Dwa tygodnie z iPhone'em X z Face ID. To była dobra decyzja
Korzystam z iPhone’a X i Face ID od dwóch tygodni. Pora podsumować, w jakich przypadkach nowe zabezpieczenie biometryczne Apple’a działa dobrze i sprawdzić, czy są sytuacje, w których radzi sobie gorzej od czytnika linii papilarnych Touch ID.
iPhone X budzi kontrowersje. Apple wreszcie wprowadził do telefonów wyświetlacz typu OLED. Panel ma cieniutkie ramki, ale jego symetrię łamie płetwa kryjąca czujniki i aparat. W dodatku z telefonu usunięto ikoniczny przycisk Home obecny w iPhone’ach od dekady, a cena poszybowała w górę do poziomu 999 dol., co przekłada się w Polsce na kosmiczne 4979 zł.
Wraz z przyciskiem Home zniknął skaner linii papilarnych. Apple nie zdecydował się na umieszczenie go na tylnym panelu (co byłoby fatalnym pomysłem ze względu na ergonomię) i poszedł na całość. Nowy system autoryzacji poprzez skanowanie twarzy jest dla posiadaczy iPhone’a X jedynym dostępnym.
Podchodziłem do Face ID sceptycznie. Skanowanie twarzy jako metodę autoryzacji użytkownika widywałem wcześniej. Działało fatalnie. Moje obawy rozwiało jednak już pierwsze kilka godzin spędzonych z tym nowym telefonem. Apple po raz kolejny zaadaptował istniejące wcześniej rozwiązanie i…
… „zrobił to lepiej”.
Już przed premierą iPhone’a X malkontenci wydali wyrok, bazując na wstępnych opisach działania nowej technologii, fatalnej wizerunkowej wpadce Apple’a podczas konferencji i krążących po sieci przekłamaniach. Wiele osób było pewnie też nastawionych sceptycznie po doświadczeniach z podobnymi w założeniu, ale prymitywnymi w realizacji skanerami twarzy u konkurencji.
Po dwóch tygodniach z iPhone’em X już wiem, że nie ma co słuchać krytykantów. Face ID to bajecznie proste w użyciu narzędzie. W ogóle nie tęsknie za skanerem odcisków palców i popieram decyzję Apple’a - nie warto było trzymać się kurczowo starszej technologii. Skaner twarzy działa w większości wypadków lepiej niż czytnik odcisków palców.
Najłatwiej opisać działanie Face ID porównując je do czytnika linii papilarnych. Zabezpieczenie służy przede wszystkim do odblokowywania urządzenia. W dotychczasowych iPhone’ach, by dokonać autoryzacji, trzeba było wybudzić telefon i dotknąć palcem przycisk pod ekranem i przez chwilę go na nim zatrzymać.
W przypadku Face ID też trzeba dotknąć telefonu, ale w inny sposób. Po jego wybudzeniu telefon można odblokować nie poprzez dotknięcię przycisku Home, tylko za pomocą ruchu palca od dolnej krawędzi do góry. Dokładnie taki gest zastąpił przycisk Home w całym systemie iOS 11 - nie tylko na ekranie blokady.
Nie trzeba czekać na otwarcie kłódki, by odblokować telefon.
Wiele słów krytyki Face ID bierze się z niewiedzy. Owszem, dopiero po spojrzeniu na telefon wykonywany jest trójwymiarowy skan twarzy, a autoryzacja przebiega dopiero po jego porównaniu ze wzorcem zapisanym w ramach wydzielonego obszaru pamięci o nazwie secure enclave. Można mieć wrażenie, że trwa to dłużej niż skanowanie palca, ale to tylko pozory, bo nie jest istotna kolejność wykonywania działań.
Użytkownik po wzięciu iPhone’a X do ręki nie musi czekać na to, aż kłódeczka się otworzy. Skan jest wykonywany w tle od samego początku. Telefon naraz może rejestrować gest przejścia do pulpitu i porównywać skan z zapisanym modelem. W praktyce biorę do ręki telefon, który automatycznie się wybudza. Natychmiast przesuwam palcem (zamiast wciskać przycisk) po ekranie i zanim zdążę ten gest wykonać, Face ID autoryzuje mnie i widzę pulpit.
W praktyce nie widzę różnicy w szybkości działania pomiędzy Face ID i Touch ID.
Największą różnicą jest przeciąganie palcem po ekranie zamiast wciskania przycisku, który w poprzednich dwóch telefonach Apple’a był zresztą nie fizyczny, a dotykowy. Ten nawyk wszedł mi już w krew. Biorąc do ręki inne telefony - a nawet iPada - próbuję najpierw przesuwać palec po ekranie, zamiast naciskać guzik. Ten gest docenia się zresztą nie na ekranie blokady, tylko podczas pracy w systemie.
Niewymagające dociskania telefonu minimalizowanie aplikacji jest znacznie wygodniejsze i to naprawdę intuicyjne rozwiązanie. W podobny sposób chowa się przecież różne panele otwierające się w rozmaitych aplikacjach. Wisienką na torcie jest nowy przełącznik ostatnio otwartych aplikacji - wystarczy przesunąć po ekranie palcem w lewo lub w prawo przy dolnej krawędzi. Genialne!
Face ID to coś więcej niż sposób wyłączenia blokady ekranu.
