Przedstawiciel wymierającego gatunku. Lenovo Legion Y920 - 3 razy TAK i 3 razy NIE
Chyba żadna kategoria wśród komputerów osobistych nie budzi tak wielu sprzecznych emocji, co laptopy dla graczy (no, może prócz MacBooków i laptopów Xiaomi). Nie mija 15 minut od publikacji tekstu o takim sprzęcie i już znajdzie się co najmniej jeden komentarz mówiący o tym, że to bez sensu, drugi, że nikt normalny takiego sprzętu nie kupuje i trzeci, obowiązkowy, że za 50 zł i worek cebuli można złożyć lepszy komputer stacjonarny.
Zawsze wtedy drapię się po głowię i dumam, jak można mieć takie klapki ignorancji na oczach, komentując tę tematykę. Opinie „znawców” sobie, a rynek sobie – gdyby nikt normalny nie chciał tego kupować, żaden producent by tego nie produkował. Gdyby były bez sensu, nie powstawałyby coraz to nowsze i doskonalsze odmiany. Gdyby chodziło o to, co jest najtańsze, wszyscy kupowalibyśmy na Aliexpress.
Laptopy dla graczy cieszą się niesłabnącą popularnością – to nie opinia, to fakt. Rosnąca popularność e-sportu tylko dodatkowo się do tego przyczynia, czyniąc takie maszyny nie tylko komputerami dla domorosłych gejmerów, ale też sprzętami dla zawodowców. Za każdym razem gdy wołasz „laptopy dla graczy są bez sensu”, gdzieś na świecie ktoś kupuje taki laptop. Bo chce i bo może.
Sam też bardzo lubię tę kategorię. Nie zraża mnie do niej nawet dość… hmm, przaśna estetyka, która nie każdemu musi się podobać. Ja ją lubię. Jest inna. Ciekawa. Z daleka krzyczy „nie jestem kolejnym nudnym sprzętem dla korposzczurów i gospodyń domowych”.
A skoro to już ustalone, to możemy przejść do recenzji.
Lenovo Legion Y920 to jeden z ostatnich przedstawicieli swojego gatunku.
Trzeba powiedzieć wprost, że konstrukcji przypominających Legiona Y920 jest na rynku coraz mniej. Wynika to przede wszystkim z faktu, że odkąd Nvidia zaprezentowała infrastrukturę Max-Q, wydajne laptopy nie wymagają już ogromnych opakowań do efektywnego schłodzenia podzespołów.
Nawet Lenovo ma w swoim portfolio takie maszyny – nadchodzące Legiony Y530 i 730 będą smukłe, lekkie i wydajne. Ale co ciekawe, firma zapowiedziała, że póki co Y920 nie doczeka się następcy. Przynajmniej do czasu, aż na rynku pojawią się nowe mobilne układy Nvidii, a na to przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Jeśli szukasz sprzętu tego typu, są co najmniej 3 powody, by kupić Lenovo Legion Y920. I co najmniej 3, żeby sobie darować.
Pierwsze TAK – wydajność i kultura pracy
Legion Y920 to potężna maszyna. Czterordzeniowy Intel Core i7-7820HK w połączeniu z grafiką GTX 1070 i 32 GB RAM-u pozwalają uruchomić absolutnie każdą grę na najwyższych ustawieniach, przy rozdzielczości Full HD i minimum 60 klatkach na sekundę.
Jak na takiego potwora, Legion Y920 zachowuje się też w zaskakująco cywilizowany sposób pod obciążeniem. Szum wiatraków jest stały, ale nieintruzywny. Dopiero przełączenie laptopa w tryb „Turbo” dedykowanym przyciskiem sprawia, że robi się głośno. Nadal nie nazwałbym jednak hałasu przytłaczającym i na pewno nie jest o wiele bardziej intensywny, niż przy maksymalnie obciążonej skrzynkce.
Drugie TAK – ta klawiatura!
Klawiatura w Legionie Y920 jest mechaniczna, przemyślana i – co tu dużo mówić – cudowna. W większości laptopów eksperyment z umieszczeniem mechanicznych przycisków nie poszedł niestety pomyślnie.
Lenovo udało się skurczyć przyciski na tyle, by zmieścić je w obudowie laptopa, ale nie na tyle, by stracić największą zaletę mechanicznych przełączników – duży skok. Ten wynosi aż 2,2 mm, ma wyraźny punkt aktywacji, a pisanie czy gaming na tej klawiaturze to czysta przyjemność.
Trzecie TAK – zdumiewająco dobre audio.
Układ trzech głośników od JBL-a, dostrojony dodatkowo przez Dolby, to największa niespodzianka w tym modelu.
Z reguły miniaturowe subwoofery montowane u dołu obudowy laptopów nie wpływają w istotny sposób na jakość dźwięku. Tutaj jest inaczej. Legion Y920 emituje naprawdę pełny dźwięk. Do tego bardzo głośny, wyraźny, bez żadnego przesterowania.
