REKLAMA

Nie pokazujcie aplikacji Joom zakupoholikom. Przepadną w zalewie rabatów, promocji i okazji życia

Polacy kochają zakupy w Chinach, dlatego nad Wisłą coraz większą popularnością cieszy się AliExpress czy Gearbest. Ostatnim krzykiem sinofilsko-cebulowej mody jest jednak aplikacja Joom - wygodny i bezpieczny sposób zakupów w Chinach.

Aplikacja Joom: co to, jak płacić? Wygodny sposób na zakupy w Chinach!
REKLAMA
REKLAMA

Joom to młoda platforma internetowa, która służy jako pośrednik przy zakupach w Państwie Środka. Inaczej niż w przypadku kupowania na Ali nie możemy się tutaj bezpośrednio kontaktować ze sprzedawcą. Zamiast tego mamy mało responsywne wsparcie, ale m.in. po polsku. Różnic jest jednak o wiele więcej.

Zakupy w Chinach po polskawemu.

Podobnie jak AliExpress, Joom także korzysta z tłumaczenia maszynowego przy przygotowywaniu swoich ofert. Odnoszę jednak wrażenie, że gdzieś w tym procesie pojawia się człowiek, który koryguje największe babole, przez co ogłoszenia nie wprowadzają w błąd. Nie zmienia to jednak faktu, że opisy produktów czyta się dość trudno.

Opisy to jednak kwestia drugorzędna w stosunku do cen. Przecież to właśnie za nie pokochaliśmy zakupy u majfriendów.

Rzut oka na stronę główną pokazuje, że Joom nie celuje w miłośników smartfonów czy generalnie droższych rzeczy. W aplikacji znajdziemy drobne urządzenia, ale gro produktów stanowią plastikowe gadżety, o których istnieniu jeszcze wczoraj nie wiedziałem. Są tu wymyślne foremki i maseczki, ale też spodnie, biżuteria czy silikonowe etui. Oczywiście każdy z nas może widzieć inną stronę główną, bo twórcy sugerują, że na jej kształt wpływają nasze preferencje.

Wszędzie rabaty, promocje i okazje życia.

Aplikacja bombarduje nas przecenami. Postanowiłem sprawdzić jedną z nich. Na środkowym zdjęciu widzicie buty, reklamowane ceną, która bardziej pasowałaby do klapek. Po wejściu na ich stronę okazuje się, że 40 zł to kwota, za którą dostaniemy buty męskie jedynie w rozmiarze 38. Każda większa para jest droższa. Nie zabrakło też przekreślonej kwoty z księżyca - prawie 800 zł. Tyle buty rzekomo kosztowały przed przeceną.

Nie są to oczywiście żadne nowe czy wyjątkowe sztuczki, ale ich skala i częstość sprawiły, że na każdy kroku czułem, jakby ktoś chciał mnie zmanipulować.

Poza tymi sztuczkami Joom wydaje się jednak bardzo przyzwoitą platformą. Przynajmniej na papierze, bo jeszcze nic tam nie zamówiłem. Jeśli już bym się na taki krok poważył, to miałbym pewność, że produkt można zwrócić w ciągu 30 dni bez podania powodu. Haczykiem jest jednak to, że bluzkę czy doniczkę trzeba wysyłać do Chin...

Joom gwarantuje także zwrot środków, kiedy jakość zamówienia nie zgadza się z opisem czy produkt zwyczajnie zatonie razem z kontenerowcem na Morzu Południowochińskim.

Joom polecić mogę tylko fanom i fankom zakupów.

REKLAMA

Pozostali mogą co najwyżej próbować zabić nudę, myśląc "czego to Chińczycy nie wymyślą...".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA