowy jest nawet całkiem przyjemny w obsłudze, a menu nawigacji Garmina coraz bardziej upodabnia się do menu na smartfonach.
Tyle tylko, że dalej nie jest to jeszcze ten poziom. Wszystkie akcje realizuje się na telefonie łatwiej, szybciej, przyjemniej, a często i logiczniej. Garmin w 1030 naprawdę przyłożył się do UI, ale... to po prostu jeszcze nie to.
Obsługa w trakcie jazdy
Tutaj z kolei sytuacja się odwraca. Wysoki poziom czułości ekranu smartfona na dotyk zaczyna przeszkadzać, gdy chcemy coś szybko przewinąć lub wybrać jakąś opcję. Nie mówiąc już o tym, że przy dużym wyświetlaczu telefonu wszędzie jest po prostu dalej.
W Garminie Edge 1030 ten problem jest dużo, dużo mniejszy. Do tego jeszcze dochodzą przyciski umieszczone na krawędziach obudowy (jeśli chcemy np. zapauzować przejazd albo zaznaczyć okrążenie). Jeśli to nam nie wystarcza, możemy dokupić... pilota, za pomocą którego możemy sterować podstawowymi funkcjami urządzenia.
Nie bez znaczenia jest też w tym przypadku układ ekranu a raczej ekranów jazdy. Edge pozwala niemal dowolnie podzielić na karty i kategorie wszystkie interesujące nas parametry jazdy, a potem błyskawicznie przełączać się między nimi. W przypadku nawigacji rowerowych nie zawsze znajdziemy komplet takich opcji.
Tworzenie trasy
Jeden z powodów, dla których wybrałem Naviki jako aplikację nawigacyjną na telefon. Zamiast wprowadzać trasę punkt po punkcie, po prostu wybieram typ trasy, jej długość, a następnie sprawdzam propozycję i decyduję się na jedną z nich. Zero myślenia, zero kombinowania.
Edge oczywiście również ma taką funkcję, przy czym można skorzystać z niej na kilka sposobów. Pierwszym jest wykorzystanie opcji generowania trasy w aplikacji Garmin Connect i szybka synchronizacja z urządzeniem. Drugim jest utworzenie trasy bezpośrednio na urządzeniu. Ewentualnie można też skorzystać m.in. z tras utworzonych w Stravie.
Najciekawsze dla mnie było jednak tworzenie tras z poziomu urządzenia i... okazało się ono zaskakująco dobre. Przede wszystkim Edge 1030 ma naprawdę bogatą bazę POI, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wyznaczyć trasę do dowolnego ciekawego miejsca X, a po dojechaniu - wyznaczyć trasę do domu. Równie dobrze działa też wyznaczanie tras w pętli, na zadany dystans i kierunek. Oczywiście w zależności od profilu aktywności (np. jazda po szosie czy po górach), trasy będą generowane inaczej.
Edge korzysta przy tym przy wyznaczaniu trasy z danych pochodzących od innych użytkowników sprzętów Garmina, preferując najczęściej wybierane przez nich trasy. W rezultacie istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie będziemy puszczeni po prostu drogą, która pasuje algorytmowi, a drogą, którą faktycznie sporo osób z jakiegoś powodu jeździ rowerami.
Dwa tygodnie były jednak dość krótkim okresem, żeby sprawdzić, czy faktycznie trasy wyznaczane przez Garmina są zawsze lepsze od tych, które wyznacza telefon. Mogę jedynie stwierdzić, że na żadnym odcinku nie zostałem wyprowadzony w ścieżkę, którą na zdrowy rozum rowerem nigdy bym nie pojechał.
Funkcje nawigacyjne
Tutaj postawiłbym na remis, z delikatnym jednak wskazaniem na sprzęt od Garmina.
Podstawowe funkcje nawigacyjne zarówno Edge, jak i telefon z aplikacją, spełniały jak trzeba. Prowadziły z punktu A do punktu B, informowały o następnych manewrach i przeliczały trasę, jeśli z niej zboczyliśmy.