Wiadomo, że nie jest to jakość porównywalna z dedykowanym układem 2.1, ale jeśli ktoś nie ma miejsca na biurku na dodatkowe głośniki albo preferuje grać na słuchawkach (które, swoją drogą, Legion Y920 również napędza znakomicie) nie ma potrzeby dokładać zewnętrznych głośników.
Pierwsze NIE – wyświetlacz.
Dla pełnego zrozumienia: obiektywnie nie jest to zły panel. Ma żywe kolory, dobry kontrast i kąty widzenia, może nieco zbyt niską jasność, do tego wspiera technolgoię Nvidia G-Sync, więc nie ma mowy o żadnym smużeniu w grach.
Sęk w tym, że obiektywnie nie jest to też dobry panel. A może raczej brakuje mu konkretnego przeznaczenia. Często drogie laptopy mają wyświetlacze o standardowej częstotliwości odświeżania, ale za to świetnym pokryciu palety barw, aby mogli z nich zrobić użytek twórcy treści multimedialnych.
Często też producenci decydują się poświęcić akuratność kolorów na rzecz wysokiej częstotliwości odświeżania, tak pożądanej przez prawdziwych przedstawicieli PC Master Race.
Niestety, Legion Y920 nie ma ekranu ani szybkiego, ani nadającego się do zdjęć czy grafiki. Szkoda.
Drugie NIE – rozmiar i czas pracy.
To w zasadzie bardziej cecha niż wada, ale dla niektórych może być problemem nie do przeskoczenia. Legion Y920, jak wiele podobnych konstrukcji, nie jest przesadnie mobilną maszyną. To bardziej DTR (desktop replacement) czy też mobilna stacja robocza, niż lekki laptop do pracy.
Przy masie 4,4 kg, wymiarach 425 mm x 315 mm x 36 mm i zasilaczu wielkości połowy przeciętnej książki w miękkiej oprawie, trudno mówić o nim w kategorii „cienkie i lekkie”.
Nie powala też czas pracy. W takich urządzeniach akumulator co prawda bardziej służy podtrzymaniu maszyny na chwilę niż wydłużonej pracy przy karmelowym latte w kawiarni, ale nadal mamy prawo oczekiwać więcej po komputerze przenośnym w 2018 roku.
Przeglądanie Internetu, pisanie dokumentów i inne niezobowiązujące zadania możemy wykonywać z dala od gniazdka przez niespełna 4 godziny. Wystarczy jednak uruchomić grę lub program graficzny i pasek naładowania dosłownie topnieje w oczach.
Z Legiona Y920 udało mi się wycisnąć zaledwie 45 minut obróbki zdjęć w Lightroomie. Szału nie ma.
Trzecie NIE – chciałoby się więcej!
Na tle innych sprzętów z tego segmentu Lenovo Legion Y920 nie wypada źle pod kątem ceny. Testowa konfiguracja kosztuje około 9500 zł, ale możemy ją podnieść o kilka tysięcy decydując się na układy SSD o większej pojemności.
Szkoda tylko, że Y920, choć wydajny, nie prezentuje absolutnego topu topów rynku komputerów przenośnych. Mamy tu czterordzeniowy układ Intela siódmej generacji, nie sześciordzeniowy układ ósmej generacji. Mamy GTX 1070, a nie znacznie bardziej wydajnego GTX-a 1080. Nie ma nawet opcji kupienia Legiona Y920 z tym układem!
Przez to wszystko Legion Y920 może sprawiać wrażenie zawieszonego gdzieś pośrodku rynkowego spektrum – z jednej strony nie należy do najtańszych maszyn, a z drugiej nie należy też do tych najbardziej wydajnych i nowoczesnych.
No i muszę wspomnieć o gładziku. O ile klawiatura jest genialna, o tyle gładzik jest po prostu zły. Nie obsługuje nawet sterowników Windows Precision i gestów Windowsa 10. Na szczęście do takiego sprzętu i tak każdy podłącza myszkę.
Wszystko sprowadza się do tego, czego naprawdę oczekujemy od komputera.
Lenovo Legion Y920 został zaprojektowany w jednym celu – by służyć graczom i e-sportowcom. Cały jego byt obraca się dookoła zapewnienia tym dwóm grupom jak najlepszych doznań.
Producent nie próbował tego osiągnąć upychając wewnątrz obudowy absolutnie najmocniejsze komponenty, lecz stosując bardzo rozsądne kompromisy.
Mamy tu więc odpowiednio wydajne podzespoły, ilość RAM-u pozwalającą na jednoczesne granie i streaming, super-szybkie Wi-Fi Killer AC 1535, super-szybki Killer LAN, znakomitą klawiaturę, znakomity układ audio i super-szybki układ napędów SSD w RAID 0.
Wszystko dla graczy. Konkretnie dla tych graczy, dla których dokładnie taki sprzęt ma najwięcej sensu na świecie. A reszta… niech sobie buduje te stacjonarki „za ułamek ceny laptopa”. Na zdrowie.