Warto było porzucić Premiere Pro - Final Cut Pro X otwiera się na firmy trzecie
Jeśli montujesz wideo na Maku, jest bardzo duża szansa, że robisz to w programie Final Cut Pro X. Nowa wersja tego rewelacyjnego narzędzia to przede wszystkim otwarcie się na dodatki firm trzecich.
Dziś rano Final Cut Pro X powitał mnie informacją o tym, że w nocy zaktualizował się do najnowszej wersji 10.4.4. Na ekranie powitalnym zobaczyłem listę zmian, a tuż po tym okienko ostrzegawcze z informacją, że moje biblioteki nie są kompatybilne z nową wersją programu.
Po mini-zawale spowodowanym wizją stracenia czterech dużych projektów, które składam, wszystko odbyło się bezstresowo. Biblioteki zostały zaktualizowane, a wszystkie projekty są nienaruszone.
I to jest właśnie jeden z powodów, dla których korzystam z Final Cuta, a nie z Premiere Pro, które potrafi zgubić 100 tys. klipów przy czyszczeniu cache'u.
Nowy Final Cut to nowe możliwości.
Największe zmiany w nowej wersji programu to cztery nowości: rozszerzenia firm trzecich, możliwość eksportu wielu klipów lub projektów jednocześnie, nowe narzędzie do redukcji szumu na nagraniach i okienko timecode dla plików źródłowych oraz dla projektu.
Pierwsze skrzypce grają rozszerzenia. Apple otwiera się na usługi firm trzecich, które mogą działać bezpośrednio w FCPX, bez konieczności otwierania innych aplikacji. Póki co rozszerzeń jest niewiele. Są to m.in. frame.io do udostępniania klientom projektu, Shutterstock to pobierania klipów wideo (świetna odpowiedź na integrację Adobe Stock w programach Creative Cloud), czy CatDV to zarządzania katalogiem plików.
Póki co dodatki nie są imponujące, ale jest szansa, że deweloperzy zainteresują się nową opcją Final Cuta. Do tej pory takie decyzje zawsze opłacały się Apple'owi i całemu rynkowi.
Redukcja szumów… mogłaby być lepsza.
W Final Cut pojawił się nowy efekt Noise Reduction, który działa zarówno w standardowych filmach, jak i w tych nagranych w 360 stopniach. Po nałożeniu go na klip możemy edytować stopień odszumiania oraz poziom wyostrzania. Różnice pomiędzy poszczególnymi wariantami są duże, ale ogólny poziom działania tego efektu pozostawia nieco do życzenia.
Znacznie bardziej podoba mi się opcja renderowania kilku projektów naraz. To świetna opcja, której kilkukrotnie mi brakowało. Nie trzeba już pilnować końca renderu pierwszego projektu, żeby zacząć render następnego. Myślę, że ta funkcja pozwoli zaoszczędzić mnóstwo czas wielu osobom.
Ostatnia duża nowość to możliwość właczenia pływającego okienka z kodem czasowym. Dziwne, że takiej możliwości nie było wcześniej.
Jest też kilka mniejszych nowości.
Wśród nich nowy widok porównywania kadrów w celu ujednolicenia kolorystyki, tryb automatycznego importu napisów w formacie SRT, a także możliwość zatapiania napisów w klipach.
Jak widać, tym razem zmian nie ma wiele, ale najważniejsza to możliwość eksportu kilku klipów lub projektów jednocześnie.
A czego życzyłbym sobie w kolejnych odsłonach Final Cuta?
Przede wszystkim lepszych algorytmów stabilizacji, bo pod tym kątem FCPX bardzo mocno odstaje od swojego głównego konkurenta, czyli Premiere Pro. Apple ma tutaj duże pole do poprawy, ale poza tym po prawie dwóch latach pracy w FXPX nie czuję żadnych innych braków względem programu Adobe. Kiedy co jakiś czas wracam do Premiere Pro, uderza mnie przeładowanie interfejsu i wszechobecne archaizmy. To bezsprzecznie świetne narzędzie, ale dalece mniej intuicyjne i mniej wydajne od Final Cuta. Ta opinia dotyczy oczywiście mojej pracy, ale nie jestem w niej odosobniony.
Cały czas jest kilka braków, ale trudno mieć zastrzeżenia do rozwoju Final Cuta. Rok 2018 nie przyniósł wielkich nowości, ale sama końcówka 2017 roku była przełomowa. Pojawiły się nowe narzędzia do zarządzania kolorem, które do Premiere Pro trafiły dopiero w ostatnich tygodniach, po konferencji Adobe MAX 2018. I to pomimo faktu, że użytkownicy Premiere Pro płacą za swój program co miesiąc, natomiast aktualizacje do Final Cuta dostajemy bez dodatkowych opłat, bo program jest dystrybuowany na klasycznej zasadzie, bez subskrypcji.
Pod tym kątem Apple zawstydza Adobe i udowadnia, że model subskrypcyjny nie jest jedyną słuszną drogą w 2018 roku. I całe szczęście!