Edge natomiast wygrywał tym, że wyświetlał wszystkie te dane w dużo bardziej przystępny i czytelny sposób i lepiej zarządzał m.in. przybliżaniem czy obracaniem mapy w trakcie jazdy. Można byłoby jedynie nieco popracować nad komunikatami głosowymi (dostępnymi w języku polskim), bo syntetyczny głos pani odczytujący „cyclepath” dokładnie tak, jak się to słowo pisze, prawie sprawił, że ze śmiechu spadłem z roweru.
Dodatkowe aplikacje
Tutaj ostateczna ocena zależy od tego, jakie rozwiązanie preferujemy. Na telefonie możemy bowiem zainstalować wszystkie aplikacje, natomiast na Edge'u ich liczba jest ograniczona. Nie ma co jednak spieszyć się z opinią, że telefon w tym momencie wygrywa.
Na smartfonie większość aplikacji żyje bowiem całkowicie osobno. Możemy mieć i 10 aplikacji nawigacyjnych oraz treningowych, ale nie będą one ze sobą współpracować. Musimy je uruchomić, a potem przełączać się między nimi w trakcie jazdy.
W Edge'u jest natomiast inaczej. Wybór aplikacji zgodnych z Connect IQ jest mniejszy, ale za to w dużej części świetnie integrują się z systemem i stają się jego częścią, a nie jedynie dodatkiem.
Przykład? Aplikacja Strava i utworzone w niej trasy oraz segmenty. Jeśli przygotujemy wcześniej trasę w Stravie, możemy z poziomu aplikacji na Edge'u wybrać ją, po czym uruchomiona zostanie systemowa aplikacja nawigacyjna z odpowiednimi wprowadzonymi danymi. Bez ręcznej synchronizacji, kopiowania czy zgrywania plików w jakikolwiek sposób i bez rejestracji danych w kilku różnych serwisach jednocześnie. Segmenty Stravy (z obsługą segmentów na żywo) natomiast synchronizują się z urządzeniem w taki sposób, że np. widzimy w trakcie jazdy pobliskie segmenty, które możemy zaatakować. I dalej wszystko z poziomu jednej aplikacji.
Oczywiście jeśli komuś nie przeszkadza przełączanie się pomiędzy aplikacjami w trakcie jazdy, to telefon wygrywa - trudno oczekiwać od Edge'a, żeby miał na pokładzie wszystkie aplikacje innych, często konkurujących z Garminem producentów.
Prędkość działania
Mocny punkt dla telefonu, choć też nie można stwierdzić, żeby Edge był w większości przypadków przesadnie powolny. Po prostu to nie ta sama płynność i szybkość, co w najnowszych smartfonach z najwyższej półki.
Widać to chociażby na ekranach głównych i rozwijanych menu, gdzie nie zobaczymy idealnie animowanych przejść. Widać to też np. na etapie wyznaczania trasy - telefon z aplikacją jest w stanie podpowiedzieć trasę dowolnej długości w kilka lub kilkanaście sekund. Edge'owi potrafi to zając wielokrotnie dłużej.
Na szczęście już w trakcie jazdy różnice w prędkości działania niemal zupełnie się zacierają. Mapa przewija się na Edge 1030 w trakcie jazdy w całkowicie satysfakcjonujący sposób, natomiast przeliczanie trasy po zjeździe jest na tyle szybkie, żebyśmy przypadkiem nie zajechali zbyt daleko niewłaściwą drogą.
Czas pracy
I tutaj prawdopodobnie leży największa różnica miedzy tymi dwoma urządzeniami. Telefon, z włączoną aplikacją nawigacyjną i zapisem trasy, a także standardowymi aplikacjami działającymi w tle, w zależności od dnia potrafił w ciągu jednej godziny zużyć od 15 do nawet 30 proc. energii zgromadzonej w akumulatorzem. To przekłada się na - przyjmijmy optymistycznie - maksymalnie 6 godzin z niewielkim zapasem. Choć u mnie przeważnie wystarczał na około 4.