Face ID pozwala znacznie szybciej przejść do aplikacji bezpośrednio z powiadomienia. W poprzednim telefonie, gdy wybudziłem telefon i dotknąłem powiadomienia, musiałem przenieść palec pod ekran, by dokonać autoryzacji. Teraz aplikacja otwiera się od razu po dotknięciu powiadomienia, bo zanim zdążę go dotknąć, telefon już zdąży zeskanować moją twarz.
Kolejnym aspektem, który umyka wielu malkontentom, są inne zastosowania biometrii niż odblokowywanie telefonu. W przypadku ekranu blokady obie metody - Face ID i Touch ID - działają tak samo sprawnie. Dopiero w innych kontekstach i scenariuszach nowa technologia pokazuje swoją siłę. Pod względem ergonomii jest lepsza niż czytnik linii papilarnych.
Trudno jednak dowiedzieć się o tym, czytając o Face ID na forach lub bawiąc się iPhone’em X na wystawie w sklepie.
Nową metodę autoryzacji można wykorzystać do np. automatycznego uzupełniania formularzy i danych logowania w Safari. Skanowanie twarzy przyznaje dostęp do pęku kluczy. Face ID wykorzystują w dodatku wszystkie aplikacje, które wcześniej obsługiwały Touch ID - oba sposoby uwierzytelniania korzystają z tego samego API. Logowanie się do banku lub aplikacji takich jak PayPal jest teraz, tak po prostu, wygodniejsze.
Dyskusyjne może być jedynie autoryzowanie zakupów. Nie da się dokonać płatności wyłącznie patrzeniem w telefon - co zresztą wcale nie byłoby pożądanym działaniem. Różnica względem Touch ID jest w praktyce jednak tylko taka, że palec trzeba przenieść z ekranu na jego krawędź na przycisk blokady i nacisnąć go dwukrotnie, a nie położyć go na chwilę pod ekran na przycisk Home.
Dopiero używając urządzenia przez dłuższy czas, można zrozumieć, jak bardzo niewidzialne jest Face ID.
Po raz pierwszy mogę korzystać z telefonu tak samo wygodnie, jak z urządzenia niezabezpieczonego w ogóle. Chociażby za to należą się Apple’owi brawa. Nowa technologia to nie jest tylko bajer, który podnosi cenę sprzętu - skaner twarzy w połączeniu z nowymi gestami w realny i mierzalny sposób ułatwiają korzystanie z iPhone’a. Autoryzacja z wykorzystaniem Face ID odbywa się w tle.
Podczas normalnego korzystania z telefonu skaner twarzy nie wymaga przenoszenia palca w odpowiednie miejsce. Face ID zadziała, jeśli tylko użytkownik skieruje głowę w stronę telefonu... na który podczas korzystania z urządzenia i tak się przecież patrzy. Apple pomyślał nawet o takich dodatkach jak podtrzymywanie podświetlenia ekranu podczas czytania i wyciszanie alarmów, gdy telefon widzi użytkownika. Animoji litościwie pomińmy.
Face ID oczywiście nie jest bez wad.
Zdarzają się sytuacje, gdy telefon nie odczyta poprawnie twarzy. Wtedy muszę jeszcze raz przesunąć palec po ekranie… albo wpisać kod - jak człowiek pierwotny z ery piksela łupanego. Takie sytuacje zdarzają się jednak sporadycznie. Przez dwa tygodnie podczas normalnego korzystania z telefonu Face ID wyłożyło się zaledwie kilkukrotnie.
W przypadku Touch ID też bywały momenty, gdy skaner nie chciał działać - zwłaszcza gdy miałem wilgotną dłoń lub się czymś zapaskudził. Face ID pozwoli odblokować leżący na stole telefon nawet podczas jedzenia tłustego burgera. Wystarczy w końcu spojrzeć na urządzenie i przesunąć małym palcem po ekranie od dolnej krawędzi.
Sytuacji, w których Face ID nie zadziała, będzie w dodatku coraz mniej.
Face ID uczy się twarzy użytkownika. Jeśli iPhone X nie rozpozna posiadacza od razu, wystarczy wpisać kod, zamiast wymuszać kolejny skan. Wtedy oprogramowanie - oczywiście jeśli aktualnie skanowana twarz dostatecznie przypomina tę zapisaną - uaktualni model. Można tak np. nauczyć algorytmy wyrazu swojej twarzy zaraz po obudzeniu z głową wciśniętą w poduszkę. Z czapkami i szalikami radzi sobie świetnie i bez tego.
Nie dziwię się, że wiele osób podchodzi do Face ID nieufnie. Pojawiły się już pierwsze udane próby oszukania nowego systemu za pomocą wymyślnych masek, oraz doniesienia, jakoby iPhone X miał problem z odróżnianiem od siebie nie tylko bliźniaków, ale też spokrewnionych ze sobą członków rodziny. Takim problemom faktycznie należy się przyglądać i trzymać kciuki, by to były jednostkowe przypadki.
Nie ma co jednak dyskredytować nowej technologii bez dokładnego zaznajomienia się z nią, jak to czyniło wielu internautów jeszcze przed premierą iPhone’a X. Bezrefleksyjna krytyka jest niczym innym, jak sianiem fermentu. Po samodzielnych testach Face ID już wiem, że nowe zabezpieczenie nie tylko sprawdza się w moim przypadku lepiej niż Touch ID, ale it just works. Po prostu działa.