Komisja Europejska chce uderzyć w gigantów technologicznych podatkiem cyfrowym
Komisja Europejska uparcie forsuje ideę, w której funkcjonuje podatek cyfrowy. Prezydent USA Donald Trump na te zapowiedzi reaguje bardzo nerwowo i zapowiada zaskarżenie takiego rozwiązania do Światowej Organizacji Handlu.
Komisja Europejska nadal chce, żeby firmy opierające swoje usługi na cyfrowych mechanizmach płaciły adekwatne do swoich dochodów podatki. Adekwatne, czyli wyższe niż dotychczas. Rozmowy na ten temat prowadzone są już od jakiegoś czasu. I w końcu na stole pojawiła się konkretna propozycja.
Trzy procent od obrotu dla najbogatszych.
Propozycja KE zakłada, że największe firmy, te które w Unii Europejskiej notują dochody powyżej 50 mln euro lub ponad 750 mln euro na świecie – płaciłyby podatek cyfrowy w wysokości 3 procent od obrotu. Propozycja była podobno konsultowana i dyskutowana.
Komisja twierdzi, że obecnie biznes cyfrowy - który nie potrzebuje fizycznej obecności do rozwijania swoich technologii - wykorzystuje lukę w przepisach i najczęściej rejestruje działalność w krajach o niskich podatkach. W efekcie najwięksi, zdaniem unijnych urzędników, płacą zdecydowanie za niską daninę.
Trump nie ukrywa irytacji i grozi.
Nie jest tajemnicą, że nowe mechanizmy Komisja Europejska wycelowała w amerykańskich gigantów, jak chociażby Google, Facebook czy Uber. A to z kolei bardzo nie podoba się obecnemu gospodarzowi Białego Domu – Donaldowi Trumpowi.
Prezydent od początku, jeszcze z czasów wygranej kampanii, powtarza dookoła: "America First", jednoznacznie wskazując na kierunki tak polityki międzynarodowej, jak i gospodarczej. Propozycja KE do tego wszystkiego pasuje jak pięść do nosa.
Nic dziwnego, że nieprzebierający w słowach prezydent USA zagroził zaskarżeniem takiego rozwiązania do Światowej Organizacji Handlu.
W sprzeczności z RODO i PSD2.
Pomysł Komisji Europejskiej spotkał się z falą krytyki. Nie szczędziła jej m.in. redakcja Bloomberga, argumentując, że wprowadzenie podatku daje zapewni niezbyt duży wpływ do budżetu UE w wysokości ok. 5 mld euro rocznie.
Propozycja KE, opierająca się na dostępie do indywidualnych, a nie tylko zanonimizowanych danych użytkowników stoi również w oczywistej sprzeczności z RODO. Co więcej, okazuje się, że w tak zaproponowanej formie podatek cyfrowy objąłby więcej przestrzeni niż to pierwotnie zakładano. Dotyczy to różnych usług bankowych, co z kolei nie do końca idzie z myślą unijnej dyrektywy PSD2, której ideą jest poszerzanie a nie ograniczanie rynku finansowego.
W Polsce zarazimy gigantów wrażliwością?
Dla polskiego rządu najbardziej optymalnym rozwiązaniem nie jest zmiana przepisów podatkowych, a raczej podejścia samej branży cyfrowej. Bo w naszym kraju nikt nie ma wątpliwości, że giganci powinni płacić stosowny podatek. "Nie może być tak, że podatnik z miasta powiatowego co miesiąc płaci określoną część swego dochodu, a pierwsza liga gospodarki światowej nie ma w ogóle kontaktu z urzędem skarbowym" – mówił dla PAP wiceminister finansów Paweł Gruza.
Na pytanie, czy polski rząd rozmawia na ten temat z największymi firmami, wiceminister stwierdził jedynie, że nie może obecnie udzielać takich informacji.