A zdecydowanie najgorszą rzeczą, jaka może się stać w trakcie dłuższego wyjazdu rowerowego, jest rozładowanie telefonu. Ani nigdzie nie zadzwonimy, ani nie znajdziemy trasy powrotnej, ani - w moim przypadku - nie zapłacimy w sklepie za butelkę wody czy coś do jedzenia.
Edge 1030 w tym samym czasie przy zapisywaniu trasy, nawigacji, sterowaniu światłami i wyświetlaniu powiadomień z radaru zużywał... około 5-8 proc. akumulatora. Czyli - zgodnie z deklaracjami producenta - powinniśmy uzyskać maksymalnie około 20 godzin bez konieczności ładowania.
I nie chodzi tutaj wyłącznie o różnicę w ciągłej pracy bez ładowania. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym bez przerwy jechał 10 czy 12 godzin (może kiedyś). Ale jeśli po całym dniu wsiądę na rower z telefonem, którego od rana nie ładowałem, mogę mieć problemy z przejazdem kilkugodzinnej trasy. A Edge'a mogę ładować... raz na jakiś czas, a i tak mam świadomość, że nie rozładuje się w trakcie.
Ładowanie w trakcie jazdy
Tak, są powerbanki do montażu na rowery. Tak, nie są nawet przesadnie drogie. W większości są to jednak sprzęty, którym trudno byłoby zaufać podczas bardziej wymagających wycieczek - nieznanych, chińskich marek, wyposażone w masę bzdurnych gadżetów.
Są też powerbanki zintegrowane z uchwytami rowerowymi, ale po pierwsze są drogie, a po drugie - ja już dobry uchwyt rowerowy mam i nie zamierzam go zmieniać. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest chyba Mobile Powerpack od Topeak (również drogi) - powebank z opcją... podłączenia do systemu montażowego GoPro, co pozwoliłoby mi podłączyć go do mojego aktualnego uchwytu. Tylko musiałbym do tego jeszcze poszukać najkrótszego na świecie kabla do ładowania telefonu, żeby ten przypadkiem nie zaplątać się w niego w trakcie jazdy.
Garmin ma natomiast dedykowane rozwiązanie - Garmin Charge. Kosztuje wprawdzie małą fortunę (ok. 450 zł), ale za to sposób jego montażu jest banalnie prosty. Po prostu wkręcamy powerbank w dolną część część uchwytu, do którego przymocowany jest Edge i... już. Żadnych kabli, żadnego rozłączania kabli w panice, kiedy zaczyna kropić.
Przy czym kluczowa różnica między tymi dwoma przypadkami jest taka, że powerbank do telefonu jest absolutnie niezbędny przy dłuższych wypadach. Powerbank dla Edga'a jest natomiast wymagany tylko do ekstremalnych zastosowań - nawigacja Garmina z dodatkowym źródłem energii wytrzyma bowiem maksymalnie bez ładowania prawie 2 pełne doby.
Dokładność GPS
W tym miejscu trzeba sobie zadać ważne pytanie - jaki poziom dokładności jest nam naprawdę potrzebny? Tym bardziej, że różnice - przynajmniej te, które udało mi się zaobserwować - w ogólnym rozliczeniu gigantyczne nie są.
Ot, weźmy za przykład spokojny, godzinny przejazd z iPhone'em i Edgem 1030. Pokonany dystans? 21,8 km według Edge'a i 22 km według iPhone'a. 200 m różnicy w dystansie, 0,3 km/h różnicy w średniej prędkości.
Które z urządzeń miało rację? Przyglądając się mapce z daleka, można odnieść wrażenie, że oba były mniej więcej zgodne. Dopiero po przybliżeniu możemy zobaczyć, że iPhone lubi się pomylić - czasem nawet bardzo.
Liczba pomyłek jest całkiem długa. Tu z niewiadomego powodu przerzuca na drogą stronę jezdni (a potem przenosi nas losowo na właściwą), tam w tragiczny sposób zetnie zakręt, gdzie indziej jeszcze pomyli się przy ciasnej pętli. Sprzęt Garmina też nie oddaje w absolutnych 100 proc. przebiegu trasy, ale zapis - a co za tym idzie, również i średnia prędkość - jest dokładniejszy.
Pytanie tylko, czy naprawdę jest nam niezbędna absolutna dokładność i będziemy analizować każdy, nawet najmniejszy zakręt, doszukując się przekłamania wskazań GPS?
Zewnętrzne czujniki i akcesoria
Dywagacje o dokładności GPS mogą doprowadzić nas do dyskusji o kolejnym zliczanym przez oba urządzenia parametrze - prędkości, w tym prędkości chwilowej. O ile bowiem prędkość średnia jest bardzo zbliżona, o tyle prędkości chwilowe już... ani trochę.
Owszem, miejscami wskazania iPhone'a pokrywają się z tymi podawanymi przez Edge. Ale jeśli prześledzić cały wykres prędkości dla obu sprzętów w czasie tego zaledwie godzinnego przejazdu, uzyskujemy kompletny chaos. A po powiększeniu wykresu jest nawet jeszcze gorzej.
iPhone niestety - jak każdy inny telefon - przy pomiarze chwilowej prędkości straszliwe szarpie, i utrzymanie stałego tempa jest dosyć trudne. Ma to wprawdzie większe znaczenie, kiedy prędkość jest mniejsza (np. przy bieganiu), ale na rowerze też potrafi być denerwujące.
Edge natomiast też potrafi wprawdzie trochę poszarpać przy opieraniu się wyłącznie na danych z GPS, ale tutaj przechodzimy do kolejnego elementu - czujników, które możemy podłączyć do urządzenia.
Tak, możemy podłączyć do iPhone'a czujnik kadencji. Ale czy zadziała on z każdą aplikacją, w tym i tymi nawigacyjno-rejestrującymi? Nie (choć akurat z używanym przeze mnie Naviki działa). Czy możemy na sztywno wybrać, żeby na bazie czujnika podobnego czujnika prędkości ustalana była w najdokładniejszy sposób nasza prędkość chwilowa? Niekoniecznie - przykładowo Strava w instrukcji wprost ostrzega, że nie będzie wykorzystywać chociażby czujników mocy do pobierania danych o kadencji czy prędkości. Podobnie nie będzie wyliczać prędkości na bazie czujników prędkości.
Im dalej w czujniki, tym zresztą gorzej dla iPhone'a. Czujnik tętna jeszcze zmieści się na liście obsługiwanych urządzeń, ale na tym właściwie koniec. Sterowanie oświetleniem roweru? Radar rowerowy? Podłączanie miernika mocy? To ostatnie jest akurat możliwe, ale lista obsługiwanych urządzeń jest bardzo krótka - przykładowo do Stravy podłączymy zaledwie jeden miernik od jednego producenta.
Oczywiście możemy początkowo nie mieć i nie planować zakupu tych dodatków. Ale z czasem...
Funkcje treningowe
I to jest trochę wypadkowa wszystkiego tego, co było analizowane wcześniej. Już na wstępie można stwierdzić jedno - Edge 1030 jest lepszym urządzeniem treningowym niż iPhone. Zaczynając od dłuższym czasie pracy na ładowaniu, przez większą dokładność GPS i lepszą czytelność w trudnych warunkach, aż po lepsze aero i obsługę zewnętrznych czujników.
Oczywiście i na iPhone'a możemy pobrać szereg różnych aplikacji treningowych. I oczywiście wielu osobom oferowane przez nie plany treningowe mogą całkowicie wystarczyć.
Ale jeśli ktoś będzie chciał trenować na poważnie, prawdopodobnie w pewnym momencie zorientuje się, że sama prędkość i dystans to trochę mało danych i przydałoby się ten zestaw znacząco rozbudować.
Przy korzystaniu z telefonu będzie miał ograniczone pole do manewru. Przy Edge'u - wręcz przeciwnie. Nie tylko możemy tu korzystać z gotowych treningów, ale też tworzyć własne, i to z poziomu telefonu. Nie tylko możemy zapisać dane dotyczące tętna, ale i poddać je pełnej analizie z wykorzystaniem rozwiązań FirstBeat. I to jeszcze nie koniec bardzo, bardzo długiej listy.
Inne?
Listę porównywanych elementów można ciągnąć niemal w nieskończoność. Przykładowo plusem telefonu jest oczywiście to, że jest w stanie wyświetlać powiadomienia i w pełni na nie odpowiadać. Edge natomiast wyświetli nam powiadomienie, ale głównie po to, żebyśmy byli na czasie (przynajmniej w przypadku iPhone'a), a nie wdawali się w cyfrową dyskusję. Jednym będzie odpowiadała wolność komunikacji, innym - to, że nic im tak naprawdę nie przeszkadza w trakcie jazdy i nie kusi do zdjęcia rąk z kierownicy.
Z drugiej strony Edge też oferuje funkcje, których w telefonie nie uświadczymy. Przykładowo bezpośrednią komunikację za pomocą utworzonych wcześniej wiadomości z innymi posiadaczami Edge. Albo system wykrywania wypadków, który automatycznie poinformuje o tym wybrane osoby, wysyłając im odpowiednią wiadomość. Albo wyświetlanie danych z zegarka w ramach tzw. rozszerzonego ekranu.
Edge 1030 pozwala też ustawić np. przypomnienia o tym, żeby co godzinę napić się, a co dwie godziny coś zjeść. Przydatne, szczególnie jeśli ktoś potrafi w trakcie długiej jazdy zapomnieć o takich podstawowych czynnościach.
Ja na przykład zapominam.
Czyli co - zamówiłeś już Edge'a 1030?
A razem z nim radar rowerowy i lampkę rowerową, bo właśnie taki zestaw przyszło mi testować?
Otóż odpowiedź brzmi: nie. I raczej na taki zestaw nigdy się nie zdecyduję.
Powód jest prosty - Edge 1030 to dla mnie kompletny przerost treści nad... potrzebami. Kosztuje ponad 2000 zł, a byłbym przy tym w stanie wykorzystać zaledwie niewielki ułamek jego możliwości. Nie wspominając już o tym, że byłby to dodatek do roweru, który kosztowałby... sporą część wartości samego roweru.
Jest natomiast masa rzeczy, którymi ogólna idea dedykowanej nawigacji rowerowej - i jej realizacja w wydaniu Garmina - zdecydowanie do mnie przemówiły. Rozmiar, czytelność w trudniejszych warunkach, czas pracy na jednym ładowaniu, dokładność, zgodność z dodatkowymi elementami osprzętu - to wszystko (i sporo więcej) sprawiło, że już wiem, że kolejnego sezonu nie przejeżdżę raczej z telefonem w roli nawigacji.
Zamiast jednak kupować 1030 z absolutnie najwyższej półki, mój wybór padnie prawdopodobnie również na najnowszego Edge'a, ale w wersji Explore. Pod wieloma względami jest identyczna lub bardzo zbliżona do 1030-tki, ale wycięto z niej wszystkie funkcje treningowe. Dla mnie bomba - tym bardziej, że spowodowało to redukcję ceny o mniej więcej połowę.
Oczywiście te pieniądze nie zostaną w mojej kieszeni - wydam je (z nawiązką) na radar i lampkę, bo sama nawigacja to w końcu tylko początek zabawy...